Idą wybory, wraca sprawa tłumaczki Tuska
W toczącym się czwarty rok bez efektu śledztwie w sprawie rzekomej zdrady dyplomatycznej Donalda Tuska mamy ożywienie – w środę Sąd Okręgowy w Warszawie po raz drugi rozpatrzy odwołanie Magdaleny Fitas-Dukaczewskiej, tłumaczki rozmowy premierów Tuska i Putina na miejscu katastrofy smoleńskiej. Tłumaczka odwołała się od decyzji prokuratury zdejmującej z niej tajemnicę zawodową.
Nie chodzi tylko o Tuska. Śledztwo smoleńskie nie dało żadnych rezultatów. Mimo wykonania 83 ekshumacji, w wielu przypadkach wbrew woli rodzin, co Trybunał w Strasburgu uznał za naruszenie prawa do życia prywatnego i rodzinnego. Mimo że na ekshumacje te i na zagraniczne ekspertyzy przeznaczono 9,2 mln zł.
PiS potrzebuje jakiegoś sukcesu. Choćby wykreowanego medialnie. Prokuratura, przesłuchawszy Fitas-Dukaczewską, mogłaby np. ustami prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry ogłosić, że zeznania zawierają „porażające” szczegóły, których ze względu na dobro śledztwa ujawnić teraz nie może.
Sam pomysł przesłuchiwania tłumacza ws. treści rozmów dyplomatycznych to ewenement na skalę światową. W zeszłym roku amerykańscy demokraci żądali przesłuchania w Kongresie tłumaczki rozmów Trumpa i Putina na szczycie w Helsinkach w 2018 r., bo podejrzewali, że Trump „sprzedał” Putinowi Ukraińców, obiecując poparcie dla referendum w Donbasie za przynależnością do Rosji. Odstąpili od pomysłu, uznając, że naruszenie tajemnicy tłumaczenia rozmów dyplomatycznych przyniosłoby niepowetowane szkody.
Nie chodzi tylko o przełamanie tajemnicy dyplomatycznej (notabene taka w Polsce prawnie nie istnieje, konkretne informacje mogą być objęte klauzulą niejawności). Wskutek jej uchylenia dyplomacje państw trzecich mogłyby się nie godzić, aby przy rozmowach obecni byli polscy tłumacze. Bo skoro można ich przesłuchać na okoliczność takich rozmów, to przestają być poufne.
Tłumacze przekładają rozmowy dyplomatyczne, ale i biznesowe. To też przypadek Magdaleny Fitas-Dukaczewskiej, która jako freelancerka wynajmowana jest też przez firmy. Informacje z takich rozmów mogłyby chcieć wykorzystać władze spółek skarbu państwa czy polityczne. Prokuratura może wszcząć sprawę o podejrzenie oszustw podatkowych, np. wyłudzenia VAT na kwotę „wielkiej wartości”, które jest zbrodnią karaną 25 latami więzienia.
W Polsce tajemnica tłumacza istnieje tylko w Kodeksie Tłumacza Przysięgłego. I jest chroniona znacznie słabiej niż tajemnica obrończa czy dziennikarska – uchyla ją nie sąd, a prokurator. Nie ma żadnych dodatkowych obostrzeń poza tym, że trzeba uzasadnić uchylenie dobrem wymiaru sprawiedliwości.
W grudniu zeszłego roku prokurator uchylił tajemnicę wobec Magdaleny Fitas-Dukaczewskiej, wynajmowanej przez polską dyplomację od kilkunastu lat do tłumaczenia rozmów m.in. siedmiu byłych prezydentów i premierów. Odmówiła i odwołała się do sądu. Ten w marcu uznał odwołanie za słuszne, bo prokuratura nie wykazała, że uchylenie tajemnicy jest w tym przypadku niezbędne dla dobra wymiaru sprawiedliwości. W lipcu prokuratura ponownie wydała postanowienie o zwolnieniu z tajemnicy. I Magdalena Fitas-Dukaczewska ponownie się odwołała.
Zobaczymy, co zrobi sąd. Jeśli tym razem zgodzi się z prokuraturą, i tak nie oznacza to automatycznego złożenia zeznań przez Fitas-Dukaczewską. Już wcześniej bowiem jej obrońcy – adwokaci Mikołaj Pietrzak i Jacek Dubois – wspominali, że prócz tajemnicy tłumacza Fitas-Dukaczewską może wiązać tajemnica dotycząca informacji niejawnych, która musiałaby być uchylona w stosunku do każdej informacji z osobna. Trudno sobie wyobrazić, jak miałoby do tego dojść bez wcześniejszego ujawnienia treści tej informacji… Mamy więc kwadraturę koła.
No i sprawa całkowicie banalna – od rozmowy upłynęło ponad dziewięć lat, a tłumaczka przetłumaczyła tysiące innych rozmów. Trudno sobie wyobrazić, żeby pamiętała szczegóły. Tym bardziej że Kodeks Tłumacza Przysięgłego nakazuje niszczyć notatki. I nie koncentrować się na zapamiętywaniu.
Komentarze
Lepszy sort, czyli Banasie rządzą. Zastanawiam się, czy Kaczyński przewidział, że cwaniaków, nabywających majątki od bezdomnych, którzy potem szybko umierają, czy kamienice od byłych żołnierzy AK, będzie tyle co biblijnej szarańczy?
A może plagi egipskie, które powoli zalewają Polskę, to hybris? Kara starożytnych bogów, którzy muszą działać, bo Bóg katolicki nie daje rady z polskimi biskupami i częścią rozpasanego kleru?
Ile jeszcze afer musi zostać ujawnionych, żeby przekupywany, skorumpowany suweren zobaczył, że na horyzoncie katastrofa…
i o to chodzi , przecież jeśli nie ma informacji to znaczy że można wymyślić co się chce
Dwa ostatnie zdania bardzo poprawiły mi humor.