Sumienie drukarza

Czy sprzeciw sumienia może usprawiedliwiać dyskryminację? Słynna sprawa łódzkiego drukarza, który odmówił wykonania stojaka reklamowego z logo organizacji „LGBT Biznes Forum” – rozstrzygnięta. Problem klauzuli sumienia w usługach – nie.

Sprawa drukarza stała się symbolem: z jednej strony walki o prawa i godność osób LGBT, z drugiej – barykadą obrony antygenderyzmu. I obrony prawa do sprzeciwu sumienia opartego na wierze katolickiej. Czyli, w Polsce, sumienia jedynie słusznego (choć nie jest do końca pewne, czy Chrystus rzeczywiście uznałby, że należy dyskryminować osoby LGBT i demonstrować publicznie swoją dla nich pogardę).

Do walki z jednej strony stanęli Kampania Przeciw Homofobii i Rzecznik Praw Obywatelskich, z drugiej – antygenderowa organizacja Ordo Iuris i sam minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro, który polecił prokuraturze przyłączyć się do sprawy po stronie drukarza. Uznał, że skazanie drukarza „burzy wolność myśli, przekonań i poglądów, a także swobodę gospodarczą, polegającą na dowolności transakcji”. Konstytucja rzeczywiście zapewnia wolność sumienia i wolność działalności gospodarczej. Ale też zakazuje dyskryminacji z jakiejkolwiek przyczyny, co znaczy, ze państwo ma zapewnić ochronę przed dyskryminacją – także w sferze usług publicznych.

Jednak żaden przepis ustawy, ani nawet unijnej dyrektywy, nie zakazuje wprost dyskryminacji ze względu na orientację seksualną w dostępie do usług. Unia przyjęła pięć dyrektyw antydyskryminacyjnych, ale one regulują tylko pewne wycinki rzeczywistości. W przypadku osób LGBT nie dotyczą np. dostępu do usług. Unia pracuje nad ogólną dyrektywą antydyskryminacyjną, ale m.in. Polska sprzeciwia się tej idei. A osoby LGBT są w Polsce chronione tylko przed dyskryminacją w pracy.

Tak więc łódzki drukarz, na wniosek policji, odpowiadał trochę dziwnie: za wykroczenie z art. 138 kodeksu wykroczeń: „Kto, zajmując się zawodowo świadczeniem usług, umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny”.

W postępowaniu nakazowym (a więc bez udziału zainteresowanego) sąd rejonowy skazał drukarza na 200 zł grzywny. Ukarany wniósł sprzeciw i tym samym wyrok został skasowany, a sprawa przekazana do osądzenia w normalnym trybie. Wtedy zrobiło się o niej głośno, a drukarz stał się symbolem: dla jednych walki o wolność sumienia, dla drugich – dyskryminacji na tle homofobii.

W czwartek sędzia Sądu Rejonowego w Łodzi Marek Pietruszka uznał drukarza winnym wykroczenia, ale odstąpił od wymierzenia kary. Ustne uzasadnienie wyroku nie daje jednoznacznej odpowiedzi, czy sędzia dał pierwszeństwo równości przed sumieniem. Powiedział, że drukarz motywowany był przekonaniami religijnymi, które skutkowały niechęcią do osób LGBT. I że te przekonania nie mogą być uznane za „uzasadnioną przyczynę” odmowy wykonania usługi. Z drugiej jednak strony uznał przepis kodeksu wykroczeń zakazujący odmowy wykonania usługi za peerelowski relikt, który, być może, wymaga zmiany.

Przepis rzeczywiście pozostał z PRL-u. I pierwotnie służył temu, by w czasach pustych półek sklepowych móc karać sprzedawców za ukrywanie towaru i sprzedawanie go „spod lady”. Więc jeśli sędzia uznał art. 138 kodeksu wykroczeń za relikt PRL-u, to widział w nim nie ochronę przed dyskryminacją, ale przed „spekulacją” – jak sprzedawanie drożej towaru spod lady nazywano w PRL-u. A to by znaczyło, że nie rozważał kwestii konfliktu sumienia, tylko zastosował przepis w jego literalnym brzmieniu.

Wyrok jest nieprawomocny i strony – prokurator i drukarz – mogą się od niego odwołać. Ale karalność czynu drukarza przedawni się 27 maja i bardzo wątpliwe, by do tego czasu sprawę prawomocnie rozpatrzył sąd odwoławczy. A więc okazja, by wyznaczyć polski standard rozwiązywania konfliktu sumienia i niedyskryminacji – szczególnie gdyby sprawa dotarła do Sądu Najwyższego – de facto została zmarnowana.

To była pierwsza taka sprawa w Polsce. Wcześniej mieliśmy sprawy o dyskryminację w świadczeniu usług ze względu na niepełnosprawność (wypraszanie z dyskoteki osoby na wózku czy z kawiarni osoby niewidomej z psem przewodnikiem) czy ze względu na narodowość (wypraszanie Romów z restauracji czy odmowa obsłużenia Uzbeków w sklepie). A więc w grę nie wchodziło sumienie, tylko zwykła niechęć czy zła wola. Z sumieniem mieliśmy do tej pory do czynienia tylko w przypadku lekarzy odmawiających aborcji czy np. zapisywania środków antykoncepcyjnych. A także aptekarzy – którzy też chcą mieć, jak lekarze, ustawową klauzulę sumienia. I urzędników stanu cywilnego, którzy powołując się na swoje przekonania, ogłaszali, że nie będą wydawać dokumentów umożliwiających parom jednopłciowym zawarcie związku za granicą. Ale nikt nie odpowiadał za to karnie, nie płacił odszkodowania.

Wojna sumienia z równością nie jest wyłącznie polska. W demokracjach bardziej historycznie zakorzenionych trwa od wielu lat. W Wielkiej Brytanii np. pozamykały się katolickie ośrodki adopcyjne po przegranej przed Sądem Najwyższym. Ośrodki skarżyły prawo, które nakazuje im traktować bez dyskryminacji pary jednopłciowe, chcące adoptować dziecko. W Szwecji pielęgniarka, która odmawiała asystowania przy aborcjach, nie mogła znaleźć zatrudnienia. Sąd uznał, że obowiązek wykonania świadczenia medycznego jest ważniejszy od sumienia, i ktoś, kto chce być pielęgniarką na oddziale ginekologiczno-położniczym, musi się z tym liczyć.

Analogicznie można powiedzieć: ktoś, kto zostaje drukarzem, musi się liczyć z drukowaniem różnych treści. Tylko co gdyby przyszło mu wydrukować np. antysemicką broszurę, w której prokuratura nie doszukała się wzywania do nienawiści na tle etnicznym (a tak najczęściej bywa)? Czy możemy uznać, że istnieje dyskryminacja słuszna i niesłuszna? A jeśli tak, to kto będzie ową słuszność oceniał?

Dwoje cukierników z Portland (Oregon, USA), którzy ze względu na przekonania religijne (są ormiańskimi katolikami) odmówili wykonania tortu malinowego na ślub lesbijek, ukarano administracyjnie grzywną wysokości 135 tys. dol. Chodziło o złamanie ustawy o ochronie konsumentów. Zapłacili grzywnę i musieli zamknąć cukiernię (teraz sprzedają ciastka przez internet). Odwołali się do sądu. Na początku marca odbyła się pierwsza rozprawa. Sędzia pytał, czy gdyby ich sumieniu sprzeciwiały się np. małżeństwa międzyrasowe, odmówiliby takiej parze tortu na ślub?

Miesiąc temu Sąd Najwyższy Stanu Waszyngton uznał 72-letnią florystkę Barronelle Stutzman za winną naruszenia ustawy o ochronie konsumentów, bo odmówiła przygotowania kwiatowej oprawy na ślub pary gejów. Kwiaciarkę zaskarżyła słynna Amerykańska Liga Praw Obywatelskich i stan Waszyngton. Sąd nakazał kwiaciarce zwrot kosztów procesu poniesionych przez Ligę, co wyniesie zapewne setki tysięcy dolarów. Stutzman odmówiła uświetnienia ślubu gejów, bo uznała, że katolicyzm, który wyznaje, sprzeciwia się ślubom par jednopłciowych. Stała się symbolem walki o wolność wyznania w USA.

Tak surowe sankcje za sprzeciw sumienia wywołały kontrreakcję organizacji chrześcijańskich. Naciskają na prezydenta Trumpa, by wprowadził prawo chroniące religię. Podobno Trump ma taki projekt. W stanie Indiana już uchwalono ustawę „o przywróceniu wolności religijnej”, dającą prawo odmowy świadczenia usług ze względów religijnych. A Sąd Najwyższy USA zakwestionował zgodność z konstytucją zapisu w ustawie o ubezpieczeniu zdrowotnym „Obamacare”, by polisy prywatnych firm ubezpieczeniowych obejmowały pigułkę „dzień po”. A więc tu sumienie wygrywa z równością.

Rok temu polski Sejm dobrej zmiany pracował nad przepisem ustawy o fizjoterapeutach, który dawał tej grupie zawodowej prawo sprzeciwu sumienia. Posłowie PiS, którzy forsowali przepis, pytani, jakich sytuacji mogłoby to dotyczyć: odmówią wykonania zabiegu rozwodnikowi? osobie transpłciowej?, – nie potrafili odpowiedzieć. W końcu podali przykład: kobieta z antykoncepcyjną wkładką domaciczną (zapewne jako zabójczyni plemników). Tylko jak sprawdzaliby, czy kobieta ma wkładkę?

Sami poczuli absurd i wycofali się z pomysłu. Ale asumpt do niego dał w październiku 2015 r. Trybunał Konstytucyjny. Sądząc przepisy o lekarskiej klauzuli sumienia, uznał, że ma ona bezpośrednie zakorzenienie w konstytucyjnej wolności sumienia i wyznania, i obowiązywałaby nawet, gdyby nie było jej w ustawie o zawodzie lekarza. Takie stwierdzenie otwiera innym grupom zawodowym prawo odmowy świadczenia obowiązków z powołaniem się bezpośrednio na konstytucję. Bo wolność sumienia nie tylko lekarzom przysługuje.

Sumienie czy niedyskryminacja? Były pełnomocnik rządu (PiS) ds. równego traktowania Wojciech Kaczmarczyk w wywiadzie, którego udzielił mi rok temu do „Gazety Wyborczej”, stwierdził, że hotelarz może, powołując się na sumienie, odmówić wynajęcia pokoju parze gejów. Potem na swoim koncie na Facebooku dodał, że także np. osobie czarnoskórej. To niewątpliwie świadczy o konsekwencji myślenia: skoro sumienie jest najważniejsze, to dajmy mu pierwszeństwo i nie oceniajmy, które poglądy są dobre, a które złe.

Tylko dokąd to prowadzi?

Wszystkie międzynarodowe akty uznają jednak rasizm za zło. Ale czym różni się przekonanie o niższości jakiejś rasy od przekonania o niższości osób homoseksualnych? Albo kobiet? Albo „wegetarian na rowerach”, których partia rządząca uznaje za „obywateli gorszego sortu”? Czy to, że ktoś dyskryminując, powołuje się na religię, może tę dyskryminację uprawomocniać?

Z drugiej strony: czy zmuszanie katolickich ośrodków adopcyjnych do przyznawania dzieci parom jednopłciowym to jednak nie przesada? W końcu to niejedyne ośrodki adopcyjne w Wielkiej Brytanii. A drukarz – to niejedyny drukarz w Łodzi. Ale już apteka w Żabiej Woli Małej odmawiająca sprzedaży środków antykoncepcyjnych może być jedyną w promieniu wielu kilometrów…

Z drugiej strony: dlaczego lekarz ma prawo odmówić przepisania środków antykoncepcyjnych, a aptekarz nie ma prawa odmówić ich sprzedaży?

I tak dalej…

Problem z konstytucyjnymi wartościami, które są w konflikcie, jest taki, że nie można jednej dać pierwszeństwa tak, by zniweczyć drugą. Bo obie są wartościami konstytucyjnymi. Trzeba znaleźć jakiś balans.

Dla mnie czwartkowy wyrok: winny, ale nie ukarany, choć wydaje się, że sędzia przemknął się boczkiem koło problemu, jest jednak takim wyważeniem. Jeśli traktujemy sprzeciw sumienia poważnie, to powinien on cokolwiek kosztować. Jeżeli za wierność sumieniu nie płacilibyśmy żadnej ceny, to cóż byłaby warta?

Cóż byłaby warta równość, gdyby – przynajmniej w sferze publicznej – nie dało się jej egzekwować? I cóż byłby wart świat, w którym można dyskryminować, powołując się na sumienie?