Dyscyplinowanie sądu?

Główny rzecznik dyscyplinarny dla sędziów Piotr Schab został prezesem Sądu Okręgowego w Warszawie. Trudno o bardziej symboliczną nominację.

To jeden z najważniejszych sądów powszechnych w Polsce, bo trafia tu wiele wrażliwych politycznie spraw.

Kilka dni wcześniej z prezesowania zrezygnowała Joanna Bittner. To raczej nie był wynik nacisków – od dawna chciała ustąpić. Głośno zrobiło się o niej niedawno, kiedy zdyscyplinowała sądy w swoim warszawskim okręgu, wysyłając pismo, by wyznaczano dyżury do sprawnego sądzenia demonstrantów protestujących przeciwko antyaborcyjnemu wyrokowi Trybunału Przyłębskiej i władzy PiS. Sąd Okręgowy będzie się zajmował odwołaniami od orzeczeń w tych sprawach.

Piotr Schab jest sędzią tego sądu. Jego dwaj zastępcy – Michał Lasota i Przemysław Radzik – orzekają w nim na delegacjach. Schab ostatnio dostał nominację do Sądu Apelacyjnego. Prawdopodobnie będzie więc miał wynagrodzenie rzecznika, prezesa sądu i sędziego sądu apelacyjnego.

Co oznacza jego nominacja? Prawdopodobnie minister Ziobro docenił jego skuteczność w ściganiu sędziów broniących niezawisłości i praworządności. I fantazję, by przypomnieć nieznaną prawu koncepcję ścigania za „eksces orzeczniczy” w postaci zadania pytania prejudycjalnego do Trybunału Sprawiedliwości UE (sprawy Ewy Marciniak i Igora Tulei). Najpewniej ma nadzieję, że prezes Schab będzie równie skuteczny we właściwym ustawianiu pracy jednego z najważniejszych sądów w Polsce.

Prezes nie może decydować, któremu sędziemu przypadnie wrażliwa politycznie sprawa, bo wprowadzono system losowania. Choć sędziowie zauważają, że system nie jest ślepy i wiele zależy od tego, co się do niego wprowadzi. Ale prezes może decydować, kto nie dostanie danej sprawy, bo np. zostanie przeniesiony w ramach reorganizacji do innego wydziału – taką możliwość omijania zakazu przenoszenia sędziego bez zgody wprowadził PiS w ramach swojej reformy wymiaru sprawiedliwości.

Sąd Okręgowy w Warszawie w stanie wojennym nazywał się „wojewódzkim”. I był równie wrażliwy politycznie co dzisiaj, bo także trafiały tam ważne sprawy. Ale sędziowie nie byli wyrywni w surowym stosowaniu dekretu o stanie wojennym: oddoraźniali sprawy (wtedy przysługiwało odwołanie i możliwy był wyrok w zawieszeniu), uniewinniali lub dawali niskie wyroki. Na newralgiczny odcinek IV Wydziału Karnego jako jego przewodniczącego ówczesny minister sprawiedliwości Sylwester Zawadzki rzucił młodego sędziego Andrzeja Kryżego. I się nie zawiódł – statystyki się poprawiły.

Ziobro uczynił Kryżego za pierwszych rządów PiS wiceministrem sprawiedliwości. A przed odejściem ze stanowiska mianował go prokuratorem Prokuratury Krajowej, zapewniając mu dobrą emeryturę.

Teraz Ziobro rzuca na odcinek Sądu Okręgowego rzecznika dyscyplinarnego dla sędziów. Jak widać, ma słabość do symbolicznych gestów.