Rozkręca się spirala przemocy
Było do przewidzenia, że agresja pojawi się po obu stronach. Akcja wywołuje reakcję. Po sobotnich zamieszkach przeciwko Marszowi Równości w Białymstoku, podczas których bito, poniżano i obrzucano kamieniami uczestników Marszu i przypadkowych ludzi, mamy dwa nowe ataki.
Jeden, na kioskarza z poznańskich Jeżyc, który wystawił w witrynie „Gazetę Polską”, eksponując naklejkę „Strefa wolna od LGBT”. Oblała go niezidentyfikowaną brązową substancją kobieta ubrana w koszulkę z tęczowym orłem. Wcześniej spytała, „czy ma coś do osób LGBT”. Kiosk na Jeżycach wskazała przedtem na swojej facebookowej stronie grupa działaczy LGBT „Stonewall”, komentując, żeby to miejsce „omijać szerokim łukiem”.
Drugi atak był na wrocławskiego publicystę współpracującego m.in. z OKO.press Przemysława Witkowskiego. Skomentował krytycznie napis pod mostem: „Stop pedofilom z LGBT”. Mężczyzna, który to usłyszał, podszedł i zapytał, co mu się nie podoba. Po czym poważnie go pobił – dziennikarz trafił do szpitala m.in. ze załamanym nosem.
Oczywiście, że pobicie to nie to samo co oblanie substancją, która nie wywołuje obrażeń. Jednak obie sytuacje, które wydarzyły się w tym samym czasie, są podobnie motywowane: złością i strachem. Władza polityczna i Kościół zrobiły z osób nieheteroseksualnych zagrożenie. I to bynajmniej nie światopoglądowe. Przedstawiciele władzy świeckiej i kościelnej malują obraz fizycznego zagrożenia narodu, rodzin i dzieci. Osoby LGBT mają zniszczyć polską kulturę, tradycję i wiarę. Zagrażają rozpadem rodzin, demoralizacją i gwałceniem dzieci. Godzą w życie narodu, bo chcą przerobić wszystkich na homoseksualistów i naród przestanie się rozmnażać. Nie dziw, że ludzie się tego boją.
Z kolei osoby LGBT są przerażone powszechnym szczuciem i realnie zagrożone – co było widać choćby na białostockim marszu. Absurdy i kłamstwa opowiadane o rzekomej „ideologii LGBT” i samych osobach nieheteroseksualnych korzystają z wolności słowa. Próby sprostowywania nie przebijają się do agresorów i zastraszonych, bo ci żyją w swojej „bańce informacyjnej” państwowej telewizji i radia, i swojej części internetu.
„Życie osób LGBT w Polsce jest zagrożone. Dzisiaj, gdy wszystkie granice zostały już przekroczone, nie ma wymówki dla bierności. Czas wspólnie stawić czoła nienawiści!” – napisało kilka dni temu w oświadczeniu kilkadziesiąt organizacji równościowych i broniących praw człowieka. Niektórzy mogą to traktować jako wezwanie do odwetu. Tym bardziej że oddaje prawdę: życie i zdrowie osób nieheteroseksualnych w Polsce naprawę są dziś zagrożone. W mediach społecznościowych coraz silniej brzmią głosy osób, które mają już dość roli ofiary i wiecznego lęku.
Ten motyw: chęć rozbrojenia strachu i uzyskanie społecznej podmiotowości, leży nie tylko u podstaw marszów równości, ale też tak krytykowanych parodii obrzędów katolickich, jak „procesja Bożego Ciała” podczas marszu w Gdańsku czy udział przedstawiciela Kościoła Latającego Potwora Spaghetti (z durszlakiem na głowie) w mszy odprawionej podczas warszawskiej Parady Równości przez byłego pastora Kościoła Ekumenicznego Szymona Niemca. To była prowokacja, ale też terapia: obśmianie oprawcy pozwala radzić sobie z lękiem i poniżeniem. Odzyskać poczucie godności.
Obym była złym prorokiem, ale obawiam się, że to dopiero początek. Agresja prowokuje agresję, nienawiść budzi nienawiść. To uczucia, które nie mają orientacji seksualnej.
Winna tym zjawiskom jest władza polityczna i kościelna. Judzą, sieją nienawiść, nie biorąc odpowiedzialności za skutki. A potem, za pomocą aparatu propagandy, jaką są rządowe media i media sympatyzujące z władzą, a także kościelne ambony i oficjalne dokumenty episkopatu, całą winą obarczą „aktywistów LGBT”. I będą mogli – niestety – wskazać konkretne przykłady.
Komentarze
To, że pan Witkowski wszedł w konflikt z jakimś mięśniakiem, nie powinno go czynić „symbolem” sprzeciwu wobec „ataków na LGBT”. Zgadam, że takie napis nie powinny się pojawiać, zgadzam się, że trzeba temu się przeciwstawiać, ale nie należy tego robić w ten sposób.
Pani Redaktor, pobicie Witkowskiego, jak faktem, napis też, ale cała reszta opowieść już chyba nie. Po pierwsze, ta ścieżka nie jest „ślepa”, jak twierdzi Witkowski. Po drugie, proszę spróbować, jadąc na rowerze, przekazać informacje tak, by była ona dobrze zrozumiała dla postronnej osoby. Żeby to zrobić, żeby to wyraźnie powiedzieć, trzeba co najmniej 2 sek. W tym czasie rowerzysta przejeżdża ponad 10 metrów. Proszę wspólnie z innmi autorami, piszącymi na ten temat, udowodnić, że taka sytuacja, jaką opisał Witkowski, mogła mieć miejsce. Najlepiej zrobić eksperyment procesowy i pokazać „światu”, że tak było.