Kot prezesa w Sądzie Najwyższym
Mamy niesędziów. Niby wiemy o tym od pięciu lat, ale – czego należało się spodziewać – teraz mamy to stwierdzone w wyrokach.
Mamy piątkowy wyrok Trybunału Praw Człowieka, mówiący, że Trybunał (niegdyś) Konstytucyjny, orzekając w składzie z dublerem, nie jest sądem w rozumieniu Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. A więc dublerzy nie są sędziami. A wydane z ich udziałem rozstrzygnięcia nie są orzeczeniami. Było ich zaś do tej pory 352. W tym te najważniejsze, ustrojowe, jak choćby ten o usunięciu Adama Bodnara z urzędu RPO. A za chwilę o nieobowiązywaniu w Polsce wyroków TSUE.
I mamy o dzień wcześniejszy wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego (w składzie: Cezary Pryca, Małgorzata Korycińska i Wojciech Kręcisz – przewodniczący i sprawozdawca). Ten z kolei może być podstawą do podważenia nominacji 27 sędziów Sądu Najwyższego. Wydany został w oparciu o wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE, który odpowiedział NSA na pytanie, czy sędzia powołany z udziałem neo-KRS jest powołany właściwie. Chodziło o odwołania od wyników konkursu na sędziów SN przeprowadzonego w 2018 r. Odwołali się kandydaci odrzuceni, tzw. kamikadze, którzy startowali, by ujawnić pozorność konkursu i jego nieprawidłowości. TSUE dał wskazówki, jak ocenić, czy neo-KRS jest organem niezależnym.
NSA je zastosował i… uchylił uchwały neo-KRS o powołaniu 27 sędziów do Sądu Najwyższego (Izba Cywilna i dwie neo-Izby: Dyscyplinarna i Kontroli Nadzwyczajnej). W uzasadnieniu wytknął wszystko: że członków neo-KRS powołali de facto politycy, że zasiadają tam prezesi sądów zależni od ministra sprawiedliwości, że sam konkurs był – jak się okazało – wadliwy. Do tego neo-KRS nie wypełnia swojej konstytucyjnej powinności stania na straży niezależności sądów i niezależności sędziów, bo nigdy w tych sprawach nie zabiera głosu. Została też zawieszona w członkostwie Europejskiej Sieci Krajowych Rad Sądownictwa jako ciało niespełniające standardów europejskich: „obecna Krajowa Rada Sądownictwa nie daje wystarczających gwarancji niezależności od organów władzy wykonawczej i władzy ustawodawczej w procedurze powoływania sędziów. Stopień jej zależności od władzy ustawodawczej i wykonawczej przy wykonywaniu powierzonych jej zadań jest zaś na tyle wysoki, że nie może on być bez znaczenia dla oceny odnośnie do spełniania przez wyłonionych przez nią sędziów obiektywnych wymogów (przesłanek) niezawisłości i bezstronności wynikających z art. 47 Karty Praw Podstawowych”.
Do tego NSA kwestionuje sposób ogłoszenia konkursu na sędziów do SN: prezydent zrobił to bez kontrasygnaty premiera, choć nie jest to jego konstytucyjna prerogatywa (przed rządami PiS konkursy ogłaszała KRS).
Koniec końców NSA uchylił uchwały neo-KRS w sprawie konkursu na sędziów SN jako wydane przez organ niespełniający konstytucyjnych i unijnych kryteriów. I umorzył postępowanie, co wyklucza wydanie w tej sprawie nowych uchwał przez neo-KRS. To poważny krok naprzód w dziele obrony praworządności: stwierdzenie, że neo-KRS ze swej natury nie ma kompetencji do uczestniczenia w procedurze sędziowskich nominacji.
NSA powiedział „A”. Ale nie powiedział „B”. Wraz z tym orzeczeniem prawnie przestała więc istnieć podstawa, na której prezydent powołał 27 sędziów do Sądu Najwyższego. Na zdrowy rozum: skoro „odpadła podstawa” – jak mówią prawnicy – to akt dokonany w oparciu o nią można uznać za nieważny. Choć nie jest to twarda zasada: jak podkreśla prof. Łętowska, wszystko zależy od powagi naruszenia leżącego u podstaw uchylenia.
Rekomendowanie sędziów przez organ pozbawiony gwarancji politycznej bezstronności wydaje się poważne. Powagi naruszeniu dodaje też inny fakt: prezydent powołał tych 27 osób do SN, ignorując natychmiast wykonalne postanowienie NSA o wstrzymaniu nominacji w związku z toczącymi się przed NSA sprawami odwoławczymi.
NSA na końcu uzasadnienia czwartkowego wyroku umywa ręce od rozstrzygania kwestii ważności prezydenckich nominacji. Pisze: „skutki wydanego w sprawie orzeczenia nie odnoszą się do ustrojowej ważności oraz skuteczności prezydenckich aktów powołań na urząd sędziego Sądu Najwyższego dokonanych na podstawie rekomendacji przedstawionych przez KRS kontrolowaną uchwałą. W aktualnym stanie prawnym akty te bowiem nie podlegają sądowej weryfikacji i nie są wzruszalne”.
Czy rzeczywiście nie podlegają sądowej weryfikacji? A gdyby tak prezydent powołał na sędziego SN kota prezesa Kaczyńskiego, niczym Kaligula konia Incitatusa na senatora? Też nie byłoby to „wzruszalne”? Nie ma przepisu, który wyłącza akty prezydenta spod kontroli. Tak przyjęły sądy administracyjne, bo im tak łatwiej. Konstytucja dała prezydentowi prerogatywę powoływania sędziów, ale tylko na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa. Konstytucja nie wyjęła też prezydenta spod obowiązku wykonywania orzeczeń sądów. Ani nie daje mu prawa decydowania za nie. Zatem nie może dokonać nominacji sędziów, ignorując – jak w tym przypadku – bezpośrednio wykonalne orzeczenie.
Koncepcję uzdrawiającej mocy prezydenta przy powołaniu sędziów z nieprawidłowych konkursów lansuje tzw. ustawa kagańcowa, by uniemożliwić kwestionowanie nominacji neosędziów. Kwestionowanie prawomocności prezydenckich nominacji uznaje ona za delikt dyscyplinarny, a rozpatrywanie takich spraw przekazuje Izbie Kontroli Nadzwyczajnej SN, złożonej, po części przynajmniej, z sędziów powołanych na mocy uchylonej przez NSA uchwały. Uznając, że akty prezydenta nie podlegają weryfikacji, wspiera się to antykonstytucyjne rozumowanie.
Poza tym: skoro w czwartkowym wyroku NSA uznał się za właściwy do rozpatrzenia skarg osób odrzuconych w konkursie do Sądu Najwyższego, mimo że PiS – przepisem niekonstytucyjnym i sprzecznym z traktatową zasadą prawa do środków odwoławczych – odebrał tym osobom prawo do odwołania, to równie dobrze mógł ocenić ważność podjętej sprzecznie z prawem decyzji prezydenta. Szczególnie gdy „odpadła podstawa” prawna tych nominacji, czyli uchwała neo-KRS.
W piątek Trybunał Praw Człowieka orzekł, że Duda złamał prawo, odmawiając zaprzysiężenia trzech prawidłowo wybranych do Trybunału Konstytucyjnego sędziów, ignorując wyrok TK i powołując trzech dublerów. A czym było powołanie sędziów do SN mimo wstrzymania tego procesu przez NSA? Uznanie, że akty prezydenckie są „niewzruszalne”, sankcjonuje owoce przestępstwa. A kot prezesa w Sądzie Najwyższym może czuć się bezpiecznie.
Komentarze
Końcowy wniosek NSA jest klasycznym odrzuceniem przez sędziego intuicji i wyobraźni. Wniosek jest oczywisty, ale brakuje dziecka, które go wypowie. Prezydent realizując prerogatywę podlega Konstytucji, w tym zasadzie rządów prawa. Z niej wypływa nakaz kontroli działań każdego organu państwa. Jeżeli działania prezydenta, nawet objęte prerogatywą, byłyby z tego zakresu wyjęte, zasada rządów prawa nie byłaby naczelną regułą konstytucyjną, a jest, przynajmniej formalnie. Brak wniosku KRS oznacza, że realizacja prerogatywy jest konstytucyjnie wadliwa. Waga naruszenia jest zatem konstytucyjna. Pozostawianie w obiegu prawnym następstw działań prezydenta z potwierdzonym naruszeniem Konstytucji jest prawniczym absurdem w świetle art. 2 Konstytucji traktowanym poważnie. Rozumowanie prawnicze w ramach demokratycznego państwa prawnego nie może redukować znaczenia art. 2 do wymiaru wpisującego w reguły absolutystycznej monarchii.
Jakie śliczne powidełko, rzekło małe pieścidełko. To powidełko, odrzekła mamusia zrobił pan Zbyszek z systemu zbudowanego dla nas przez znawców tematu, prawa i konstytucji. Do posprzątania tej Stajni Augiasza warto by zaangażować Herkulesa.
Swoją drogą, od początku mnie dziwiło, że w sprawie słynnego ułaskawienia tak długo zastanawiano się, czy prezydent miał prawo ułaskawić przed prawomocnym wyrokiem sądu, czy nie miał prawa.
A przecież wystarczyłoby sięgnąć do art.10 pkt.2 Konstytucji: Władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały.
Wniosek jest prosty: prawo łaski przysługuje prezydentowi w zakresie wykonania kary. Nie w zakresie wyrokowania o winie i zasądzenia kary.
Uważnie śledziłam doniesienia medialne i nie zauważyłam, żeby w dyskusji o prawie łaski ktokolwiek odniósł się do trójpodziału władz.