Władza popełnia przestępstwo

Nie wpuszczając uchodźców stojących na granicy Polski, władza nie tylko łamie zasady humanitaryzmu, ale też popełnia przestępstwo. Tłumaczenie premiera, że ludzie koczujący pod Usnarzem Górnym to „pistolet przystawiony nam do głowy przez pana Łukaszenkę”, nijak się ma do powinności prawnych i moralnych wobec nich.

Rodziny z dziećmi i ich kot nie stanowią zagrożenia dla Polski i Polaków. A jeśli rzeczywiście zostali sprowadzeni przez Łukaszenkę (co wcale nie jest potwierdzonym faktem), to w żaden sposób nie pozbawia ich prawa do ubiegania się o azyl.

Uchodźcy koczujący na polsko-białoruskiej granicy dali w piątek pełnomocnictwa prawnikom działającym pro bono i głośno, wywoływani po nazwisku, zadeklarowali wobec polskich pograniczników, że ubiegają się w Polsce o ochronę międzynarodową. Wszystko zostało zarejestrowane. Od tego momentu nie można twierdzić, że nie wystąpili o azyl. Niewpuszczenie ich na terytorium Polski jest więc oczywistym złamaniem prawa: art. 30 ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, art. 56 konstytucji i konwencji genewskiej o uchodźcach.

Miejscowy komendant Straży Granicznej i jego mocodawcy, tj. komendant główny SG, minister spraw wewnętrznych, premier Morawiecki i wicepremier ds. bezpieczeństwa Kaczyński, mogą odpowiadać z art. 231 kk za niedopełnienie obowiązków skutkujące zagrożeniem dla zdrowia i życia osób, które zmuszają do koczowania na granicy, nie udzielając im pomocy i nie rozpoczynając formalnej procedury. I nie ma znaczenia, że podległa rządowi prokuratura odmówi wszczęcia takiego postępowania, bo co się odwlecze, to nie uciecze (przedawnienie karalności – pięć lat).

Rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek właśnie wystąpił do premiera o „zapewnienie cudzoziemcom przebywającym w okolicy Usnarza Górnego, deklarującym zamiar ubiegania się w Polsce o ochronę międzynarodową, możliwości złożenia stosownych wniosków zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa”. W piśmie zwraca uwagę, że „odstąpienie od obowiązku przyjęcia wniosku o ochronę międzynarodową w sytuacji, w której osoba znajdująca się de facto pod jurysdykcją polskiej Straży Granicznej deklaruje zamiar złożenia takiego wniosku, stanowi rażące naruszenie przepisów i pozostaje w sprzeczności ze standardami wyznaczonymi przez Konwencję genewską o statusie uchodźców”.

Wnioski złożone przez osoby przebywające na granicy powinny zostać rozpatrzone, a te osoby wpuszczone do Polski. Powinna być im udzielona pomoc. Nie można dopuszczać, by ludzie, w tym dzieci, pozostawali w takich warunkach: pod gołym niebem, bez sanitariatów, możliwości utrzymania higieny, dostępu do jedzenia i pomocy lekarskiej. Ich prawa człowieka są w tej chwili podeptane – powiedziała nam zastępczyni RPO Hanna Machińska.

Rząd stoi przed wyborem: zachować się zgodnie z prawem i moralnością albo brnąć w narrację o „pistolecie Łukaszenki”. Prędzej czy później wzbudzi ona antyuchodźcze nastroje, a wtedy rząd stanie się ich zakładnikiem. Do Usnarza Górnego już przyjechała grupa narodowców. Na razie tylko patrzą. Ale tak jak swego czasu z pałkami rzucili się, na wezwanie wicepremiera Kaczyńskiego, „bronić polskich kościołów” przed kobietami, tak teraz rzucą się na afgańskie rodziny w imię rzekomego  zagrożenia… no właśnie: czego? Czystości rasy? Miejsc pracy w sytuacji, gdy rąk do pracy brakuje? I zagrożenia czym? „Islamizacją”? Przez ludzi uciekających przed talibami?

Rząd powtarzał podczas wojny w Syrii, że uchodźcom pomagamy „na miejscu”. Ludzie pod Usnarzem Górym są „na miejscu”. I są ludźmi, a nie „pistoletem”.