Prokuratura w Sądzie Najwyższym, służby w NSA

Prokuratura Krajowa prowadzi ostatnio bardzo wzmożone ściganie sędziów. Najpierw ogłosiła, że planuje spektakl doprowadzania siłą na przesłuchanie sędziego Igora Tulei. Teraz – zamiar pozbawienia immunitetów trzech sędziów Izby Karnej Sądu Najwyższego. Zrobiła to tego samego dnia, gdy Izba Karna SN, rozpatrując trzy kasacje Rzecznika Praw Obywatelskich, uznała za bezprawne zarządzenia Rady Ministrów o zakazie poruszania się w pandemii.

Prokuratura ma do dyspozycji Izbę Dyscyplinarną SN. Po prawdzie ma ją do dyspozycji także dlatego, że Komisja Europejska kupiła pisowską interpretację, że Trybunał Sprawiedliwości UE zawiesił tę Izbę tylko w sprawach dyscyplinarnych sędziów. W sprawach karnych może więc uchylać immunitety, nie narażając się na nałożenie kary przez TSUE (do tego potrzebny jest wniosek KE).

No więc wsparta milczącym przyzwoleniem Komisji Europejskiej prokuratura eliminuje z orzekania kolejnych sędziów dzięki odebraniu im immunitetów przez Izbę Dyscyplinarną. Do tej pory byli to sędziowie ikoniczni: Paweł Juszczyszyn, Beata Morawiec i Igor Tuleya, ale z sądów powszechnych. Teraz prokuratura pokazuje, że „nie ma świętych krów”, i dobiera się do sędziów Izby Karnej SN: Andrzeja Stępki, Marka Pietruszyńskiego i Włodzimierza Wróbla. Ten ostatni był kontrkandydatem Małgorzaty Manowskiej w zeszłorocznych wyborach I Prezesa SN i zdobył największe poparcie sędziów, ale przegrał dzięki kuglarstwom zawartym w uchwalonych przez PiS przepisach. To on także był sprawozdawcą i ogłaszał uchwałę trzech połączonych Izb SN wykonującą wyrok TSUE dotyczący legalności neo-Izb w SN. A więc to z jego ust padło, że Izba Dyscyplinarna i Izba Kontroli Nadzwyczajnej nie mogą dalej działać, bo nie są sądami (zawieszenie ID przez TSUE przyszło później). Jeśli więc Izba Dyscyplinarna uchyli immunitet prof. Wróblowi, będzie to dodatkowo akt symbolicznej zemsty.

Co takiego uczynili trzej sędziowie SN?

Otóż „nieumyślnie nie dopełnili obowiązku rozstrzygania spraw zgodnie z obowiązującymi przepisami”, co zaowocowało poważnym przestępstwem bezprawnego pozbawienia wolności trwającego dłużej niż siedem dni, za co grozi do dziesięciu lat więzienia.

Zarzuty nie w kij dmuchał. Tego samego kalibru co zarzuty sprowadzenia powszechnego zagrożenia dla życia i zdrowia przez uczestniczki protestów Strajku Kobiet.

Konkretnie: sędzia Marek Pietruszyński wstrzymał wykonanie wyroku skazującego na karę pozbawienia wolności, ale nie wydał nakazu zwolnienia go z więzienia, bo nie sprawdził, czy skazany już odbywa karę. Wypuszczono go po niecałym miesiącu po interwencji obrońcy.

Natomiast Andrzej Stępka i Włodzimierz Wróbel uchylili wyrok skazujący na pozbawienie wolności i przekazali sprawę do ponownego rozpatrzenia – także nie sprawdzili, czy kara jest już wykonywana. Skazany bezprawnie przesiedział ponad miesiąc.

Bezprawne pozbawienie wolności jest rzeczą poważną i osobom, wobec których się zdarzyło, należy się odszkodowanie. Pytanie: kto zawinił? Według wypowiedzi prezesa Izby Karnej SN Michała Laskowskiego dla OKO.press w Sądzie Najwyższym od lat obowiązuje praktyka, że w takich sytuacjach sprawdzają, czy skazany siedzi, i powiadamiają Zakład Karny, że trzeba go wypuścić, pracownicy sekretariatu. A w Izbie Karnej jesienią zeszłego roku przeprowadzono w tej sprawie postępowanie dyscyplinarne i zwolniono kierowniczkę sekretariatu – która notabene została zaraz zatrudniona w… Izbie Dyscyplinarnej SN. Wtedy też prokuratura zainteresowała się sprawą, w której teraz zapowiada zarzuty wobec sędziów.

Prokuratura może oczywiście dojść do innych wniosków i wskazać innych winnych. Ale pytanie, czy nawet uznając, że obowiązek leżał po stronie sędziów, a nie pracowników sekretariatu, to należy tę sprawę traktować jako przestępstwo, a nie przewinienie służbowe? Zwłaszcza jeśli przepisy nie są jasne, a sędziowie działali w ramach ustalonej praktyki? W prawie karnym obowiązuje wszak zakaz wykładni rozszerzającej, a konstytucja mówi, że prawo musi być jasne – w szczególności prawo karne.

A skoro już prokuratura tak gorliwie ściga sędziów, to podobną sprawę ma pod nosem: zastępca Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Michał Lasota (o czym doniósł Onet) nie wydał na czas zarządzenia w sprawie wykonania kary wobec skazanego za pedofilię, i ta część kary mu się upiekła. Nie jest to „niedopełnienie obowiązku rozstrzygania spraw zgodnie z obowiązującymi przepisami”? Nie naraża bezpieczeństwa publicznego? A wniosku o uchylenie sędziemu Lasocie immunitetu w celu postawienia zarzutów nie ma. Podobnie jak wobec dyrektora Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie, który mimo uchylenia przez Sąd Najwyższy wyroku umieszczenia tam pewnego mężczyzny nie wypuścił go na wolność.

Gorliwość prokuratury Zbigniewa Ziobry wyraźnie dotyczy wyselekcjonowanej kategorii obywateli: tych, których prezes Kaczyński określił mianem „gorszego sortu”.

Gorliwość ta, skierowana wobec sędziów SN, może mieć jeszcze inne źródło: ciągle dominują tam „starzy” sędziowie. Właśnie prezydent ogłosił kolejny konkurs, ale coraz trudniej znaleźć chętnych do brudnej roboty. A i procedura konkursowa przed neo-KRS trwa długo, coraz dłużej. Zaś w samej neo-KRS coraz więcej podziałów i wzajemnych animozji przekładających się na to, że jej członkowie nie głosują już nad kandydatami jak „jedna biało-czerwona drużyna”. Do tego dochodzi prezydent Andrzej Duda, który blokuje niektóre kandydatury.

W tej sytuacji eliminacja sędziów z orzekania przez odbieranie im immunitetów i zastraszanie w ten sposób pozostałych może się wydawać pomocna w dziele podporządkowywania sobie SN.

Ale nie tylko prokuratura zastrasza i nie tylko sędziów Sądu Najwyższego. Wypowiedź Stanisława Żaryna, rzecznika ministra koordynatora służb specjalnych, może być zapowiedzią kontroli (niejawnej? operacyjnej?) wobec sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Kiedy Izba Karna uznała rządowe rozporządzenia w sprawie ograniczeń wolności poruszania się za bezprawne, ukazał się wyrok NSA, a konkretnie sędziów Zbigniewa Ślusarczyka (przewodniczący), Małgorzaty Pocztarek i Sławomira Pautera, uznający za bezprawne odebranie Pawłowi Wojtunikowi poświadczenia bezpieczeństwa, czyli prawa dostępu do informacji niejawnych, „ściśle tajnych”. Dzięki temu PiS pozbył się go z funkcji szefa CBA przed końcem jego kadencji. NSA odrzucił skargę kasacyjną premiera Morawieckiego w tej sprawie. W uzasadnieniu napisał m.in., że poświadczenie odebrano, nie przedstawiając dowodów, że Wojtunik nie powinien mieć dostępu do tajemnic. I że od sprawy należało odsunąć Mariusza Kamińskiego, który mógł mieć osobiste urazy w stosunku do Wojtunika, który wcześniej odebrał mu dostęp do tajemnic.

O sprawie napisał Onet. I zapytał o komentarz rzecznika Żaryna. „Nie będziemy komentować tego wyroku, dopóki nie ustalimy, co się zadziało w NSA. Przygotujemy odpowiedź w tej sprawie, na razie sprawdzamy, co się wydarzyło” – odpowiedział. Z tego, co wiadomo, „zdarzył się” wyrok. Wyrok „zdarza się” zwykle tak samo: jest postępowanie sądowe, są dowody pisemne, zeznania świadków, w przypadku NSA akta sprawy z poprzednich instancji, sędziowie naradzają się i wydają wyrok. Jakie wydarzenia chciałyby w tej sprawie zbadać służby? I jakimi metodami? Podsłuchami i działaniami pod przykryciem przeniknąć tajemnice narady sędziowskiej? A może znajdzie się odsiadujący właśnie karę za inne przestępstwo „świadek koronny”, który – jak w przypadku sędzi Beaty Morawiec – zezna, że zaoferował sędziom po telefonie za odpowiedni wyrok?

W dzisiejszych czasach nie ma scenariusza tak fantastycznego, żeby władza nie dała rady go zrealizować.