TVP, tombak i stan wyższej konieczności

Bezprawne prawo nie zasługuje na respekt i ochronę w takim samym stopniu co prawo. Prawo nie jest fetyszem, ale narzędziem do rozwiązywania problemów. A zacząć trzeba od ważenia wartości.

W „naszej bańce” trwa debata nad przejęciem TVP, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej przez ministra kultury metodą Aleksandra Macedońskiego: przez przecięcie węzła, zamiast rozsupływania go. Już to samo jest wspaniałe: że nie daliśmy się zapędzić do kurników, by gdakać jednym głosem. Nie ulegamy terrorowi, że kto nie z nami, ten przeciw nam. Nadal potrafimy myśleć, nie daliśmy sobie odebrać wolności słowa, szanujemy pluralizm we własnych szeregach – co zawsze jest trudniejsze.

Prawnicze autorytety naszej bańki mają różne zdania. Nie tyle zresztą na temat oceny, czy prawo zostało przez ministra Sienkiewicza złamane, a na temat tego, czy to, co zrobił, jest do zaakceptowania jako początek przywracania konstytucyjnego ładu.

W opinii przyjętej przez Helsińską Fundację Praw Człowieka uznaje się, że minister Bartłomiej Sienkiewicz działał w sposób co prawda usprawiedliwiony okolicznościami, ale prawnie niedopuszczalny. Podobnie uważa prof. Ryszard Piotrowski: „Konstytucja w demokratycznym państwie prawnym z pewnością nie pozwala na to, czego byliśmy świadkami, czego jesteśmy świadkami, niezależnie od wszelkich innych okoliczności” – powiedział w rozmowie z TVN24. Konkluzja obu opinii jest taka, że obsadzone przez ministra metodą przecięcia węzła gordyjskiego władze spółek TVP, PR i PAP można zaakceptować tylko jako tymczasowe, do czasu przyjęcia nowego prawa.

I słusznie. Tylko że wiemy, że to niemożliwe, bo prezydent Andrzej Duda takiej ustawy nie podpisze. Tak więc jeśli dopuszczać rozwiązanie wyłącznie za pomocą ustawy, to tego rozwiązania przez najbliższe półtora roku nie będzie. Prof. Ewa Łętowska zgadza się, że prawidłowym prawnie rozwiązaniem jest zmiana przepisów, ale zauważa, że to na razie niemożliwe. A tam, gdzie prawo jest bezradne, można doraźnie zastosować środki polityczne: „Założenie legalistyczne – jak być powinno – w państwie prawa zderza się z czysto politycznym jak przeciwnik pozwala, a punktem równowagi jest środek wprawdzie legalny, ale drugiego wyboru” – pisze na portalu konstytucyjny.pl.

Można jeszcze inaczej. Zastosujmy koncepcję działania w stanie wyższej konieczności. Okaże się, że w tym przypadku dobro poświęcane nie jest prawdziwym dobrem. Jest jak tombak udający złoto. A zatem nie jest równie godne ochrony co dobro ratowane.

Fakt, minister Sienkiewicz pominął obowiązujące prawo, czyli ustawę o Radzie Mediów Narodowych. Tłumaczenie, że stosuje prawo spółek handlowych, z punktu widzenia zasad stosowania prawa jest nieprawidłowe, bo narusza zasadę, że prawo szczególne ma pierwszeństwo przed ogólnym, a prawo późniejsze przed wcześniejszym. Kompetencję powoływania szefów państwowych spółek medialnych ustawa o RMN powierzyła RMN (prawo szczególne i późniejsze), więc kodeks spółek handlowych nie miał zastosowania. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego, że tę kompetencję bezprawnie zabrano KRRiT i przekazano RMN, nie usuwał z prawa tego przepisu z ustawy o RMN – to wymagało zmiany prawa przez parlament, który tego nie dokonał. W swoim wyroku TK stwierdził też, że powołanie zarządu publicznych mediów przez polityka i członka rządu – ministra kultury – jest sprzeczne z konstytucyjną pozycją mediów publicznych.

Tymczasem minister Sienkiewicz właśnie to zrobił. Można zrozumieć, że chciał zadośćuczynić powszechnemu oczekiwaniu, żeby nowa władza przerwała antyrządową propagandę płynącą z państwowych mediów jak najszybciej. Gdyby okazała się w tym niewydolna, ludzie byliby rozczarowani nie tylko tymi, na których głosowali, ale i mechanizmami demokratycznego państwa prawnego.

Jak to wygląda w kategoriach stanu wyższej konieczności z kodeksu karnego (art. 26 kk, działanie w celu uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego jakiemukolwiek dobru chronionemu prawem, jeżeli niebezpieczeństwa nie można inaczej uniknąć, a dobro poświęcone przedstawia wartość niższą, lub nie przedstawia wartości oczywiście wyższej od dobra ratowanego)?

Na jednej szali mamy konstytucyjną rolę mediów publicznych i wolność debaty publicznej – na drugiej zasadę praworządności, działania władzy w granicach i na podstawie prawa. Z tym że ta waga jest pozorna, bo konstytucyjna wartość położona na drugiej szali nie jest tym, co udaje. Broni bowiem bezprawnego prawa, które PiS uchwalił w 2016 r. – zabrał kompetencję konstytucyjnemu organowi, jakim jest KRRiT, i przekazał upartyjnionemu nowotworowi, RMN, by zawłaszczyć publiczne media. Że było to prawo niekonstytucyjne, orzekł TK. Że skutkiem tego bezprawia było przekształcenie publicznych mediów w propagandowy instrument dezinformacji i wspierania władzy, stwierdzono m.in. w dwóch raportach ODHIR oceniających przebieg polskich wyborów parlamentarnych i prezydenckich. A dowodem, że nawet wyborcy PiS krytycznie ocenili działalność rządowych mediów, jest śladowe poparcie wezwania PiS do ich „obrony”.

A więc w obronie realnego dobra minister Sienkiewicz poświęcił nie dobro, a jego atrapę. Czyli nie przekroczył granic działania w stanie wyższej konieczności.

Oczywiście pozostaje niebagatelny problem: kto ma oceniać wagę tych dóbr? Bo jeśli polityk – to taka praktyka w tym przypadku godzi w niezależność mediów publicznych i w zasadę wzajemnej kontroli i równoważenia się władz, otwierając drogę do przyszłych nadużyć.

Można do tej sprawy podejść zdroworozsądkowo i powołać się na wspomniane raporty ODHIR i zgodne powszechne oceny działalności przejętych przez PiS mediów. Czyli powiedzieć: koń jaki jest, każdy widzi. Tylko że – jak zauważa prof. Łętowska – koniec końców o tym, czy uznać działania ministra kultury za legalne, zdecyduje referendarz sądowy jednoosobową decyzją wpisania lub nie nowych władz do dokumentów medialnych spółek skarbu państwa.

Walka o TVP trwa, niekonstytucyjna Rada Mediów Narodowych powołała własnego prezesa TVP. A prezydent Duda odmówił podpisania ustawy okołobudżetowej z powodu pieniędzy – 3 mld. zł. – przeznaczonych na TVP. To znaczy, że TVP będzie pozbawiona możliwości działania. To natychmiast wykorzystał minister Sienkiewicz składając do sądu wniosek o postawienie TVP w stan likwidacji. To działanie zgodne z prawem. Oznacza, że o tymczasowym kierowaniu spółką w likwidacji TVP – zadecyduje likwidator powołany przez zarząd lub sąd.

Ale tu znowu może się pojawić problem: sprawę może dostać neosędzia i pojawi się kwestia ważności jego rozstrzygnięcia. To z kolei pokazuje, jak mocno podkopane zostały fundamenty państwa przez PiS i jak kluczowa, pilna i skomplikowana zarazem jest jak najszybsza ich naprawa.

Będziemy mieli zatem więcej okazji do łatania prawa środkami politycznymi w warunkach stanu wyższej konieczności.