Za dobro nie karzemy

W aferze farmy trolli w Ministerstwie Sprawiedliwości po raz kolejny widać, że w państwie PiS woluntaryzm zastąpił prawo. Jak w PRL: o tym, jak zareagują organy – kontrolne, ścigania, wymiaru sprawiedliwości – decyduje kierownictwo rządzącej partii, czyli wola polityczna.

Symbolem działania woluntaryzmu jest zdanie wypowiedziane przez byłego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka do hejterki „Emilii”: „za dobro nie karzemy”. Tyle że należałoby do niego dodać: „chyba że nam się to opłaci”.

Po publikacji Onetu szambo wybiło i Piebiak dostał polecenie podania się do dymisji, co posłusznie wykonał. Wydał przy tym oświadczenie, że poświęca się dla sprawy (dobra reformy wymiaru sprawiedliwości), padł ofiarą hejtu i rozliczy się z potwarcami w sądzie. Premier Morawiecki stwierdził, że to „kończy sprawę”.

Można to odczytać jako sygnał dla partyjnego kolegi Jana Nowaka postawionego na czele Urzędu Ochrony Danych Osobowych (UODO), że ma się nie przejmować zarzutem ujawniania przez Piebiaka danych osobowych sędziów. I dla prokuratury – że prowadzonego „postępowania wyjaśniającego” w sprawie wycieku danych z Ministerstwa Sprawiedliwości ma nie traktować poważnie.

Prokuratura Zbigniewa Ziobry to potrafi, co pokazała trwającym ponad pół roku „postępowaniem wyjaśniającym” w sprawie doniesienia austriackiego dewelopera Gerarda Birgfellnera o oszustwie, jakiego miał na jego szkodę dokonać Jarosław Kaczyński. I nie interesując się z urzędu wyznaniami Marka Falenty, że współdziałał z PiS przy nagrywaniu polityków w restauracjach (notabene przypomina to współpracę „Emilii” z resortem sprawiedliwości przy hejtowaniu sędziów). I że ma działać w tej sprawie podobnie niespiesznie jak w sprawie afery KNF, w której Marek Chrzanowski, nominat PiS w KNF, szantażował, możliwe, że w porozumieniu z innymi funkcjonariuszami PiS, bankiera Leszka Czarneckiego przejęciem jego banku „za złotówkę”.

Dymisja Piebiaka „kończy sprawę” na razie. Bo jeśli okaże się, że zrobiła ona wrażenie na opinii publicznej i dla dobra partii należy Piebiaka rozliczyć – UODO i prokuratura dostaną polecenie działania. „Państwo zareaguje z całą surowością” i Piebiak dostanie zarzuty nadużycia władzy przez ujawnienie danych osobowych sędziów i podżeganie do stalkingu.

Podobne zarzuty dostanie sędzia Jakub Iwaniec, który na razie został odwołany z delegacji do Ministerstwa Sprawiedliwości po ujawnieniu jego korespondencji z „Emilią”. W tej korespondencji podżegał ją też do stalkingu i podawał prywatne dane partnerki prezesa Iustitii Krystiana Markiewicza, jego rzekomej kochanki, jej męża oraz informacje o kilkuletnim synu Markiewicza.

Jeśli trzeba będzie, poleci i minister Ziobro – za nieudolność w nadzorowaniu swoich podwładnych, bo póki co nie ma dowodu, że o wszystkim wiedział. Poleci, jak poleciał (nomen omen za latanie) marszałek Kuchciński. Też – jak Kuchciński i Piebiak – złoży oświadczenie, że to dla dobra sprawy. I wyjdzie na ofiarę całopalną dla dobra „dobrej zmiany”.

W państwie PiS jest „oczywistą oczywistością”, że o tym, co się z kim stanie, nie decyduje prawo, tylko wola rządzących. Prawo – w drugiej kolejności, jeśli rządzący konkretną sprawą się nie interesują.

Prawo, które powinno chronić ludzi przed nadużyciami władzy, służy władzy, nie ludziom. Powstało państwo kastowe – jednym z rozdawanych przez władzę przywilejów jest ochrona przed prawem.