Wybory w czasach postdemokracji
Te wybory prezydenckie – tak pierwsza, jak druga tura – dotknięte są szeregiem wad, które mogą posłużyć do uznania ich za bezprawne. Mimo to większość z tych, którzy zapowiadali bojkot wyborów pocztowych, poszła zagłosować w pierwszej turze i pójdzie w drugiej.
Prof. Ewa Łętowska tłumaczy, że to nie wybory, tylko plebiscyt. I ona jako obywatelka chce w tym plebiscycie wziąć udział, żeby wystawić władzy ocenę. Podobnie mówi RPO Adam Bodnar. Ci, którzy nie chcą dalszej prezydentury Andrzeja Dudy, idą do urn, żeby odsunąć go od władzy.
Jeśli rzeczywiście Rafał Trzaskowski zdobędzie więcej głosów niż Andrzej Duda, będzie to test dla władzy PiS: czy użyje instytucji, które przejął (Izby Kontroli Nadzwyczajnej, która orzeka o ważności wyborów, czy Trybunału Konstytucyjnego, którzy orzeka o konstytucyjności przepisów, także wyborczych), żeby to zwycięstwo zakwestionować? Zobaczymy, czy Jarosław Kaczyński zdecyduje się znieść ostatnią różnicę pomiędzy PRL a III RP: wpływ obywateli na wybór władzy.
Może to zrobić na dwa sposoby: albo SN orzeknie, że wybory są nieważne i trzeba je powtórzyć, albo SN nie wypowie się w ustawowym terminie miesiąca i wtedy, jak twierdzą prawnicy, też trzeba będzie wybory powtórzyć. Po co w takim razie iść do głosowania?
Właśnie w tym celu, o jakim mówią prof. Ewa Łętowska i RPO Adam Bodnar: żeby wziąć udział w plebiscycie oceniającym rządy Andrzeja Dudy w Pałacu Prezydenckim. A także po to, żeby się policzyć. I sprawdzić, czy władza uszanuje wynik wyborczy, który nie będzie po jej myśli.
Od pięciu lat żyjemy w kraju, w którym instytucje demokratycznego państwa prawa nie są tym, czym były. Łącznie z wyborami. Zostały zewnętrzne skorupy. Musimy nauczyć się żyć w stanie postprawia i postdemokracji i cierpliwie wyrąbywać w niej miejsce dla siebie. Elementem tego wyrąbywania będzie udział w wyborczym plebiscycie w tę niedzielę.