Co ma wspólnego afera „Kasty” z oskarżeniem sędziego Łączewskiego?
PiS nie odpuszcza w sprawie sędziego Wojciecha Łączewskiego. Chce, żeby został postawiony w stan oskarżenia za fałszywe zawiadomienie o przestępstwie podszycia się pod niego na Twitterze. Chodzi o rzekome spiskowanie Łączewskiego z fejkowym kontem Tomasza Lisa na temat obalenia PiS, opisane przez „Warszawską Gazetę”.
Dowodem są screeny z urządzeń. Zdaniem biegłego powołanego przez prokuraturę nie ma dowodów, że zostały wysłane z urządzeń sędziego. Zbadano dwa komputery i jeden telefon i „nie stwierdzono, by tego typu dane były przesyłane”. Podobnie ze zdjęciem sędziego, które rzekomo wysłał, żeby się uwiarygodnić. Twitter odmówił udostępnienia danych – mimo to prokuratura twierdzi, że sędzia złożył fałszywe zawiadomienie o przestępstwie.
Sąd dyscyplinarny w Krakowie odmówił uchylenia sędziemu immunitetu na razie z przyczyn formalnych. Prokurator prowadził tę sprawę z doniesienia Łączewskiego, a więc był konflikt interesów. Od tej decyzji odwołał się prokurator i rzecznik dyscyplinarny Piotr Schab, a wniosek ten rozpatrzy sprawdzona Izba Dyscyplinarna złożona z – jak podała „Gazeta Wyborcza” – dwóch byłych prokuratorów i ławnika. Wynik łatwy do przewidzenia.
Ale prócz konsekwencji PiS w prześladowaniu sędziego, który m.in. skazał Mariusza Kamińskiego, sprawa ma drugi ważny aspekt – przypomina przypadek „Kasty”.
W obu sprawach dowodem są screeny. Tyle że w wypadku „Kasty” osoby wymieniane jako jej członkowie – prócz koordynatorki hejterskiej akcji Emilii – nie udostępniły prokuraturze swoich urządzeń. A nawet nie zdecydowały się – jak Łączewski – zawiadomić prokuratury o podszywaniu się pod nie. Zapowiedzieli tylko prywatne akty oskarżenia, a to wielka różnica, bo w takich sprawach karnych prokuratura nie występuje (chyba że się przyłączy, jak do sprawy rodziny Ziobrów przeciw krakowskim lekarzom).
Dlaczego wybrali te drogę? Drogę, która – w odróżnieniu od prokuratorskiego śledztwa – będzie ich kosztować, bo trzeba wynająć adwokata? Która daje mniejsze możliwości dowodowe? Nie chcą się narazić na zarzut fałszywego zawiadomienia? Chcą ominąć konieczność przebadania swoich urządzeń?
I druga sprawa: prokuratura chce oskarżyć sędziego Łączewskiego, mimo że – jak ocenił biegły – nie ma dowodów. A więc zamierza odrzucić opinię eksperta, że same screeny nie są dowodem, i stwierdzić, że są. Skoro tak, to powinna uznać za wystarczające do postawienia zarzutów domniemanym członkom „Kasty” screeny z urządzeń Emilii i dane z serwera Twittera dotyczące jej konta. Tym bardziej że ma jej urządzenia. I tym bardziej, że chodzi o znacznie poważniejsze przestępstwa: stalking, wynoszenie poufnych dokumentów, czyli nadużycie władzy i złamanie ochrony danych osobowych. A wszystko to w ramach zorganizowanej grupy przestępczej.
Na razie śledztwo toczy się „w sprawie”, a jako gorący kartofel przerzucono je do prokuratury w Lublinie. Jeśli żylibyśmy w państwie prawa, prokuratura powinna niezwłocznie wystąpić o uchylenie immunitetów domniemanym członkom „Kasty”, tak jak zrobiła to z sędzią Łączewskim. Wszak według ogłoszonego kilka dni temu programu PiS równość – w tym równość wobec prawa – jest jedną z podstawowych wartości dla tej partii.