Sędzia znika, czyli dzieje się w EmiGate

Dzieje się w EmiGate. I jest coraz mniej śmiesznie. „Gazeta Wyborcza” informuje, że sędzia Arkadiusz Cichocki, ten, który sponsorował „Emi” i został jej kochankiem, trafił na OIOM „z przyczyn kardiologicznych”, skąd skontaktował się z redakcją, przesyłając korespondencję z „Emi” i zapowiedź, że ma dużo więcej materiałów i chce mówić. Po czym… zniknął ze szpitala i zamilkł po wizycie policji. Jego ojciec mówi, że boi się o jego życie.

Stało się to w tym samym czasie, gdy inni bohaterowie EmiGate zapowiedzieli 21 prywatnych aktów oskarżenia i 25 pozwów cywilnych o ochronę dóbr osobistych – przeciw redakcjom, dziennikarzom i wszystkim, którzy łączą ich z „farmą trolli” w Ministerstwie Sprawiedliwości. Suma żądanych zadośćuczynień to 10 mln zł – na cel społeczny (wzruszenie ściska krtań – pewnie pójdzie na Ordo Iuris i walkę z „seksualizacją naszych dzieci”).

Sędziowie mają komfort, bo prokuratura do poniedziałku nie zabezpieczyła ich komputerów i telefonów. Jeśli były na nich jakieś dowody przestępstwa, to już raczej nie ma. Ich pełnomocnicy mówią, że dane ściągnięte z nośników „Emi” to celowa prowokacja: ktoś wykreował fałszywe konta i fałszywe konwersacje. W tej sytuacji sędzia, który chce sypać, jest realnym zagrożeniem. Ale zamilkł…

„EmiGate” zaczyna przypominać dwie inne afery. Tę, która wywróciła pierwszy rząd PiS: prowokację wobec posłanki PO Beaty Sawickiej, którą do korupcji nakłonił agent Tomek, zadaniowany przez CBA. Sama postać Sawickiej była niespecjalnie sympatyczna, ale uwieść, oszukać i porzucić, a następnie oskarżyć – to jednak nie tylko bezprawne, ale po prostu moralnie obrzydliwe. Teraz mamy „Emi”, wykorzystaną przez dobrozmianowych sędziów pod wodzą wiceministra sprawiedliwości, porzuconą przez kochanka i męża, zdradzoną przez „kastę”, wyrzuconą z domu. No i jeszcze cel. Tam – zdyskredytować konkurencyjną partię, tu – „konkurencyjną” władzę: sądowniczą.

I druga afera, ta, która wywróciła PO w 2015 r., czyli podsłuchy z restauracji, dosadny język, cynizm i ośmiorniczki. Tam byli politycy, tu – sędziowie, czyli osoby, od których wymaga się znacznie więcej kultury i oględności. Tymczasem wyrażają się jak kibole: „doje…ć”, „wyp…j” (pod adresem pierwszej prezes SN) – to jednak robi wrażenie.

I to może być za dużo dla niefanatycznych zwolenników PiS, którzy oglądają nie tylko TVP i mogą nie pójść do wyborów, i dla tych, którzy może nie poszliby do wyborów, ale skoro dzieją się takie obrzydliwości – to pójdą, zniesmaczeni.

A to dopiero początek kompromitacji. Bo oto dzisiaj, o godzinie 12:30, w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie za stołem sędziowskim zasiądzie Tomasz Szmydt. Ten sam, który zamieścił na Twitterze zdjęcie pierwszej prezes SN i podpisał: „Radzę się spakować, pożegnać i wypier…ć!!!”. Sędzia według ustawy powinien się charakteryzować „nieskazitelnym charakterem”.

Do orzekania wrócił też – odwołany w związku z EmiGate z delegacji do resortu sprawiedliwości – sędzia Jakub Iwaniec. Ten, który miał prowadzić „Emi” i akceptować jej kolejne ataki na sędziów. I wspierać prywatnymi danymi sędziów i ich rodzin. Czyli łamać ustawę o ochronie danych osobowych i w ten sposób popełniać przestępstwo nadużycia władzy. Też ma „nieskazitelny charakter, konieczny do orzekania. Będzie orzekał w imieniu Rzeczpospolitej w… wydziale karnym Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa.

Kryminał za pomocą posłusznej prokuratury da się zamieść pod dywan. Moralnej kompromitacji – nie.