Rzecznicy Schab i Radzik – dezaktywacja?

W cieniu wojny o prokuraturę minister Bodnar próbuje usuwać ze stanowisk kierowniczych osoby, które wykazały się dyspozycyjnością wobec władzy PiS. To ulga dla sędziów prześladowanych przez partię, którzy jeszcze kilka dni wcześniej rozmawiali o akcji protestacyjnej w sprawie braku zmian w sądownictwie. A więc zmiany się zaczynają. Ale potrwają.

Minister Bodnar usunął ze stanowisk prezesowskich sędziów Sądu Apelacyjnego w Poznaniu ustanowionych przez Zbigniewa Ziobrę: prezesa SA Mateusza Bartoszaka i wiceprezesów Sylwię Dembską i Przemysława Radzika, zwanego przez sędziów „rzeźnikiem”. Wniosek w tej sprawie pozytywnie zaopiniowało Kolegium Sądu Apelacyjnego.

Kolejny wniosek o odwołaniu z funkcji prezesa – SA w Warszawie – dotyczy sędziego Piotra Schaba. Cześć neoprezesów wciąż stara się utrudnić pracę sędziom, którzy odmawiają orzekania z neosędziami. Wniosek o odwołanie Schaba z funkcji prezesa zaopiniować musi Kolegium SA w Warszawie. Jeśli zaopiniuje negatywnie (a po nowelizacjach PiS kolegia składają się z nominatów Ziobry), ostateczny głos ma neo-KRS. Tu za odwołaniem musiałoby opowiedzieć się 2/3 członków, a tylu Koalicja nie ma. Więc Piotr Schab może zachować funkcję prezesa.

Schab i Radzik pełnią też funkcje rzeczników dyscyplinarnych przy ministrze sprawiedliwości. Razem z Michałem Lasotą przez lata rządów PiS wszczęli tysiące postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów stosujących wyroki TSUE i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka uznające, że sądy, w których zasiadają neosędziowie, czyli nominaci neo-KRS, nie są sądami. W oparciu o te wyroki polscy sędziowie odmawiali orzekania z nimi i uznawali za nieważne ich rozstrzygnięcia. W odpowiedzi PiS uchwalił ustawę „kagańcową” zabraniającą oceniania statusu sędziów, co odtąd było deliktem konstytucyjnym.

Środowisko domaga się odwołania rzeczników dyscyplinarnych, którzy stali się dla niego symbolem bezwzględnej, motywowanej politycznie represji. Lasota i Schab pełnili swoje funkcje w sposób, nazwijmy to, niezwykle żarliwy, nie ukrywając co najmniej niechęci do ściganych dyscyplinarnie sędziów. Niedawno zastępca Rzecznika Dyscyplinarnego przy Sądzie Okręgowym w Warszawie Jakub Iwaniec (jeden z bohaterów afery hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości) wszczął postępowanie dotyczące „niedopuszczalnego prawnie postępowania wykonawczego”, jakim było, jego zdaniem, skierowanie do wykonania kary skazanych Mariusza Kamińskiego i Michała Wąsika.

Rzecznicy nie boją się odwołania, bo w pozmienianej przez PiS ustawie o ustroju sądów powszechnych nie ma słowa o warunkach odwołania rzeczników. Skoro nie ma, to możliwe jest rozumowanie, że kto powołuje, może także odwołać. Ale byłaby to interpretacja rozszerzająca przepis natury karnej, a prawa karnego interpretować rozszerzająco nie wolno. Tym bardziej że trzeba mieć na uwadze poszanowanie ochrony niezależności takiego rzecznika przed naciskami politycznymi (jakkolwiek głupio to brzmi zaledwie miesiąc po oddaniu władzy przez PiS).

Z drugiej strony brak trybu odwołania można potraktować jako prawo do odwołania „na życzenie” ministra, co działałoby kompletnie patologiczne.

Być może Ministerstwo Sprawiedliwości znalazło sposób. Lektura wniosków o odwołanie ze stanowisk prezesowskich to gotowe akty oskarżenia za przekraczanie uprawnień.

W sprawie Piotra Schaba czytamy: „Biorąc pod uwagę, że sędzia Piotr Schab wielokrotnie nadużył władzy – zarówno pełniąc funkcje administracyjne w wymiarze sprawiedliwości, jak i funkcję rzecznika dyscyplinarnego, Minister Sprawiedliwości uznał, że dalsze pełnienie przez niego obu tych funkcji bezpośrednio zagraża dobru wymiaru sprawiedliwości zarówno jako generator efektu mrożącego wobec sędziów, jak i wobec realnej możliwości stosowania wobec nich tzw. miękkich środków represji o charakterze administracyjnym”. Dalej jest cała litania spraw dyscyplinarnych i sędziów, których przez te lata prześladował.

Podobnie jest we wniosku o cofnięcie sędziemu Radzikowi powołania na stanowisko wiceprezesa. Czytamy: „Pełnienie funkcji Wiceprezesa Sądu Apelacyjnego w Poznaniu, znajdującego się na szczycie hierarchii sądownictwa powszechnego przez Przemysława W. Radzika, jawi się jako sprzeczne z dobrem wymiaru sprawiedliwości także ze względu na fakt, że został on wielokrotnie negatywnie przetestowany w świetle wynikającego z orzecznictwa trybunałów międzynarodowych i Sądu Najwyższego testu niezależności”.

Aby przerwać pełnioną w złej wierze kadencję rzeczników, minister sprawiedliwości mógłby skorzystać z przewidzianej przez Zbigniewa Ziobrę w ustawie o ustroju sądów powszechnych kompetencji powołania do jednej, określonej sprawy swojego rzecznika dyscyplinarnego. Pozwala na to art. 112b tej ustawy. Taki superrzecznik mógłby ścigać rzecznika Schaba, rzecznika Lasotę i rzecznika Radzika za delikty dyscyplinarne, których się już trochę nazbierało. A Sąd Dyscyplinarny mógłby im wymierzyć nawet najcięższą karę: wydalenia z zawodu. To byłoby równoznaczne z wygaśnięciem ich uprawnień sędziowskich i rzeczniczych.

Droga postępowań dyscyplinarnych jest co prawda żmudnym, ale skutecznym i niebudzącym wątpliwości prawnych sposobem na pozbycie się z zawodu sędziowskiego osób, którym brakuje cech niezbędnych w zawodzie sędziego. Dotyczy to też sędziów umieszczonych przez partię w neo-KRS.

Sędziowie przez ostatnie lata sekowani przez władzę chcą choć symbolicznej zmiany. Są rozgoryczeni, że to dzieje się tak wolno. Porównując swoją determinację i namysł ministra Bodnara, czują się – słusznie lub nie – wykorzystani w walce o ratunek dla praworządności i porzuceni.