Brońmy Polski w Unii. Brońmy sędziów

„Musimy ratować Polskę, nikt tego za nas nie zrobi. Zbieramy się w najbliższą niedzielę o 18:00 na placu Zamkowym w Warszawie. Polska jest warta naszego zaangażowania, nasza przyszłość jest tego warta!” – wezwał na Twitterze Donald Tusk.

To nie najzręczniej, że protest ma się odbyć pod partyjnym logo, ale to nie jest najważniejsze.

Ważne, żeby było nas jak najwięcej, bo propaganda władzy przedstawiająca Unię jako agresora odbierającego Polsce suwerenność i usiłującego nas rzucić na kolana robi swoje: nieznacznie, ale spada poparcie dla naszego członkostwa w UE. Jeszcze trochę, a władza – być może nawet niezamierzenie – osiągnie efekt rządu Davida Camerona.

Powinno nas być jak najwięcej także po to, by okazać polskim sędziom wsparcie. Covid wygasił solidarnościowe manifestacje pod sądami, ale sędziowie potrzebują społecznego wsparcia wcale nie mniej niż dwa-trzy lata temu.

A to, czy Polska ostatecznie dokona prawnego polexitu, czy nie, zależy od polskich sędziów. Od tego, czy pozwolą, aby mnożyły się wątpliwe wyroki wydawane przez ludzi mianowanych w politycznej procedurze przez neo-KRS. Trybunał Przyłębskiej może orzekać tak czy inaczej. Może uznawać, że wyroki TSUE czy poszczególne fragmenty traktatu o UE w Polsce nie obowiązują. Ale to sędziowie – którzy są także sędziami europejskimi – zdecydują, którego trybunału będą słuchać: Przyłębskiej czy Unii Europejskiej.

To oczywiście nie takie proste, bo kosztuje. Kosztuje nie tylko karierę. Sędzia, który przedkłada wyroki TSUE nad wyroki Trybunału Przyłębskiej, musi wziąć pod uwagę szykany: przeniesienie do innego wydziału, zawalenie sprawami, pogorszenie warunków pracy, postępowanie dyscyplinarne, a nawet karne, odebranie immunitetu, zarobków i możliwości orzekania, oczernianie w mediach rządowych i prorządowych, hejt organizowany w internecie. Sędziowie w obronie naszego miejsca w Unii ryzykują wszystko.

Antyunijny wyrok Trybunału Przyłębskiej zapadł dzień po tym, jak TSUE ocenił, że polskie przepisy o przenoszeniu sędziów mogą naruszać sędziowską niezawisłość, bo umożliwiają wpływanie na orzecznictwo. I po raz kolejny podważył legalność konkursów na sędziów przed neo-KRS. Ten wyrok jest adresowany do polskich sądów. Więc Trybunał Przyłębskiej orzekł, że nie mają prawa go stosować.

Ponad czterdziestu sędziów w ciągu kilkunastu miesięcy odmówiło orzekania z sędziami powołanymi z udziałem neo-KRS, którą za ciało niemające gwarancji niezależności od władzy politycznej uznał TSUE. Albo odmówili orzekania z nimi, albo uchylili wyroki z ich udziałem. Część z sędziów ma za to postępowania dyscyplinarne albo nie orzeka z powodu uchylenia im immunitetu, albo zostało przeniesionych bądź zawieszonych w czynnościach przez ministra. Najnowszym pomysłem władzy na szykany wobec nich jest uznanie, że odmawiając orzekania z neosędziami, zrzekli się urzędu sędziego i już sędziami nie są. Ma o tym orzekać minister sprawiedliwości.

Takich represji nie było we współczesnej Polsce, wliczając PRL. I nie było nigdy tylu sędziów, którzy stawiali władzy opór mimo to. Opór polegający nie tylko na sądzeniu w zgodzie z prawem i sumieniem, ale też na wypowiedzeniu posłuszeństwa bezprawnemu prawu. Dziś sędziowie stosują w praktyce zasadę Radbrucha dotyczącą prawa nazistowskich Niemczech: że prawnik ma prawo odmówić zastosowania prawa, które sprzeciwia się wartościom podstawowym. Jest prawem niegodnym tego, by być prawem.

Władza PiS swoimi „reformami” wymiaru sprawiedliwości odbiera nam prawo do niezawisłego, bezstronnego sądu. I coraz bliższa jest odebrania nam pełnego członkostwa w Unii Europejskiej. Stajemy się wszyscy – łącznie z wyborcami PiS – obywatelami gorszego sortu w Unii. Protest to nasza jedyna forma samoobrony. I forma wsparcia sędziów, którzy szósty rok bronią nas przed bezprawiem.