Niezależność się czuje. Albo nie

Senat kończy dobijanie Krajowej Rady Sądownictwa i Sądu Najwyższego. Pod parlamentem kolejny dzień protestują obywatele, którzy nie bardzo jakoś ufają zapewnieniom partii rządzącej, że sądy kierowane przez nią będą sądzić sprawiedliwiej i będą bardziej niezależne.

Senackie Biuro Legislacyjne w swoich opiniach wykazało, że prezydenckie ustawy budzą wątpliwości konstytucyjne. „W głowie mi się nie mieści, że można wywrócić do góry nogami całe orzecznictwo Sądu Najwyższego” – mówiła podczas obrad plenarnych w Senacie główna legislatorka BL Beata Mandylis. Wyrażała taką opinię, mimo że jej chlebodawcą jest marszałek Senatu, jeden z czołowych polityków PiS.

A co na taką opinię senackich legislatorów senatorowie PiS? Zapytały ich „Fakty” TVN: „I co z tego?” – odparł jeden z nich (niestety, „Fakty” go nie podpisały, a po profilu trudno zidentyfikować). Anna Maria Anders (PiS): „Ja dziękuję. Spieszę się”. Stanisław Kogut (PiS): „Prawnicy nie zawsze mają rację”. Marszałek Stanisław Karczewski (PiS): „To nie orzeczenie. To opinia”.

Jak zwykle w sprawie ustaw ustrojowych, także ustawy o KRS i SN mają być przyjęte bez poprawek, żeby nie tracić czasu na ich powrót do Sejmu. Prezes Kaczyński ma ustawy „sądowe” dostać pod choinkę.

Na posterunku – we wtorek do 3 w nocy, a potem znowu w środę (a wcześniej cały czas w Sejmie) – był RPO Adam Bodnar. Senatorowie PiS zaatakowali go za to, że śmie wątpić, iż sędziowie powoływani do KRS przez partię rządzącą nie będą od owej partii niezależni. Bo to znaczy, że sam Bodnar nie jest niezależnym rzecznikiem, bo powołała go partia rządząca.

Po pierwsze, sposób wyboru RPO – przez Sejm za zgodą Senatu – określa wprost konstytucja. Tymczasem w stosunku do sędziów mówi ona, że wybierani są do KRS „przedstawiciele sędziów”, a więc, jak sama nazwa wskazuje, osoby, które sędziowie „przedstawili” jako działające w ich imieniu.

Po drugie, jak odpowiedział sam Adam Bodnar, „Rzecznik nie podejmuje żadnych decyzji, które miałyby wpływ na konkretne rozstrzygnięcia dotyczące praw i wolności obywatelskich, w odróżnieniu od Krajowej Rady Sądownictwa, bo Krajowa Rada Sądownictwa rozstrzyga decyzje dotyczące przyszłości zawodowej osób, dotyczące awansów, przenoszenia ich itd. O tym, jak ważne są to decyzje, świadczy chociażby niedawna debata dotycząca problemu asesorów sądowych”.

Po trzecie, to, czy jest się niezależnym, zależy od tego, czy się ma kręgosłup. Jak sią go nie ma, to i gwarancje prawne nie pomogą.

Czwarta różnica – czy raczej błąd logiczny – niezależność osób sprawujących funkcje kontrolne jest niezależnością od WŁADZY, czyli od rządzących, a nie od opozycji. Opozycja nie ma instrumentów nacisku na organy kontrolne, bo nie ma władzy.

Adam Bodnar niewątpliwie ma kręgosłup: trudno mu zarzucić, żeby wysługiwał się partii rządzącej. I komukolwiek. Jako działacz Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i prawnik przez lata prezentował dokładnie takie same poglądy na państwo prawa i prawa człowieka jak dziś. A wskazała go na urząd RPO nie partia polityczna, ale organizacje społeczeństwa obywatelskiego, które wywarły w tej sprawie społeczny nacisk na rządzące PO i PSL.

Wreszcie: Adam Bodnar trzyma się swoich poglądów także wtedy, gdy partia rządząca drugi rok z rzędu obniża budżet jego urzędu i raz po raz grozi odwołaniem.

Obywatele nie muszą wierzyć w niezależność RPO, bo mogą sami ją ocenić.

O wizerunek niezależnych sędziów powinni zaś dbać przede wszystkim sędziowie. Wtorkowe „Fakty” TVN pokazały scenkę z przyjęcia, które PiS zorganizował w Sejmie z okazji wotum zaufania dla rządu Mateusza Morawieckiego. Mogliśmy zobaczyć gawędzących przy kieliszku wina dwóch prezesów: Naczelnego Sadu Administracyjnego, Marka Zirk Sadowskiego, i partii rządzącej, Jarosława Kaczyńskiego. Niby nic. Tyle że to jednak nie uroczystość państwowa, na której obecność prezesów konstytucyjnych organów sądowych byłaby naturalna. To nawet nie spotkanie urzędowe. To impreza „partyjno-rządowa”, jak mówiło się za PRL. I w takiej imprezie uczestniczy prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego – sądu, który ROZPATRUJE SKARGI NA DECYZJE WŁADZ, W TYM WŁADZY CENTRALNEJ. W dodatku czyni to dokładnie w tym samym czasie, gdy Senat uchwala niekonstytucyjne prawo dotyczące sądów, a pod parlamentem protestują obywatele.

Złośliwi spekulowali, że prezes Zirk Sadowski w przyszłym roku skończy 65 lat, czyli wejdzie w wiek emerytalny, który właśnie PiS ustalił dla sędziów. A pozostanie na urzędzie – jak w przypadku Pierwszej Prezes SN Małgorzaty Gersdorf – zależeć będzie, według nowych przepisów, od władzy wykonawczej. W dodatku według nowego prawa PiS sędziowie, o niepowołaniu których zdecyduje KRS, będą się mogli skarżyć już nie, jak dotąd, do Sądu Najwyższego, ale do NSA właśnie.

Tyle refleksji nad niezależnością organów i osób piastujących funkcje publiczne. Na kilka dni przed pogrzebem trójpodziału władzy