Siedziałam za wolnością

Sobotnia kontrmiesięcznica smoleńska skończyła się dla mnie niespodziewanie szybko: byłam jedną z pierwszych Obywateli RP wyniesionych przez policję.

Staliśmy – na oko kilkaset osób – przy placu Zamkowym, czekając, aż dotrze tam z mszy w archikatedrze św. Jana smoleńska procesja. Dalej policja nie puszczała.

Inni Obywatele – z białymi różami w rękach – i kobiety z Czarnego Protestu, na czarno, z czarnymi parasolkami z białą różą, przechadzali się wzdłuż szpaleru policjantów odgradzających jezdnią Krakowskiego Przedmieścia, którą miała przejść smoleńska procesja. Była też pikieta „Tamy” z transparentem „Kłamstwom smoleńskim stawiamy Tamę”.

W pewnym momencie – prawdopodobnie wtedy, gdy procesja smoleńska miała dotrzeć do placu – policjanci, których było przynajmniej tylu, ilu Obywateli, odgrodzili Obywateli kordonem i sznurem. Siedliśmy na ziemi, a wtedy funkcjonariusze, nie czekając, aż procesja smoleńska się pojawi, zaczęli nas wynosić. Siedziałam z brzegu, więc byłam wyniesiona jako jedna z pierwszych. Policjanci chwycili mnie pod ramiona i za nogi i ponieśli Miodową. Zrobili to w sposób twardy, ale nie brutalny. Zapytali, czy dalej pójdę sama, ale odmówiłam, więc – we czterech, co przy mojej wadze było chyba przesadą – zanieśli mnie na podwórko przy Miodowej (róg Koziej i Senatorskiej), gdzie urządzili coś w rodzaju izby zatrzymań.

Policjantów było wielokrotnie więcej niż Obywateli. Spisywali nas z dowodów. Co bardziej uświadomieni nie dawali im dowodu do ręki, tylko go „okazywali” i dyktowali swoje dane. Ja dałam dowód, który policjant wsadził do notesu, po czym poszedł sprawdzać mnie w policyjnej bazie. To samo działo się z każdym przyniesionym Obywatelem. Policjanci byli spokojni, niektórzy przyjaźni. Nie było żadnych prób prowokacji. Pełna kultura. Pytaliśmy, czy jesteśmy zatrzymani – odpowiedzieli, że nie. Wtedy ci z Obywateli, którzy nie dali dowodów, tylko je „okazali” i zostali spisani, chcieli wyjść i kontynuować spontaniczne zgromadzenie przeciw kłamstwu smoleńskiemu. Ale podwórko zamknięte było kordonem policji i nie wypuszczano. Zatem byliśmy – w sumie chyba z kilkadziesiąt osób – pozbawieni wolności w trybie, którego prawo nie przewiduje. Bo można albo zatrzymać do wyjaśnienia, albo wylegitymować. Ale legitymowanie nie może trwać dwie godziny. To już jest pozbawienie wolności.

Byli z nami wszyscy najaktywniejsi Obywatele RP, z Pawłem Kasprzakiem. I Władysławem Frasyniukiem – odmłodniałym jakoś o 40 lat. Policjantów przynajmniej pięć razy tyle co zatrzymanych… przepraszam, pozbawionych wolności w trybie pozaprawnym. Żadnych spięć, żadnych awantur.

Zaproponowano mi mandat wysokości 500 zł – wszystkim proponowano tyle samo – za „wykroczenie polegające na przeszkadzaniu w odbyciu legalnego zgromadzenia”. Szczerze mówiąc, przeszkodzić nie zdążyliśmy, bo zgarnięto nas, zanim owo zgromadzenie się zaczęło. Poza tym naszym zamiarem nie było przeszkadzać, tylko się pokojowo, z różami, przyłączyć.

Odmówiłam przyjęcia mandatu – z tego, co wiem, nikt go nie przyjął. Policjant grzecznie spytał: – Mogę zapytać o powód? Grzecznie odpowiedziałam, że nie zrobiłam nic nielegalnego, po prostu próbuję korzystać z należnej mi na mocy konstytucji wolności zgromadzeń. Zostałam pouczona, że w takim razie będą ukarana w trybie nakazowym, i że mogę się odwołać.

Przyjechali adwokaci, wolontariusze z warszawskiej Okręgowej Rady Adwokackiej, ale policja nie wpuściła ich za kordon. Policjanci nie wyjaśnili, na jakiej podstawie. Gdybyśmy byli zatrzymani – mieliby obowiązek dopuścić do nas adwokatów. Jeśli nie byliśmy zatrzymani – też nie było powodu, by ograniczać nam w jakikolwiek sposób kontakt z osobami, które chciały się z nami zobaczyć. Przed kordonem zebrali się Obywatele cieszący się wolnością i skandowali na zmianę: „Uwolnić Frasyniuka!” i „Uwolnić zatrzymanych!”. A także: „Konstytucja!”.

Konstytucja, oprócz wolności zgromadzeń, daje każdemu – art 41. ust 5. – prawo do odszkodowania za bezprawne pozbawienie wolności. No więc zastanowię się, czy nie wystąpić w tej sprawie do sądu. W końcu przez jakieś półtorej–dwie godziny byłam pozbawiona wolności w trybie prawem nieprzewidzianym. Myślę, że inni niezatrzymani Obywatele RP też powinni o tym pomyśleć.

Wszyscy – jak sadzę – staniemy przed sądem, który rozważy policyjne wnioski o ukaranie. I będziemy mieli okazję wyjaśnić, że korzystaliśmy pokojowo z naszej konstytucyjnej wolności. Zobaczymy, co sąd na to.

Zastanowię się też, czy nie złożyć pozwu cywilnego o naruszenie moich dóbr osobistych w postaci wolności zgromadzeń. Uczestniczyłam w zgromadzeniu spontanicznym, a moim zamiarem było przyłączenie się do procesji smoleńskiej z białą różą – symbolem pokojowego protestu Obywateli RP przeciwko wykorzystywaniu narodowej tragedii do partykularnych celów partii politycznej. Albo – jak woli Jarosław Kaczyński – z symbolem nienawiści i pogardy (czyjej? Bo na pewno nie mojej).

Nie widziałam, ile osób podczas procesji smoleńskiej dało wyraz swojemu sprzeciwowi wobec żerowania na tragedii. Ale z mojego miejsca pozbawienia wolności słyszałam, że musiało być ich naprawdę dużo, bo głośno skandowali.

Mam nadzieję, że z miesiąca na miesiąc będzie nas więcej. Bo po co nam prawa i wolności, jeśli z nich nie korzystamy?

Nie chodzi o blokowanie smoleńskich procesji. Nigdy nie popierałam blokowania innym korzystania z wolności pokojowych zgromadzeń. Problem w tym, że tę wolność maja dziś tylko obywatele lepszego sortu. Sort gorszy, mimo starań, nie może korzystać z wolności zgromadzeń za pomocą narządzi z ustawy o zgromadzeniach. Władza odmawia rejestracji zgromadzeń kontrrocznicowych. Mało tego: odmawia też obywatelom gorszego sortu (do których mam zaszczyt się zaliczać) prawa przyłączania się do smoleńskiego pochodu. Przyłączania się w sposób pokojowy.
W takiej sytuacji postanowiłam usiąść w proteście. Nie ma innej drogi walki o możliwość korzystania z naszej konstytucyjnej wolności. To władza działa bezprawnie ograniczając tę wolność wbrew konstytucji i międzynarodowym konwencjom. Wiec za miesiąc usiądę znowu. Nie przeciw smoleńskiemu pochodowi, tylko przeciw nadużyciom władzy. I za wolnością.