Sumienie drukarza
Czy sprzeciw sumienia może usprawiedliwiać dyskryminację? Słynna sprawa łódzkiego drukarza, który odmówił wykonania stojaka reklamowego z logo organizacji „LGBT Biznes Forum” – rozstrzygnięta. Problem klauzuli sumienia w usługach – nie.
Sprawa drukarza stała się symbolem: z jednej strony walki o prawa i godność osób LGBT, z drugiej – barykadą obrony antygenderyzmu. I obrony prawa do sprzeciwu sumienia opartego na wierze katolickiej. Czyli, w Polsce, sumienia jedynie słusznego (choć nie jest do końca pewne, czy Chrystus rzeczywiście uznałby, że należy dyskryminować osoby LGBT i demonstrować publicznie swoją dla nich pogardę).
Do walki z jednej strony stanęli Kampania Przeciw Homofobii i Rzecznik Praw Obywatelskich, z drugiej – antygenderowa organizacja Ordo Iuris i sam minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro, który polecił prokuraturze przyłączyć się do sprawy po stronie drukarza. Uznał, że skazanie drukarza „burzy wolność myśli, przekonań i poglądów, a także swobodę gospodarczą, polegającą na dowolności transakcji”. Konstytucja rzeczywiście zapewnia wolność sumienia i wolność działalności gospodarczej. Ale też zakazuje dyskryminacji z jakiejkolwiek przyczyny, co znaczy, ze państwo ma zapewnić ochronę przed dyskryminacją – także w sferze usług publicznych.
Jednak żaden przepis ustawy, ani nawet unijnej dyrektywy, nie zakazuje wprost dyskryminacji ze względu na orientację seksualną w dostępie do usług. Unia przyjęła pięć dyrektyw antydyskryminacyjnych, ale one regulują tylko pewne wycinki rzeczywistości. W przypadku osób LGBT nie dotyczą np. dostępu do usług. Unia pracuje nad ogólną dyrektywą antydyskryminacyjną, ale m.in. Polska sprzeciwia się tej idei. A osoby LGBT są w Polsce chronione tylko przed dyskryminacją w pracy.
Tak więc łódzki drukarz, na wniosek policji, odpowiadał trochę dziwnie: za wykroczenie z art. 138 kodeksu wykroczeń: „Kto, zajmując się zawodowo świadczeniem usług, umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny”.
W postępowaniu nakazowym (a więc bez udziału zainteresowanego) sąd rejonowy skazał drukarza na 200 zł grzywny. Ukarany wniósł sprzeciw i tym samym wyrok został skasowany, a sprawa przekazana do osądzenia w normalnym trybie. Wtedy zrobiło się o niej głośno, a drukarz stał się symbolem: dla jednych walki o wolność sumienia, dla drugich – dyskryminacji na tle homofobii.
W czwartek sędzia Sądu Rejonowego w Łodzi Marek Pietruszka uznał drukarza winnym wykroczenia, ale odstąpił od wymierzenia kary. Ustne uzasadnienie wyroku nie daje jednoznacznej odpowiedzi, czy sędzia dał pierwszeństwo równości przed sumieniem. Powiedział, że drukarz motywowany był przekonaniami religijnymi, które skutkowały niechęcią do osób LGBT. I że te przekonania nie mogą być uznane za „uzasadnioną przyczynę” odmowy wykonania usługi. Z drugiej jednak strony uznał przepis kodeksu wykroczeń zakazujący odmowy wykonania usługi za peerelowski relikt, który, być może, wymaga zmiany.
Przepis rzeczywiście pozostał z PRL-u. I pierwotnie służył temu, by w czasach pustych półek sklepowych móc karać sprzedawców za ukrywanie towaru i sprzedawanie go „spod lady”. Więc jeśli sędzia uznał art. 138 kodeksu wykroczeń za relikt PRL-u, to widział w nim nie ochronę przed dyskryminacją, ale przed „spekulacją” – jak sprzedawanie drożej towaru spod lady nazywano w PRL-u. A to by znaczyło, że nie rozważał kwestii konfliktu sumienia, tylko zastosował przepis w jego literalnym brzmieniu.
Wyrok jest nieprawomocny i strony – prokurator i drukarz – mogą się od niego odwołać. Ale karalność czynu drukarza przedawni się 27 maja i bardzo wątpliwe, by do tego czasu sprawę prawomocnie rozpatrzył sąd odwoławczy. A więc okazja, by wyznaczyć polski standard rozwiązywania konfliktu sumienia i niedyskryminacji – szczególnie gdyby sprawa dotarła do Sądu Najwyższego – de facto została zmarnowana.
To była pierwsza taka sprawa w Polsce. Wcześniej mieliśmy sprawy o dyskryminację w świadczeniu usług ze względu na niepełnosprawność (wypraszanie z dyskoteki osoby na wózku czy z kawiarni osoby niewidomej z psem przewodnikiem) czy ze względu na narodowość (wypraszanie Romów z restauracji czy odmowa obsłużenia Uzbeków w sklepie). A więc w grę nie wchodziło sumienie, tylko zwykła niechęć czy zła wola. Z sumieniem mieliśmy do tej pory do czynienia tylko w przypadku lekarzy odmawiających aborcji czy np. zapisywania środków antykoncepcyjnych. A także aptekarzy – którzy też chcą mieć, jak lekarze, ustawową klauzulę sumienia. I urzędników stanu cywilnego, którzy powołując się na swoje przekonania, ogłaszali, że nie będą wydawać dokumentów umożliwiających parom jednopłciowym zawarcie związku za granicą. Ale nikt nie odpowiadał za to karnie, nie płacił odszkodowania.
Wojna sumienia z równością nie jest wyłącznie polska. W demokracjach bardziej historycznie zakorzenionych trwa od wielu lat. W Wielkiej Brytanii np. pozamykały się katolickie ośrodki adopcyjne po przegranej przed Sądem Najwyższym. Ośrodki skarżyły prawo, które nakazuje im traktować bez dyskryminacji pary jednopłciowe, chcące adoptować dziecko. W Szwecji pielęgniarka, która odmawiała asystowania przy aborcjach, nie mogła znaleźć zatrudnienia. Sąd uznał, że obowiązek wykonania świadczenia medycznego jest ważniejszy od sumienia, i ktoś, kto chce być pielęgniarką na oddziale ginekologiczno-położniczym, musi się z tym liczyć.
Analogicznie można powiedzieć: ktoś, kto zostaje drukarzem, musi się liczyć z drukowaniem różnych treści. Tylko co gdyby przyszło mu wydrukować np. antysemicką broszurę, w której prokuratura nie doszukała się wzywania do nienawiści na tle etnicznym (a tak najczęściej bywa)? Czy możemy uznać, że istnieje dyskryminacja słuszna i niesłuszna? A jeśli tak, to kto będzie ową słuszność oceniał?
Dwoje cukierników z Portland (Oregon, USA), którzy ze względu na przekonania religijne (są ormiańskimi katolikami) odmówili wykonania tortu malinowego na ślub lesbijek, ukarano administracyjnie grzywną wysokości 135 tys. dol. Chodziło o złamanie ustawy o ochronie konsumentów. Zapłacili grzywnę i musieli zamknąć cukiernię (teraz sprzedają ciastka przez internet). Odwołali się do sądu. Na początku marca odbyła się pierwsza rozprawa. Sędzia pytał, czy gdyby ich sumieniu sprzeciwiały się np. małżeństwa międzyrasowe, odmówiliby takiej parze tortu na ślub?
Miesiąc temu Sąd Najwyższy Stanu Waszyngton uznał 72-letnią florystkę Barronelle Stutzman za winną naruszenia ustawy o ochronie konsumentów, bo odmówiła przygotowania kwiatowej oprawy na ślub pary gejów. Kwiaciarkę zaskarżyła słynna Amerykańska Liga Praw Obywatelskich i stan Waszyngton. Sąd nakazał kwiaciarce zwrot kosztów procesu poniesionych przez Ligę, co wyniesie zapewne setki tysięcy dolarów. Stutzman odmówiła uświetnienia ślubu gejów, bo uznała, że katolicyzm, który wyznaje, sprzeciwia się ślubom par jednopłciowych. Stała się symbolem walki o wolność wyznania w USA.
Tak surowe sankcje za sprzeciw sumienia wywołały kontrreakcję organizacji chrześcijańskich. Naciskają na prezydenta Trumpa, by wprowadził prawo chroniące religię. Podobno Trump ma taki projekt. W stanie Indiana już uchwalono ustawę „o przywróceniu wolności religijnej”, dającą prawo odmowy świadczenia usług ze względów religijnych. A Sąd Najwyższy USA zakwestionował zgodność z konstytucją zapisu w ustawie o ubezpieczeniu zdrowotnym „Obamacare”, by polisy prywatnych firm ubezpieczeniowych obejmowały pigułkę „dzień po”. A więc tu sumienie wygrywa z równością.
Rok temu polski Sejm dobrej zmiany pracował nad przepisem ustawy o fizjoterapeutach, który dawał tej grupie zawodowej prawo sprzeciwu sumienia. Posłowie PiS, którzy forsowali przepis, pytani, jakich sytuacji mogłoby to dotyczyć: odmówią wykonania zabiegu rozwodnikowi? osobie transpłciowej?, – nie potrafili odpowiedzieć. W końcu podali przykład: kobieta z antykoncepcyjną wkładką domaciczną (zapewne jako zabójczyni plemników). Tylko jak sprawdzaliby, czy kobieta ma wkładkę?
Sami poczuli absurd i wycofali się z pomysłu. Ale asumpt do niego dał w październiku 2015 r. Trybunał Konstytucyjny. Sądząc przepisy o lekarskiej klauzuli sumienia, uznał, że ma ona bezpośrednie zakorzenienie w konstytucyjnej wolności sumienia i wyznania, i obowiązywałaby nawet, gdyby nie było jej w ustawie o zawodzie lekarza. Takie stwierdzenie otwiera innym grupom zawodowym prawo odmowy świadczenia obowiązków z powołaniem się bezpośrednio na konstytucję. Bo wolność sumienia nie tylko lekarzom przysługuje.
Sumienie czy niedyskryminacja? Były pełnomocnik rządu (PiS) ds. równego traktowania Wojciech Kaczmarczyk w wywiadzie, którego udzielił mi rok temu do „Gazety Wyborczej”, stwierdził, że hotelarz może, powołując się na sumienie, odmówić wynajęcia pokoju parze gejów. Potem na swoim koncie na Facebooku dodał, że także np. osobie czarnoskórej. To niewątpliwie świadczy o konsekwencji myślenia: skoro sumienie jest najważniejsze, to dajmy mu pierwszeństwo i nie oceniajmy, które poglądy są dobre, a które złe.
Tylko dokąd to prowadzi?
Wszystkie międzynarodowe akty uznają jednak rasizm za zło. Ale czym różni się przekonanie o niższości jakiejś rasy od przekonania o niższości osób homoseksualnych? Albo kobiet? Albo „wegetarian na rowerach”, których partia rządząca uznaje za „obywateli gorszego sortu”? Czy to, że ktoś dyskryminując, powołuje się na religię, może tę dyskryminację uprawomocniać?
Z drugiej strony: czy zmuszanie katolickich ośrodków adopcyjnych do przyznawania dzieci parom jednopłciowym to jednak nie przesada? W końcu to niejedyne ośrodki adopcyjne w Wielkiej Brytanii. A drukarz – to niejedyny drukarz w Łodzi. Ale już apteka w Żabiej Woli Małej odmawiająca sprzedaży środków antykoncepcyjnych może być jedyną w promieniu wielu kilometrów…
Z drugiej strony: dlaczego lekarz ma prawo odmówić przepisania środków antykoncepcyjnych, a aptekarz nie ma prawa odmówić ich sprzedaży?
I tak dalej…
Problem z konstytucyjnymi wartościami, które są w konflikcie, jest taki, że nie można jednej dać pierwszeństwa tak, by zniweczyć drugą. Bo obie są wartościami konstytucyjnymi. Trzeba znaleźć jakiś balans.
Dla mnie czwartkowy wyrok: winny, ale nie ukarany, choć wydaje się, że sędzia przemknął się boczkiem koło problemu, jest jednak takim wyważeniem. Jeśli traktujemy sprzeciw sumienia poważnie, to powinien on cokolwiek kosztować. Jeżeli za wierność sumieniu nie płacilibyśmy żadnej ceny, to cóż byłaby warta?
Cóż byłaby warta równość, gdyby – przynajmniej w sferze publicznej – nie dało się jej egzekwować? I cóż byłby wart świat, w którym można dyskryminować, powołując się na sumienie?
Komentarze
Mężczyzna, który współżyje z innym mężczyzną, jak z kobietą, popełnia obrzydliwość, obydwaj poniosą śmierć. Ich krew spadnie na ich głowy. To leviticus, księga kapłańska, dawno już nieważna, ale jej echa nadal dzwonią w uszach naszych talibów. Za chwilę znajdą ekspertów od anatomii, którzy wykażą w którym miejscu samcom homo sapiens brakuje żebra (tego od ewy). Jaka szkoda, że minister Samsonowicz, chociaż historyk, zanim wprowadził religię do szkół, nie potrafił odróżnić kościoła juliańskiego (w opresji), od kościoła konstantyńskiego – tryumfującego. Za chwilę Darwin, geologia, biologia, fizyka itp.
zabobony pójdą na przemiał, a dzieci będą się uczyć jedynie słusznego kreacjonizmu. Tak nam dopomóż Jarosław Mądry,
Antoni Rozsądny i Ojciec Tadeusz, w Inwestycjach Jedyny. Amen.
PS.: Tzw. Chrystus nie tylko dyskryminowałby osoby LGTB, ale jako szczery wyznawca Boga JAHWE, prawdopodobnie byłby zwolennikiem ich fizycznej eliminacji. W końcu zawsze podkreślał swój związek z Ojcem. Polecam lekturę Deschnera, Mynarka, czy Utemann – leczy z monoteistycznych złudzeń!
Trudno się nie zgodzić, że wybierając zawód lekarza czy pielęgniarki, prędzej czy później człowiek zetknie się z sytuacją, która będzie sprzeczna z jego sumieniem. Dlatego warto się z góry zapytać – czy jestem na to gotów. Bo mogę się starać wytłumaczyć kobiecie delikatnie i po ludzku, że są inne opcje niż aborcja, ale nie mogę jej zmusić do zmiany zdania ani tym bardziej – jako lekarz mający obowiązek pomagać wszystkim – uchylić się od pomocy.
A wolność świadczenia usług, jak każda wolność, to nie przykrywka do robienia co mi się podoba. Żadne społeczeństwo by nie funkcjonowało, jak ludzie zaczęliby nagle odmawiać wykonania prostej usługi tylko dlatego, że im się coś tam światopoglądowo nie podoba. Przy okazji warto może pamiętać, że nie można do jednego worka wsadzić odmowy wydrukowania czegoś dla gejów/niepełnosprawnych/czarnych/ufoludków/Żydów oraz treści antysemickich. Lub anty cokolwiek. Odmowa wydrukowania plakatu, bo nie lubię gejów, to nie jest to samo co odmowa wydrukowania plakatów dla nazistów, prawda? Każdy z nas to chyba intuicyjnie rozumie. Nawet należałoby stwierdzić, że nasze człowieczeństwo obliguje nas do odmowy wypełnienia zadania, które podżegałoby do nienawiści, które dyskryminowałoby jakąkolwiek grupę, nawet grupę, której nie lubimy. Podobnie jak nasze człowieczeństwo wymusza na nas nieco zadumy i pokory i świadomości, że okay, mnie się może geje nie podobają, ale w końcu to tacy ludzie jak ja, nie będę za nich aktywnie walczyć, ale zrobię im ładny plakat albo cokolwiek. Bo dla człowieka zrobię. Szkoda, że ten pan drukarz i broniący go ludzie jakoś zapomnieli o tej podstawowej prawdzie.
I ponownie zadziwia mnie, jak o wolności najgłośniej krzyczą ci właśnie, którzy odmawiają jej innym. Moja racja jest najprawdziwsza, ja mam prawo tak zrobić, czyli de facto druga strona nie ma tej racji i jest w błędzie. Ponownie powiem – nieco zadumy i pokory nie zaszkodziłoby nikomu.
Jeśli drukarz (i ktokolwiek inny) nie jest finansowany przez państwo, to i nie powinien być przez państwo zmuszany do świadczenia usług. W przypadku usług finansowanych przez państwo (np. zdrowotnych albo sprzedaży leków dotowanych przez państwo), państwo powinno decydować o warunkach świadczenia usług i może w takiej sytuacji zakazywać ‚klauzuli sumienia’. Drukarz nie chce wydrukować, to się szuka innego drukarza albo drukuje na drukarce w domu. To samo dotyczy cukierni, kwiaciarni, florystów itd. Lekarzom i pielęgniarkom państwo może nakazywać wykonywanie usług, jeśli ich pracę finansuje. Jeśli państwo uważa, że potrzebne są cukiernie obsługujące gejów i obecnie ich brakuje, to powinno samo takie cukiernie (drukarzy, florystów, kwiaciarnie) uruchomić za pieniądze podatników, a nie zmuszać prywatnych usługodawców do rezygnacji z działalności. To samo dotyczy ośrodków adopcyjnych. Jeśli państwo ich nie finansuje, nie powinno się wtrącać. A jeśli finansuje (i usługodawca takie finansowanie dobrowolnie przyjmuje), to może się wtrącać. Pozdrawiam KM.
W sprawie adopcji. Państwo w ogóle nie powinno decydować o tym, kto może nabyć prawa do opieki nad dzieckiem. Taką decyzję powinna podejmować tylko i wyłącznie biologiczna matka, która dziecko urodziła i zgodnie z zasadami wolnego rynku jest za nie odpowiedzialna. Jeśli matka nie chce się opiekować dzieckiem, może przekazać prawa do opieki komu chce bez żadnych ograniczeń. Może to być zarówno ośrodek opieki nad dziećmi prywatny lub państwowy, jak i dowolna osoba prywatna, np. samotny, stary gej będący ćpunem i alkoholikiem. Jeśli matka uważa, że jest to najlepsza osoba do opieki nad dzieckiem, państwo nie powinno się w żaden sposób wtrącać, a jedynie zalegalizować taki fakt. Państwo nie jest od mówienia ludziom, jak mają żyć.
Pisze Pani Redaktor – Problem z konstytucyjnymi wartościami, które są w konflikcie, jest taki, że nie można jednej dać pierwszeństwa tak, by zniweczyć drugą. Bo obie są wartościami konstytucyjnymi.
Obóz Narodowo-Radykalny, zarejestrowany w Polsce w roku 2012 jako stowarzyszenie, jest – póki nie zostanie zdelegalizowany – organizacją konstytucyjną. Podobnie jak legalnie działająca od 1989 roku organizacja Młodzież Wszechpolska. Czy jakikolwiek sąd może nakazać drukarzowi wydrukowanie banerów, plakatów i ulotek obu tych organizacji, gdy ich przedstawiciele przyjdą do jego firmy z zamówieniem na druk tychże, a on odmówi będąc zagorzałym przeciwnikiem wartości narodowych, faszyzmu i katolicyzmu – razem wziętych? Jeśli tak postąpi, to prawnicy obu organizacji (a maja one swoich prawników, ba, mają swoich posłów) natychmiast zaskarżą ową odmowę z art. 138 kodeksu wykroczeń i – mając pokrętne orzeczenie łódzkiego sędziego, Marka Pietruszki – będą domagać się ukarania drukarza. To, że sprawa: drukarz reprezentowany przez prawników Ordo Iris (nb. sekty wywalonej na zbity pysk z Brazylii) kontra prawnicy reprezentujący środowiska LGBT, nie doczekała się (i nie doczeka, gdyż – jak słusznie Pani pisze – w maju ulegnie przedawnieniu) jednoznacznego rozstrzygnięcia z Sądzie Najwyższym, powoduje, że taki proces (ONR i MW vs środowiska liberalno-demokratyczne) może nas czekać w najbliższej przyszłości. Geje i lesbijki to nie to samo co „jedynie słuszne, patriotyczne” środowiska „prawdziwych Polków katolików”. Środowisko LGBT ma w Polsce więcej przeciwników niż zwolenników, a „prawdziwie patriotyczna” Młodzież Wszechpolska, wspierana przez Rodziny Radia Maryja, ma więcej zwolenników niż zwolennicy małżeństw homoseksualnych. Po tym maju może być ciekawie.
Jeśli to jest jego własność, to on ma pełne prawo do tego, by nią według własnego uznania rozporządzać. I nikomu nic do tego! Socjalistyczne łapy precz o cudzej własności! To, co się w Polsce dzieje, jest chore… W WOLNYM (!) Texasie, gdzie każdy (!) na ulicy może swobodnie nosić przy sobie broń, właściciel baru ma pełne prawo wywiesić na drzwiach karteczkę: „Osobom z bronią wstęp wzbroniony”. I jest to akceptowalne, bo takie jest jego święte prawo. Analogicznie jest tutaj: Pan drukarz ma niezbywalne prawo do tego, by na swoim wywiesić stosowną informację.
„Tak więc łódzki drukarz, na wniosek policji, odpowiadał trochę dziwnie: za wykroczenie z art. 138 kodeksu wykroczeń”.
Kolejne kuriozum… Jak w ogóle można go było posądzić o wykroczenie w tym zakresie? A do czego on niby jest „zobowiązany”? To nie lekarz, czy strażak, że specyfika jego zawodu faktycznie zawiera określoną zobowiązywalność. Tutaj mamy do czynienia z prywatnym biznesem, powołanym do życia li tylko z kaprysu Pana drukarza i jego chęci, i on tylko MOŻE określone usługi wykonywać, ale nie jest do czegokolwiek „zobowiązany”. Równie dobrze może przecież zwinąć swój biznes i nie będzie pociągnięty do odpowiedzialności z tego tytułu, że niby zaprzestał czegoś, do czego był „zobowiązany”.
„Wtedy zrobiło się o niej głośno, a drukarz stał się symbolem: dla jednych walki o wolność sumienia”.
Dla mnie to przede wszystkim symbol walki o prawo własności. Jeśli coś jest MOJE, to ja chyba o tym decyduję, prawda? Jeżeli ktoś może coś zewnętrznie mi narzucić, coś na mnie wymóc, to już MOJE raczej nie jest.
A te przypadki z Ameryki, o których Pani wspomina, to akurat za kadencji fatalnego, lewicowego Obamy, który zupełnie nie znał i nie rozumiał amerykańskiej kultury, oraz tradycji… Na szczęście te czasy już minęły.
Ależ upadek, ależ chamstwo! Siedlecka z GW i „Polityki”: „Duda został przecwelony przez PiS!”. Dziennikarka była gościem TOK FM, gdzie razem z Danielem Passentem, Adamem Szostkiewiczem i Janem Ordyńskim dyskutowała o sytuacji w Polsce
Drukarz Stachu odmowil, kij mu w oko, znalazlby sie inny.
Najlepiej powinnien umiescc taka wywieszka: „Rezerwujemy sobie prawo do odmowy wykonania niektorych uslug”
Bo tutaj nie chodzi o tego drukarza, kiedy „verbum (erat) apud Deum”
Dziwne wydaje się, by człowiek pracując u siebie nie mógł odmówić wykonania usługi, niezależnie od tego, jak głupia by ta odmowa nie była. Jednak znacznie innym i znacznie poważniejszym problemem jest to, że państwo ma obowiązek zapewnić 2 stronie taką usługę, a z tego się nie wywiązuje.
@gotkowal ps
Ewangelia podaje coś wręcz przeciwnego.
Jeśli art. 138 kodeksu wykroczeń dotyczy także świadczenia usług publicznych to na jego podstawie bez końca można by karać prawie wszystkich urzędników, czy szerzej funkcjonariuszy publicznych na okrągło i bez przerwy. Dominującą bowiem cechą naszego życia publicznego jest stała niechęć przestrzegania prawa przez władze publiczne różnych szczebli oraz biurokratyzm, który takie praktyki chroni. Bezprawie nie jest cechą rządu PiS, lecz cechą rządów PRL-wskich i cechą rządów III RP. Biurokratyzm tak samo. Antydyskryminacyjne ustawy dotyczą wielu kategorii osób dysrkyminowanych z różnych powodów i w praktyce bez dobrej woli ich adresatów nie są egzekwowane. Egzekucja tych ustaw opiera się na dobrej woli, a nie na przymusie państwa. To samo dotyczy środowiska LGBT. Nie jest więc słuszne Pani stanowisko, które wyciąga akurat jedną kategorię osób dyskryminowanych przed nawias, a nie postrzega szerszego kontekstu zjawiska dyskryminacji w Polsce. Jeśli ustawy antydyskryminacyjne byłby egzekwowane generalnie w Polsce, to z pewnością dotyczyłoby to i środowiska LGBT. Innymi słowy środowisko LGBT nie jest w Polsce bardziej dyskryminowane niż inne środowiska.
„skazanie drukarza „burzy wolność myśli, przekonań i poglądów, a także swobodę gospodarczą, polegającą na dowolności transakcji”.
Zgadzam się z tą opinią.
Idiotyczny nakaz , który wyrokiem sądu wymusza działanie wbrew własnemu sumieniu jest zły, szkodliwy, niesprawiedliwy.
Państwo zbudowane na prawie regulującym wszystkie nasze reakcje jest z piekła rodem. Tak państwo jest tak samo groźne jak bezprawie.
gotkowal
>>…Chrystus nie tylko dyskryminowałby osoby LGTB…<<
Zawsze miło poznać osoby, które znają poglądy Chrystusa na sprawy, o których się nie wypowiadał.
Znasz i inne poglądy tego rodzaju? Jestem bardzo zainteresowany.
Ewa Siedlecka z GW i „Polityki”: „Duda został przecwelony przez PiS!”
Czy jest obowiązek zawarcia umowy świadczenia usługi?
Idę do malarza, bo chcę by mi pomalował mieszkanie a on mi odmawia.
Mam prawo podać go do sądu za tę odmowę ?
Interesujący temat. Trzy sprawy szczególnie mnie poruszyły:
Do tej pory myslałem, że zakaz dyskryminacji jest powszechnie obowiązujący i drukarz mógłby odmówić druku ze względu na własną współodpowiedzialnośc za jego treść (tzn. gdyby tekst był niezgodny z prawem lub obyczajem) ale nigdy ze względu na osobę zamawiającego.
Druga sprawa to „sumienie religijne”, które dziś kładzie nacisk na niechęć do innych ludzi a nie na współczucie i chęć pomocy. Mamy dziś religię, która nacisk kładzie na piętnowanie bliźnich.
Trzecia sprawa to robienie afery z byle czego. Drukarz mógł przecież spławić niechcianych. Tymczasem wybrał przewlekły i angażujący spór sądowy. Druga strona stawiła równie zacięty opór, zamiast wydrukować sobie ulotki gdzie indziej. Prawie jak w filmie „Dzikie historie”.
‚Jednak żaden przepis ustawy, ani nawet unijnej dyrektywy, nie zakazuje wprost dyskryminacji ze względu na orientację seksualną w dostępie do usług.’
Konstytucja zabrania dyskryminacji ‚z jakiejkolwiek przyczyny’, a wiec uwzglednia to rowniez orientacje seksualna.
‚gdy ich przedstawiciele przyjdą do jego firmy z zamówieniem na druk tychże, a on odmówi będąc zagorzałym przeciwnikiem wartości narodowych, faszyzmu i katolicyzmu – razem wziętych?’
Sad moze zdelegalizowac taka organizacje, poniewaz zabroniona konstytucyjnie jest dzialalnosc organizacji propagujacych faszyzm. Wolnosc stowarzyszania sie nie jest nieograniczona.
Sam pomysl klauzuli sumienia jest absurdem, a poglady religijne nie maja nic wspolnego z sumieniem.Kto idzie do pracy, przekonania religijne niech zostawia w domu.Inaczej doszloby do absurdow, w ktorym urzednik stanu cywilnego moglby odmowic udzielania slubow cywilnych, jako niezgodnych z katolicyzmem.
Troche dziwny ten drukarz.
Jeśli nie chciał drukować, wystarczyło podać termin niemożliwy do zaakceptowania, lub cene z kosmosu.
i było by po sprawie.
„Jedyny klucz w jedynie słusznej sprawie tworzą żurawie.”
I sprawa łódzkiego drukarza jest raczej z gatunku tych właśnie.
Oczywiście dużą cześć winy przypisać można samej literze prawa, mającej swoje źródło w czasach odmiennej politycznie i ekonomicznie epoki, ale na moje wyczucie problem istnieje również niezależnie od tej akurat okoliczności.
Zresztą nie tylko moje.
Redaktorka określiła je jako dylemat wierności sumieniu, czy jednak odwołaniu się do humanitarnej zasady niedyskryminacji.
Ale myślę, że wiele złego uczyniła również dosyć napięta sytuacja w narodzie.
Od jakiegoś czasu wszystko wszystkim kojarzy się z polityką. Chociaż na problem można spojrzeć szerzej i nazwać go walką kulturową, czy wręcz cywilizacyjną.
Wszystko co dzieje się w publicznej przestrzeni od razu zostaje przeniesione na polityczne barykady.
Od razu ubiera się obie strony konfliktu, czy wręcz czasami mało poważnej przepychanki w koszulki klubowe ( ten jest nasz, a tamten od tamtych) i się zaczyna.
A jeżeli pogra się ( tu już czasami nieoceniona rola niektórych mediów) na emocjach widzów to z problemu który czasami jest ewidentnym problemem dla etyków, filozofów, czy poważnych konstytucjonalistów wychodzi to co wychodzi.
I w tym przypadku chyba obie strony – członek Polskiego Związku Drukarzy i Zecerów i owa wolnościowa organizacja – założyły na łby żołnierskie hełmy i walczą w swoim mniemaniu o sprawy dotyczące przyszłości co najmniej Układu Słonecznego.
A minimum dobrej woli z obu stron pozwoliłoby uniknąć całego zdarzenia.
Nie zgadzam się, że w wolnym społeczeństwie wolność sumienia powinna coś ludzi kosztować. To typowe myślenie „posttotalitarne”, znaczy obciążone pewnymi skojarzeniami z przeszłości.
Wolne społeczeństwa na bazie doświadczeń z przeszłości uznają pełne prawa do wolności sumienia. W razie jej konfliktów z innymi wartościami muszą poszukiwać pragmatycznych rozwiązań z poszanowaniem dla różnych wartości a nie z ich tłumieniem lub karaniem.
Problem w tym, że pojęcia sumienia i równości należą do „płynnych”, względnych, po części nawet subiektywnych wartości i oba mogą być łatwo nadinterpretowane, czy nawet nadużywane. Dlatego w sprawach najistotniejszych prawodawca (też w wymiarze międzynarodowym) próbuje określać w konwencjach i ustawach szczególnie wrażliwe obszary i opatrywać je jakimiś normami. Tak jest np. w sprawie przerywania ciąży i eutanazji, w których wolność sumienia jest wskazana i szczególnie chroniona w odpowiednich wytycznych Rady Europy. Tak jest w przypadku prawa do odmowy służby wojskowej lub zakazu tortur, które są przedmiotem kilku konwencji międzynarodowych dotyczących praw człowieka.
Oczywiście w wielu innych obszarach te sprawy nie są precyzyjnie uregulowane i sprawy muszą się ucierać w bieżącym życiu w konkretnych kontekstach kulturowych i prawnych. Tak jak w sprawie tego drukarza, gdzie sytuacja jest naprawdę graniczna. Z jednej strony trudno zmuszać kogoś do czynienia czegoś wbrew jego przekonaniom i woli, a dotyczy to również życia gospodarczego. Z drugiej strony sąd zaznaczył, że baner nie zawierał żadnych treści cokolwiek propagujących, lecz tylko nazwę i logo legalnej przecież organizacji oraz pewnie opis planowanego wydarzenia, co trochę wyklucza możliwość kaleczenia czyjegokolwiek sumienia. Jak zwykle w takich sprawach nigdy się z mediów nie dowiemy co sąd rzeczywiście rozsądził i jakimi motywami się kierował. Natomiast sprawa stanie się sztandarem na użytek całkiem innej ideologicznej wojny, w której na pragmatyzm, wyważony osąd, respekt dla wartości i rzeczowość nie ma raczej miejsca.
Sprawa drukarza przypomina mi historię- znajomego(drukarza)- z pocżątków transformacji w Polsce.
Drukarnia w której pracował wykonywała zlecenie dla pewnej dużej firmy, m.in. były to kalendarze, z paniami bardzo „skromnie” ubranymi. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że była to drukarnia… diecezjalna. Jak zachował by się drukarz-bohater z Łodzi? Może odnalazłby się w kościelnej manufakturze?
Mam wrażenie że „klauzula sumienia” pełni rolę „młota na czarownice” – i ma tyle samo wspólnego z sumieniem – co tischnerowska „gówno prawda” z prawdą. Podejrzewam, że większość przypadków „poruszonych sumień” ma charakter manifestacji(bardziej ofensywny niż defensywny), nie tylko poglądów, przede wszystkim swojej wyższości (moralnej). Taka „wąska specjalizacja”(wybiórcza – dotyczy spraw obyczajowych, w zasadzie około seksualnych) sumienia wskazuje na czysto ideologiczne motywacje.
Podejrzewam, że w mniejszych miastach (tam gdzie są np. jedna lub dwie apteki, przychodnia) lekarze i farmaceuci niezbyt chętnie (manifestują)składają deklaracje dotyczące „sumienia”- zwyczajnie z obawy że pacjenci ominą ich gabinet lub aptekę.
Część lekarzy, którzy podpisali się pod „deklaracją wiary” wycofała się – tłumacząc, że nieporozumienie lub że to ktoś inny podpisał- po tym jak pacjenci zaczęli identyfikować lekarzy ze swoich przychodni.
—
https://pl.wikipedia.org/wiki/Deklaracja_wiary
Myślę, że jest raczej tak: Wykonanie usługi to praca jak każda inna i nikogo nie można zmuszać do jej wykonywania. Inaczej mamy pracę przymusową. Tyle, że jest to umowa między stronami i nic nikomu do tego. Natomiast czymś zupełnie innym jest mówienie o tym publicznie. I to niezależnie od tego, która strona. Obie strony miałyby jednakowe prawo do obrony swojego dobrego imienia i obie mogłyby żądać odszkodowania za jego naruszenie. Obowiązują przy tym wszelkie ograniczenia i regulacje. Wytykanie komuś LGBT jest stygmatyzacją jak i nazywanie kołtunem. Prywatnie może dozwolone a publicznie karalne.
Sąd to wszystko zauważył i stąd bardzo mądra uwaga o przestarzałym prawie zmuszającym do pracy przymusowej.
Taka jest teoria ale żądanie żeby prawo regulowało wszelkie zachowania w szczegółach to kolejna próba ucieczki od odpowiedzialności. Nie da się zbudować automatu sprawiedliwości i nie należy publicznie płakać z tego powodu. Ciągłe szukanie przykładów, że coś tam, jest w publicystyce męczące. Ktoś już pisał, że z Polakami trudno rozmawiać bo ciągle szukają wykrętów.
Uważam, że domyślnie powinny obowiązywać przepisy chroniące konsumentów (tj. że nie można odmówić świadczenia usługi ze względu na jakieś widzimisię). Zaś wyjątki od tej reguły muszą zostać precyzyjnie nazwane w stosownych przepisach – i tylko dla tych wyjątków reguła może być uchylana.
Prawo do odmowy świadczenia usług ze względów religijnych czy też ze względu na sumienie – to są z całą pewnością zbyt ogólne sformułowania, aby mogły się znaleźć w przepisach prawa. Jak Pani słusznie pisze, umożliwiłoby to stosowanie wszelkich form dyskryminacji, w tym np. rasowej: „białe” dzielnice, w których sumienia sprzedawców nie pozwalają na obsługę „kolorowych”, itd.
Zatem każdy taki wyjątek powinien być dokładnie opisany, także obszar jego zastosowania (np. że prawo powoływania się na sumienie dotyczy zabiegu przerywania ciąży – a nie ogólnie wszelakiej działalności lekarza).
Une nie odpuszczają ,tak jak ci ,co to palili na stosach czarownice.Nie będzie ich następców ,tak jak tamci ich nie mają .Sprawa roztrzygnie się na statku zmierzającym na Marsa.Na nim nie będzie miejsca na spory o idiotycznym znaczeniu dla ludzkości.
@ Vera
Po części racja, ale tylko po części. Też uważam, że generalnie nie można zmuszać kogoś do czegoś czego nie chce robić, również w życiu gospodarczym. Ale są różne usługi i niektóre mają charakter usług publicznych. Są to nie tylko służby typu lekarze, policja, nauczyciel ale również niby zwykłe jak taksówkarze, hydraulicy, pracownicy handlu powszechnego i wiele innych. Ludzie mają prawo i konieczność korzystania z takich usług i takich usług nie można tak sobie odmówić. Tu jest pytanie do jakiej kategorii usług należą media albo drukarze. I to jest rzecz względna. Trudno mi sobie wyobrazić, że by Gazeta Wyborcza mogła być zmuszona do drukowania nawet płatnie ogłoszeń i agitek ONR-u, a media Rydzyka miały obowiązek wykonywania usług dla Palikota. Z drukarzami jest chyba podobnie, chociaż nieco inaczej, ale trudno wymagać od drukarza drukowania materiałów zwłaszcza propagandowych jawnie sprzecznych z jego przekonaniem. Z drugiej strony nie można pozwolić, aby ktokolwiek miał zasadnicze problemy z drukowaniem swoich materiałów, bo jest to część prawa do wolności słowa. Na rynkach nasyconych nie powinno być z tym problemu (mogę iść do innego drukarza), ale już na rynkach zmonopolizowanych i ograniczonych uzasadnione byłby interwencje lub regulacje państwa umożliwiające pewnej kategorii obywateli pełne korzystanie z wolności słowa.
I jest drugi aspekt sprawy. Wolności sumienia nie można mylić z osobistymi zachciankami, czy wręcz z postawami dyskryminacyjnymi. Można powiedzieć, że na przykład czysty rasizm nigdy nie może być częścią wolności czyjegoś sumienia, bo sumienie i rasizm są ze sobą sprzeczne. Dlatego np. omówienie jakiejkolwiek usługi z uzasadnieniem „bo nie lubię i nie obsługuję pedałów i czarnuchów” powinno być bezwzględnie ścigane, lecz nie na podstawie paragrafów handlowych, ale raczej paragrafów od zniesławiania, naruszania ludzkiej godności oraz gwałcenia norm społecznych i konstytucyjnych.
Wspomniana sytuacja z drukarzem jest dla mnie, jak już wspomniałem graniczna. Takie sprawy można lepiej ocenić w rzeczywistych kontekstach sytuacyjnych a nie da się rozstrzygnąć w myśl jakieś prostej uniwersalnej formuły.
Sprawa drukarza przypomina mi historię- znajomego(drukarza)- z pocżątków transformacji w Polsce.
Drukarnia w której pracował wykonywała zlecenie dla pewnej dużej firmy, m.in. były to kalendarze, z paniami bardzo „skromnie” ubranymi. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że była to drukarnia… diecezjalna. Jak zachował by się drukarz-bohater z Pani historii? Może odnalazłby się w kościelnej manufakturze?
Mam wrażenie, że „klauzula sumienia” pełni rolę „młota na czarownice” – i ma tyle samo wspólnego z sumieniem – co tischnerowska „g…o prawda” z prawdą.Moim zdaniem, większość przypadków „poruszonych sumień” ma charakter „ofensywnej” manifestacji wyższości moralnej niż ochrony integralności własnych przekonań.Taka „wąska specjalizacja” sumienia(dotyczy spraw około seksualnych) wskazuje na czysto ideologiczne motywacje.
Podejrzewam, że w mniejszych miastach (tam gdzie są np. jedna lub dwie apteki, przychodnia) lekarze i farmaceuci niezbyt chętnie (manifestują)składają deklaracje dotyczące „sumienia”- zwyczajnie z obawy że pacjenci ominą ich gabinet lub aptekę.
Część lekarzy, którzy podpisali się pod „deklaracją wiary” wycofała się – tłumacząc, że nieporozumienie lub że to ktoś inny podpisał- po tym jak pacjenci zaczęli identyfikować lekarzy ze swoich przychodni.
„Blog konserwatywny”
Is that a joke Sz.P. Siedlecka ?
World according to the phony-baloney liberals; my way or the highway. Tolerance won’t be tolerated. No way no how.
Po wyborach prezydenckich na jednej z restauracji w NYC czy DC nie pamietam, wlasciciel umiescil napis, ze nie bedzie obslugiwal tych ktorzy glosowali na Donalda. Krzyku nie bylo, ACLU was nowhere to be found. Ocean Grove (NJ-USA) dwie panienki chcialy wziac slub z widokiem na ocean w Boardwalk Pavilion nalezacy do Metodystow. Spotkaly sie z odmowa i oczywiscie sprawa sie skonczyla w sadzie i rezultem jest, ze nikt tam juz zadnych imprez nie urzadza.
If we can’t have it all, then nobody will. Nice going LGBT.
KK jest wlascicielem 600 szpitali w USA i nawet mowy nie ma zeby tam bawili sie w aborcje, in vitro, eutanazje, etc. Szpitale zatrudniaja dziesiatki tysiecy pracownikow roznych wyznan, nie-wyznan, etc., nie ma pigulek „przed”, nie ma „po”, nie ma in vitro, eutanazji, etc. Chcesz, to na wlasny rachunek. US Supreme Court rozpatrujac sprawe Little Sisters of the Poor (zakonnice) vacated the lower court ruling, tj. uniewaznil wyrok sadu nizszej instancji nakazujacy zakonnicom placenie za ubezpieczenie w ktorym sa pigulki „przed”, „po”. W Pennsylwanii w szkole katolickiej byl nauczyciel, homoseksualista o czym poinformowal szkole przed przyjeciem. Prace dostal pod warunkiem, ze swoje LGBT zachowa dla siebie i uczy przedmiotu. Po dwoch latach propagandowo sie ozenil czy wyszedl zamaz, nie znam ich lingo. Wylecial z pracy na zbity Iris pysk, jak bys sie wyrazil anumalik, i przegral sprawe w sadzie. Sprawa drukarza.
Prosze sobie wyobrazic, ze przychodzi np. Leonid Kagan zeby mu wydrukowano zdjecia porno w tysiacach egzemplarzy. Wszystko legalne, panienki nawet dorosle. Bez wzgledu na to czy pan drukarz jest wierzacy czy nie, taka propozycja; Is bad for business!
Nikt do niego pozniej nie pojdzie po zaproszenia na slub, chrzciny, etc.
Co ja robie jak ktos odmawia mi uslugi. Olewam i ide dalej, ale nie LGBT, oni prowokuja by robic z tego raban na caly kontynent.
anumlik;
– „To, że sprawa: drukarz reprezentowany przez prawników Ordo Iris (nb. sekty wywalonej na zbity pysk z Brazylii)…”
Slyszalem o Ordo Iuris, nie slyszalem by wylecieli na zbity teczowy (Iris) pysk z Brazylii. Hellooo, is there anybody out there?
– „Młodzież Wszechpolska, wspierana przez Rodziny Radia Maryja…” Jaki ma pan/-ni z tym problem, hmm…? I like chocolate ice cream you perhaps vanilla, so, stay out of my ice cream and I promise not to spit into yours. Zapraszam do USA, w szkolach, na uniwersytetach kreuja tzw. safe zones for those who were traumatized by the last presidential election. Proponuje anumalikowi by tworzyl takie safe zones, tj. izolatki od Mlodziezy Wszechpolskiej, ONR, wprowadzic zaklocenia na pasmach Radio Maryja, etc. Byli pezepeerowcy i im podobni mile widziani.
Innymi slowy, demokracja according to the phony-baloney liberals.
Got it sweetheart?
BOMBA POD PUTINEM to wyraz radości wyrażanej w głównym tytule przez Gazetę Wyborczą po zamachu w Petersburgu. Pokaz podłości, głupoty i nienawiści
@Snake
Trochę racji ma zwykle każdy. Problem, czy dotyczy to istoty sprawy. A sprawa jest poważniejsza:
Przez lata 50-te do 80-tych toczył się w Niemczech szereg procesów zbrodniarzy hitlerowskich. W prawie wszystkich adwokaci próbowali wmawiać, że oskarżeni działali pod przymusem i groźbą. Tymczasem może niewielu, ale jednak, byli w Niemczech ludzie uczciwi, którzy odmawiali brania udziału w zbrodniach. Niemieckie sądy wykazały, a adwokaci nie znaleźli ani jednego przypadku, żeby kogoś spotkała kara z tego powodu. Byli odsuwani od takiej pracy ale nawet nie wysyłani na front wschodni. Tymczasem sądy H nie miały najmniejszego problemu ze skazaniem na gilotynę za głoszenie sprzeciwu jak choćby rozrzucanie ulotek w przypadku Ruchu Białej Róży. No i od kogo się tu uczyć uczciwości?
Podobnie nie masz dużo racji pisząc o służbach zobowiązanych do działania. Choćby policja czy lekarze. W tych przypadkach zgoda jest jakby wbudowana w przyjęcie do pracy. Niektóre instytucje wymagają nawet takiej zgody pisemnie przed przyjęciem do pracy. Zgoda wbudowana jest też w przysięgę Hipokratesa dlatego uważam, że karanie lekarzy za odmowę jest uzasadnione. A czy wymagana jest zgoda by zostać drukarzem albo hydraulikiem?
Podobnie policjanci. Gdyby zgoda wymagana była przy każdym wykonywaniu polecenia, byłby chaos. Dlatego zakłada się zgodę w chwili podjęcia pracy.
Jeszcze raz: Drukarz miałby (gdyby nie prawo gorsze niż u H, sąd polski ma rację) odmówić wykonania pracy ale nie wolno mu publicznie poniżać zleceniodawcy. Jeśli zleceniodawca wyszedł i wrzeszczy to jest odpowiedzialny za wrzask.
Najważniejsze jest żeby osoby LGBT miały możność pracowania, czy też żeby w pracy nie były dyskryminowane, albo w dostępie do usług publicznych tj. świadczonych przed państwowe podmioty prawa. Tutaj zakaz antydyskryminacyjny ma sens. Natomiast to czy drukarz wykona czy odmówi wykonania usługi, większego sensu nie ma, bowiem klient ma alternatywę. Może klient więc iść do drukarza geja lub transseksualisty, albo po prostu do kogoś tolerancyjnego. Mnie samego pewna fryzjerka odesłała do fryzjera geja w 2000r., gdyż poprosiłem o wyrównanie brwi nożyczkami. Dzisiaj taka usługa jest gratis, albo płaci się dodatkowo 5 zł. Niedawno czytałem jeden z wywiadów rzek z księdzem Janem Kaczkowskim pt Dasz radę, gdzie ksiądz mówi coś w tym sensie, iż zachowania seksualne osób LGBT, to jest stan wewnętrznego przymusu. Z tego punktu widzenia operując klauzulą sumienia można nie drukować banera dla osoby LGBT na tej zasadzie jak nie zachęca się lub zniechęca się do spożywania alkoholu osobę która ma problem alkoholowy. Z książek Kaczkowskiego w ogóle wyłania się szczególny pogląd kościoła katolickiego na problematykę seksualności i małżeństwa i można powiedzieć, że jest to pogląd mocno racjonalistyczny.
@maciekplacek
4 kwietnia o godz. 3:43
Ja z kolei proponuję, aby maciekplacek dobrze opanował język polski i nie wklejał ni w pięć ni w dziesięć wstawek po angielsku.
Do informacji o tym, dlaczego sekta Ordo Iuris jest w Brazylii niepożądana proponuję, aby maciekplacek pofatygował się do artykułu Tomasza Piątka w Gazecie Wyborczej. Linka wklejał nie będę; lenistwa umysłowego nie toleruję.
anumlik,
Oh, what a pity! You don’t habla Inglés and I don’t read Gazeta Wyborcza, the rag. Chocolate ice cream, vanila ice cream… Remember? Ty eksponujesz swoje poglady po swojemu, a ja po swojemu. Democracy at work.
Manifest
Zajrzyj podrecznika historii; ilu carow, sekretarzy tam zmarlo we wlasnym lozku w otoczeniu ukochanej rodziny. Pulkownik KGB o tym wie i jestem pewien, ze ma cykora. Jak kazdy demokratycznie wybrany dyktator.
P.S. Ciekaw jestem w jakim jezyku z Lukaszenka nawija i czy sa na „ty”, czy na „wy”. Napewno nie rozmawiaja stojac, pulkownik KGB musialby zadzierac glowe, dyktatorzy tego nie cierpia. Dlatego „premierem” pulkownika KGB jest nieco nizszy od niego, jak u tam…
Czy ktos pamieta jego imie?
maciekplacek
6 kwietnia o godz. 4:01
Ale tam zginęli normalni niewinni ludzie. Nich pora z nich szydzić i mieszać do tego KGB i Łukaszenkę. Nie ma jednak rady jak komuś się w głowie króliki rozmnażają. Chodziło mi o podłość Gazety
@maciekplacek, 6 kwietnia, z godz. 4:01
Nie lubisz „Wyborczej”. Poczytaj sobie w Twoim ulubionym – angielskim:
https://en.m.wikipedia.org/wiki/Tradition,_Family_and_Property
Mieszkam niedaleko targów EXPO XXI gdzie m. in. regularnie odbywają się zarówno egzaminy na aplikacje radcowskie i adwokackie oraz egzaminy radcowskie i adwokackie. Niedawno był egzamin adwokacki w dwóch wielkich halach targowych. To jest ogromna powierzchnia. Co roku w tych zdaje bardzo wielu nowych adwokatów i radców prawnych. Nie przekłada się to jednak na lepszą sytuacje prawną obywateli, gdyż coraz większe tabuny adwokatów i radców prawnych nie walczą o klienta będącego osobą fizyczną, a nie przedsiębiorcą, lecz w zasadzie o dużych przedsiębiorców. Biznesowo to jest dla nich walka beznadziejna, bowiem ten rynek nie jest głęboki i nie przeznaczony do obsługi przez indywidualne kancelarie prawne. Korzystne byłoby więc dla Polski i naszego społeczeństwa dla demokracji i praworządności, gdyby jakakolwiek partia umieściła w swoim programie umieściła taki passus, że jak dojdziemy do władzy to spowodujemy, aby owi młodzi adwokaci i radcowie prawni nie byli skazani na marginalizację przez realia rynkowe, bowiem istnieje potrzeba wsparcia prawnego obywateli i małych firm, żeby każdy kto idzie do sądu mógł w miarę tanio w zakresie swoich zarobków i zarobków swojej firmy mógł korzystać z usług radcy prawnego i adwokata ale… pracującego w rozbudowanych strukturach korporacyjnych, tak aby mógł się specjalizować i jednocześnie korzystać z pracy dużego zespołu. Tego rodzaju podejście rządzących i opozycji najlepiej służąłoby demokracji i praworządności, bowiem to nie państwa, rządy lub sądy same z siebie mają bronić obywatela z urzędu, lecz on sam musi móc bronić swoich praw i wolności za pośrednictwem wyspecjalizowanych fachowców. Tak tylko obywatele mogą uzyskać podmiotowość. Obok tego jest jeszcze drugi sposób walki o demokrację i praworządność zarezerwowany raczej dla opozycji oraz organizacji obywatelskich, czy związków zawodowych lub stowarzyszeń, albo tych co się porozumiewają choćby przez Facebooka polegający na przełamywaniu uprzywilejowanej pozycji grup interesu masowymi demonstracjami. W Polsce społeczeństwo jest zbyt bierne w walce o swoje prawa i wolności wobec tych grup interesu. Nie zdaje sobie sprawę że żaden rząd nic mu nie da, że prawa i wolności trzeba sobie wywalczyć w setkach milionów spraw osobiście, ale także czasami i z kamieniem w ręku na ulicy. A przecież w taki sposób doszło do zmian jakościowych w funkcjonowaniu zachodnich demokracji, które jeszcze w latach 60. były w gruncie rzeczy rządami mniejszości dominującymi nad większością. Dotyczy to mniejszości narodowych, rasowych, obcokrajowców, seksualnych, czy niżej płatnych pracowników, osób niepełnosprawnych etc. Tutaj oczywiście demonstracje opozycji wobec rządu są dobre i widać, że potrafią wpływać na rząd.
anumlik
Nie pozostajac dluznym polecam w moim ulubionym jezyku:
https://en.wikipedia.org/wiki/Criticism_of_atheism
Obawiam sie, ze gdybym podal w moim ojczystym „herezje” z Frondy czy Goscia Niedzielnego nie wspominajac publikacjach z Torunia z samych tytulow twoje liberalne i wypelnione tolerancja serce – by peklo.
Milego weekendu, co znaczy po polsku; wolnej soboty i niedzieli.
@maciekplacek
Do jednego tylko Twojego zdania się odniosłem. Do Slyszalem o Ordo Iuris, nie slyszalem by wylecieli na zbity teczowy (Iris) pysk z Brazylii. Pisał o tym w nielubianej przez Ciebie GW (każdy może kochać kogo chce i jak chce, byle nie krzywdził) Tomasz Piątek. Większy artykuł, który zalinkowałem traktuje o początkach Ordo Iuris, czyli o założonej w Brazylii sekcie TFP, której Ordo Iuris jest częścią (nawet logo mają wspólne). Nasz Instytut im. Piotra Skargi jest w Polsce założycielem Ordo Iuris, sekty bazującej – jak każda sekta – na wymuszaniu na jej członkach bezwzględnego posłuszeństwa. Plinio Corrêa de Oliveira, nieżyjący już założyciel TFP, niczym się nie różni od naszego Rydzyka. Ale to już temat na zupełnie inną bajkę. O największej sekcie w Polsce, o kościele rzymsko-katolickim, pisać nie mam ochoty pod felietonem Gospodyni, który sektom nie jej poświęcony.
Tobie też spokojnego weekendu.
Nie wiem, czy będzie to akurat głos ściśle odnoszący się do istoty wpisu Redaktor Siedleckiej, ale przy okazji problemów Pana Drukarza pozwolę sobie tych kilka słów wtrącić.
Być może ukarzą one, że problem jest jednak bardziej poważny niźli by się to wydawać mogło.
Od razu zaznaczam, że wybitnie oryginalny nie będę, przywołam bowiem osobę Wiktora Osiatyńskiego i jego wydaną kilka kat temu książkę „Prawa człowieka i ich granice”. Tytuł książki może sprawiać wrażenie że jej treść jest średnio frapująca, ale Osiatyński udowadnia, że i o tak akademickich rzeczach można pisać z „jajamy”…że odwołam się w tym momencie do kolorowego symbolu Wielkanocnych Świąt.
Czytałem książkę kilka lat temu ,ale od czasu do czasu…szczególnie zimową porą, kiedy śnieg za oknem…
I tym razem uznałem za stosowne rzucić okiem jak na problem polskiej klasy robotniczej pracującej na odcinku drukarskim spojrzałby Osiatyński.
Autor też oczywiście się posiłkuje, czyli wychodzi z założenia ,że musimy sobie wszyscy pomagać i przywołuje osobę Joela Feinberga.
Ów Feinberg swego czasu opublikował był artykuł w którym opisał wymyślone przez siebie miejsce. Bezimienne miasteczko Gdziekolwiek (Nowheresville).
Miasto jest szczególne. Brakuje w nim praw. Również tych odnoszących się do sfery ściśle bytowej.Wszelkie prawa leżą w gestii władzy i ustalonego przez nią systemu decyzyjnego.
Kiedy nie ma praw są zdaniem Feinberga trzy sposoby ich zaspokojenia
Pierwszy to kradzież.
Drugi – błaganie
Trzeci – manipulacja.
Dwa pierwsze to wiadomo , a manipulacja to popularna strategia życiowa na przykład u dzieci wychowywanych przez rodziców o nader autorytarnym usposobieniu. Aby osiągnąć swoje inteligentne dziecko potrafi bardzo dużo aby zaspokoić swoje dziecięce roszczenia.
Oczywiście nie ulega wątpliwości, że te powyższe techniki pozyskania dóbr odbywają się kosztem szacunku do siebie i utratą godności.
Tak więc nie ulega wątpliwości, że jedynym wyjściem z tej ponurej sytuacji dziejącej sie w miasteczku Gdziekolwiek jest ustanowienie i spisanie praw zamieszkującej ją społeczności.
Każdy obywatel musi mieć zagwarantowany przez państwo zestaw praw jak również ochronę przed nadużyciami ze strony jego władz.
Do wszystkich tych zdobyczy będzie mógł dochodzić przede wszystkim na drodze prawnej.
Esej Frynberga bardzo szybko zyskał dużą popularność.
Mijają lata. Życie toczy się dalej.
Wszystko jest skodyfikowane. Wszelki stosunki międzyludzkie są opisane i zapisane pod pod postacią praw i paragrafów.
Po jakimś czasie Frynberg poprosił wydawcę -przy okazji kolejnego wydania eseju- o zgodę na dwustronicowe postscriptum.
W owym postscriptum Frynberg zasugerował czytelnikom aby wyobrazili sobie owo miasteczko Gdziekolwiek II „gdzie niemal każdy wypełnia swoje obowiązki wobec innych i zawsze egzekwuje względem nich swoje prawa”.
Nikt nikomu nie daruje długów, nie wybacza krzywd, nie przyznaje nisko oprocentowanych pożyczek, nie robi niczego dobrowolnie.
Nie robi tego, bo takie jest jego prawo.
Freiberg twierdzi, że prawdziwe człowieczeństwo wymaga wyrzeczenia się swoich praw. Gdybyśmy zawsze egzekwowali wszystkie nasze prawa, z żadnego nigdy nie rezygnując, świat byłby nieludzkim miejscem bez miłości, współczucia, dawania i przebaczania. Żadne więzi nie wyrastałaby z zaufania. Nie byłoby sympatii ani w ogóle uczuć”.
Oczywiście podstawowy warunek aby móc rezygnować z praw jest tych praw posiadanie.
Oddajmy głos Freinbergowi:
‚Gdy jednostka dysponuje prawem wedle uznania i w pełni rozumie władzę, jaką dzięki nim dysponuje, może ona, jeśli zechce, poświęcić się dla innych, rezygnując dobrowolnie z tego, co jej się słusznie należy, ofiarować z własnej woli dary, choć nie jest do tego w żadnej mierze zobowiązana, przebaczać innym krzywdy sobie uczynione nie domagając się zemsty lub wyciągając do krzywdziciela rękę w przyjaźni i miłości. Wyobraźmy sobie czym byłoby życie bez tych jego dobrych stron”
A jak było w przypadku Pana Drukarza i członków pewnej organizacji.
Mieli zagwarantowane prawo…i po prostu skorzystali z jego treści…na pożytek Ich i całego tego ich Stowarzyszenia.
I w nawiązaniu to tytułu hymnu braci drukarskiej zatytułowanego „Drukarz nie jedno ma imię” jak również mając na sercu chlubną dalszą działalność statutową organizacji LGTB jeszcze raz przywołam Wiktora Osiatyńskiego i książkę jego autorstwa.
W tym miejscu już całkowicie oddam głos Wiktowi Osiatyńskiemu, a sam wcielę się w rolę …studenta.
Dlaczego student?
Otóż tekst który przytoczę, stanowi treść listu jaki Wiktor Osiatyński przesyła zazwyczaj wraz z poprawionymi egzaminami studentom z którymi prowadzi zajęcia na temat praw człowieka i stanowi podsumowanie treści książki, jak również jest chyba skondensowaną wykładnią praw człowieka w rozumieniu Pana Profesora.
Dodam jeszcze , że wcielę się w rolę studenta (tutaj mam możliwość wyboru) uniwersytetów Columbia, Stanford, Harvard i University of Chicago bo tam wykładał Profesor Wiktor Osiatyński.
A oto treść tego listu ( bez krótkiej , oficjalnej, i gratulacyjnej formułki):
„…Bądź świadomy swoich praw – i mechanizmów, ułatwiających ich wykorzystanie – ilekroć stajesz w obliczu przymusu państwa. Lecz jako obywatel i wyborca staraj się wyważyć te interesy i pragnienia, których winny chronić prawa, z tymi, które dopuszczają kompromis w procesie wyznaczania celów publicznych. Pamiętaj, że twój udział w takich kompromisach, nawet jeśli ponosisz pewną cenę, czyni społeczeństwo lepszym. W relacjach, które angażujesz się jako członek społeczeństwa i różnych mniejszych grup społecznych, szukaj cierpliwie równowagi między twoimi prawami a obowiązkami i wszystkimi innymi mechanizmami zwiększającymi wzajemne zaufanie i szacunek między tobą a innymi.
W relacje prywatne wchodź z nadzieją i odrobiną ostrożności. Nie rezygnuj pochopnie z praw. Ale kiedy nawiążesz z kimś osobiste więzi, zapomnij o swoich prawach. Pamiętaj – nie rezygnujesz z nich. Twoje związki będą bogatsze, jeśli oprzesz je na przyjaźni, miłości, dawaniu i przebaczeniu.. Jeśli jednak zostaniesz zdradzony i wykorzystany nie wahaj się sięgnąć znów po swe prawa. Jesteś wolnym człowiekiem, a nie niewolnikiem rodziny i przyjaciół.
W poszukiwaniu sensu i dążeniu do szczęścia traktuj swoje prawa i wolności jak teren działania, lecz w razie potrzeby także jako odskocznię ku duchowości którą wybierzesz, wartościom, które cenisz, zobowiązaniom, jakie podejmujesz. Nie próbuj być męczennikiem, praktykuj jedynie zdrową samodyscyplinę. Niech prawa innych służą ci jako miara własnego samoograniczenia. Staraj się nie naruszać praw innych, nawet jeśli oni praw takich nie uznają, chyba że działasz w uzasadnionej samoobronie.
Kiedy rozważasz reguły, wartości, i zasady, staraj się dostrzec różne instrumenty służące różnym celom. Nie próbuj używać praw jak wytrycha, który otworzy ci wszystkie drzwi. Prawa są bardzo ważną zdobyczą ludzkości. Nie bierz udziału w ich nadużywaniu ani nie zachęcaj do pochopnego ich zastosowania by się nie zdewaluowały i nie popadły w zapomnienie.
Twój wdzięczny nauczyciel
Odwiedzający blog Redaktor Siedleckiej @anumlik ogłasza apel na blogu wolnej myśli (blog ateistyczny), który kończy w te oto słowy:
„Warto sobie zadać pytanie dlaczego lewicowy publicysta, student Gender Studies w IBL PAN, tak lekko przelatuje nad najważniejszą – według mnie – przyczyną „odbicia na prawo” kilkunastu roczników Polaków w latach 2005 – 2015? Ja sobie to pytanie zadają. Ciekawi mnie Wasze, Szanowni Interlokutorzy, zdanie.”
Szanowny @anumliku zaspokoiłbym w jakiejś części Twoją ciekawość, ale z przyczyn dobrze Ci znanych nie mogę tego uczynić.
A Szanownym Interlokutorom powinieneś jasno sprecyzować jakie odpowiedzi mogą być zaakceptowane przez blogowy aktyw.
Głupio być później zaskoczonym.
@miłośnik czarnych jagód
Jedyna odpowiedź, jaka nasunęła mi się na tak zadane – na cudzym podwórku – pytanie to ta, że miłośnik czarnych jagód przez pomyłkę nażarł się Amanita phalloides biorąc je za Vaccinium myrtillus. Po takiej pomyłce każdemu wszystko może się popieprzyć. Zasady Savoir-vivre też.
Rozważania o korzystaniu z praw i wolności w Polsce są czysto teoretyczne. Bez normalnie funkcjonujących sądów, administracji publicznej oraz korporacji prawniczych najczęściej nie będzie możliwe skorzystanie z nich. Nie ma więc co rozważać czy powstrzymać się czy skorzystać z mechanizmu korzystania z praw i wolności. One są na papierze a nie są dostępne najczęściej w rzeczywistości. W sądach administracyjnych bez żadnych problemów wydaje się wyroki oparte na formalnej teorii dowodu, choć takiej możliwości nie przewiduje doktryna. Z kolei w sądach cywilnych często okoliczności faktyczne ustalane są na podstawie twierdzeń jednej strony, a tezy i środki dowodowe drugiej się pomija. Nie stosuje się zasad ani przepisów konstytucji RP. I wszystko to przechodzi w instancjach odwoławczych bez problemu jako zgodne z prawem. Tymczasem co roku zdaje egzaminy wielu adwokatów i radców prawnych i nie mają oni szans stać się fachowcami w swoim zawodzie, bo taki u nas klimat….