Relaks w Izbie Dyscyplinarnej, czyli gdzie szukać „nadzwyczajnej kasty”

W najbliższym czasie Sąd Najwyższy na podstawie wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE zdecyduje, czy Izba Dyscyplinarna, a co za tym idzie, powołana w całości przez neo-KRS Izba Kontroli Nadzwyczajnej w tym sądzie, zostały właściwie powołane, a ich orzeczenia mają moc prawną.

Izba Dyscyplinarna to najdroższa izba w Sądzie Najwyższym, bo jej sędziowie zarabiają o 40 proc. więcej niż pozostali sędziowie SN. Jaka jest wydajność tej izby?

Zajmuje się nie tylko sprawami dyscyplinarnymi, ale też – choć nie ma w tym logiki – sprawami ze stosunku pracy sędziów. Dawniej zajmowała się nimi Izba Pracy, ale tam PiS nie ma żadnego sędziego. A chodzi o to, żeby przenoszeni w ramach represji do innych wydziałów sędziowie, a także ci, którzy odwołują się od przegranych konkursów na sędziów, byli sądzeni przez ludzi wskazanych przez partię rządzącą.

W Izbie Dyscyplinarnej pracuje dziesięciu sędziów. Słowo „pracuje” jest nieco na wyrost, bo w tym roku – do października włącznie – załatwili 230 spraw, co daje 23 sprawy na sędziego przez 10 miesięcy, czyli 2,3 sprawy miesięcznie. Oczywiście w uproszczeniu, bo oprócz własnych spraw sędziowie sądzą sprawy jako członkowie składu. Ale zważywszy że w sprawach dyscyplinarnych jest zawsze ławnik – nie wychodzi wiele więcej. Warto przypomnieć, że w sądach powszechnych sędziowie mają nawet ponad tysiąc spraw rocznie w referatach.

Zresztą spraw do Izby Dyscyplinarnej nie wpływa tak wiele: w 2019 r. 231, a z poprzedniego roku zostało 101 nieosądzonych. Gdyby tak pracował sędzia sądu powszechnego, zapewne doczekałby się sprawy dyscyplinarnej.

Druga nowa izba: Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, której przekazano część kompetencji Izby Pracy i (dawniej) Spraw Publicznych, takich jak wybory i „sprawy publiczne” właśnie, też się nie zaharowuje. Do października wpłynęło tam 1620 spraw, w tym w październiku, po wyborach, ponad 300. Izba załatwiła 596. Sędziów ma 20, więc wypada 29 na sędziego przez 10 miesięcy – 2,9 miesięcznie.

A jak to wygląda w innych izbach SN?

Izba Cywilna SN ma 28 sędziów. Do września 2019 r. wpłynęło 3850, załatwiono 3798. Nie ma danych za październik, ale dla uproszczenia rachunku przyjmijmy, że skoro średnio miesięcznie sądzi 477 spraw, to do października załatwiła 4275. Wypadają 152 sprawy na sędziego przez 10 miesięcy, czyli ponad 15 miesięcznie. Przypomnijmy: sędzia Izby Dyscyplinarnej, zarabiający o 40 proc. więcej, sądzi 23 sprawy w ciągu 10 miesięcy, czyli 2,3 sprawy miesięcznie. Ponadsześciokrotnie mniej.

Izba Karna liczy 26 sędziów. Przez 10 miesięcy wpłynęło 2040 spraw. Załatwiono 2802, czyli 107 spraw na sędziego, prawie 11 miesięcznie.

I wreszcie Izba Pracy, której zabrano część kompetencji na rzecz Izby Kontroli Nadzwyczajnej. Tu dane są niepełne: od kwietnia do września. Ale wyliczając średnią miesięczną w tej Izbie, można przyjąć, że załatwiła przez 10 miesięcy 1798 spraw, co przy 17 sędziach daje 105,8 sprawy na sędziego, czyli ponad 10 spraw miesięcznie.

Tak się jakoś dziwnie składa, że organy przejęte przez PiS, przynajmniej w sądownictwie, cechują się relaksacyjnym tempem działania. Trybunał Konstytucyjny sądzi o dwie trzecie mniej spraw niż przed przejęciem go przez Julię Przyłębską, sędziowie Izby Dyscyplinarnej SN – po dwie sprawy miesięcznie. Przed „dobrą zmianą” funkcje sądu dyscyplinarnego pełnili losowani do tego inni sędziowie SN obok normalnych obowiązków. I nikt im ekstra nie płacił.

Ale kto bogatemu zabroni wyrzucać pieniądze?

Właśnie usłyszałam w „Wiadomościach” TVP, w ramach komentarza do wystąpień sędziów w obronie niezawisłości, że 80 bodaj procent społeczeństwa domaga się reformy wymiaru sprawiedliwości. Bardzo wierzę. Tej „dobrej zmiany” nie wytrzymują już nie tylko sędziowie.