Prokuratura i polityka

23 kwietnia zeszłego roku prokurator Ewa Wrzosek z Prokuratury Rejonowej dla Warszawy Mokotowa wszczęła śledztwo po doniesieniu obywatela o stworzeniu zagrożenia epidemiologicznego organizacją wyborów prezydenckich w trakcie pandemii. Jak mówi teraz (w TVN24), jej zdaniem w trakcie śledztwa najpewniej wyszyłyby nieprawidłowości, o których mówi ogłoszony właśnie raport NIK. W tym działanie premiera bez podstawy prawnej.

Planowała przesłuchać m.in. wicepremiera Jacka Sasina, może też Jarosława Kaczyńskiego. Nie miała jednak okazji, bo śledztwo prowadziła ledwie kilka godzin. Zostało jej odebrane i przekazane innej prokuratorce, która je czym prędzej umorzyła.

Jak opowiadała rok temu w OKO.press, decyzję o wszczęciu śledztwa podjęła między godz. 14 a 15. Z pracy wyszła o 16:15. Wtedy jej sprawę przejęła zastępczyni prokuratora rejonowego dla Mokotowa Edyta Dudzińska i natychmiast ją umorzyła. Uzasadnienie: jeszcze nie wiadomo, kiedy wybory się odbędą. O 19 Polska Agencja Prasowa poinformowała, że prokuratura sprawę umorzyła.

Następnego dnia prokurator krajowy Bogdan Święczkowski wydał komunikat o postępowaniu dyscyplinarnym wobec prokurator Wrzosek – za wszczęcie tego śledztwa. Czytamy w nim m.in.: „Prokuratorzy muszą być apolityczni i niezależni. Mają obowiązek bronić praw i wolności obywateli, a nie angażować się w spory polityczne i partyjne. (…) Taki właśnie polityczny charakter i kontekst miała podjęta przez prokurator Wrzosek decyzja o wszczęciu śledztwa w sprawie organizacji wyborów prezydenckich w okresie pandemii. (…) Prokurator Wrzosek wszczęła więc śledztwo w sposób nieuzasadniony i z rażącym naruszeniem art. 303 Kodeksu postępowania karnego, nie przeprowadzając prawidłowo czynności sprawdzających. Obrazę przepisów prawa i uchybienie godności urzędu stanowią także jej wypowiedzi w mediach dotyczące wspomnianego śledztwa, a udzielane bez zgody przełożonych”.

W marcu tego roku prokurator Ewa Wrzosek wraz z sześciorgiem innych prokuratorów ze stowarzyszenia Lex Super Omnia została delegowana – oficjalnie dla wzmocnienia kadry w innej jednostce. Wysłano ją do Śremu, 312 km od domu. Z dnia na dzień, nie zapewniając na miejscu kwatery.

Wspomniany wcześniej komunikat prokuratora krajowego o wszczęciu postępowania przeciw prokurator Wrzosek zaczyna się od słów: „Prokuratura jako instytucja powołana do ścigania przestępstw i stania na straży praworządności nie bierze udziału w życiu politycznym”. Przez ostatnie pięć lat prokuratura Zbigniewa Ziobry działa w sposób, który można określić kpiną z praworządności i apolityczności. Prześladuje prokuratorów usiłujących realizować te zasady, premiuje służalczych i karierowiczów. A przede wszystkim służy interesom władzy politycznej, czego opisana tu historia jest dowodem.

Gdyby prokurator Ewa Wrzosek miała okazję kontynuować swoje śledztwo, to nasza wiedza o tym, że premier Morawiecki i jego otoczenie świadomie łamali prawo, nie pochodziłaby z uwikłanego w „wojnę gangów” między Marianem Banasiem a rządem raportu NIK, ale z aktu oskarżenia zakończonego wnioskiem o Trybunał Stanu co najmniej dla premiera. To prokuratura w ramach śledztwa dotarłaby bowiem do dowodów, że wydając decyzje o organizacji wyborów kopertowych, premier dysponował dwiema ekspertyzami prawnymi: Departamentu Prawnego KPRM i Prokuratorii Generalnej, że wydając decyzję o realizacji przygotowań do druku pakietów wyborczych, działałby bezprawnie. Ustaliłaby także, że potem załatwiał sobie – on i jego otoczenie – alibi w postaci sowicie opłacanych z publicznych pieniędzy opinii zewnętrznych aprobujących jego decyzję.

Przez pięć lat PiS i jego przystawki stworzyli państwo dysfunkcyjne, w którym jego organy nie służą społeczeństwu i dobru wspólnemu, ale interesom. I to nawet nie interesom władzy jako takiej, ale poszczególnych jej przedstawicieli, którzy działają w zmowie lub w konflikcie. Taka polska odmiana oligarchii.

W tym wszystkim są jednostki: niezawiśli wbrew systemowi sędziowie, jak Grzegorz Rudnicki, Marta Kołtun-Kulik i Tomasz Stawecki z Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, którzy 15 września zeszłego roku po skardze RPO orzekli, że premier w sprawie wyborów „kopertowych” działał z rażącym naruszeniem prawa. I niezależni prokuratorzy, jak Ewa Wrzosek, którzy usiłują ścigać przestępstwa, także te popełniane przez władzę.

Sprawa nie jest zamknięta. NIK nie skierował wniosku o ściganie premiera i jego ministrów – prezes Banaś ma to w zanadrzu do szantażowania władzy. Ale prokuratura nie musi czekać na jego zawiadomienie. Powinna była zareagować wszczęciem postępowania już po wrześniowym wyroku WSA. A po publikacji raportu NIK – tym bardziej. Brak reakcji może być potraktowany jako niedopełnienie obowiązków przez organ „powołany do ścigania przestępstw i stania na straży praworządności”, jak pisał stojący na jego czele Bogdan Święczkowski.