Prokuratura grozi sędziemu

Sędzia Igor Tuleya zadał w zeszłym tygodniu Trybunałowi Sprawiedliwości UE pytanie prejudycjalne o to, czy w świetle nowych przepisów dyscyplinarnych i gróźb polityków pod adresem sędziów polscy sędziowie mają gwarancję niezawisłości odpowiadające standardom unijnym nakładającym na państwa obowiązek zapewnienia rzetelnej procedury sądowej. Nożyce, czyli prokuratura, odezwały się natychmiast, strasząc sędziego.

Szef prowadzącej sprawę Prokuratury Okręgowej w Płocku wydał „oświadczenie”, w którym stwierdza, że sędzia Tuleya działa na szkodę osób pokrzywdzonych przez groźnych przestępców, bo postępowanie do czasu odpowiedzi TSUE będzie zawieszone, co „naraża ofiary porwań na dodatkową traumę związaną m.in. z odkładaniem w czasie przesłuchań koniecznych przed sądem, a dotyczących najbardziej dramatycznych wydarzeń w ich życiu”.

Sędziego potępił w TVP Info minister-prokurator generalny Zbigniew Ziobro, grożąc mu postępowaniem dyscyplinarnym (które sam może zainicjować): „To jest prezent dla bandytów – taka postawa sędziego. To pokazuje, jak nasze reformy i ta izba dyscyplinarna jest potrzebna. Nie można godzić się na to, żeby wymiar sprawiedliwości był traktowany instrumentalnie przez ludzi zacietrzewionych politycznie, którzy zmierzają do tego, aby swoje własne interesy i obsesje polityczne rozgrywać kosztem sprawiedliwości, bezpieczeństwa Polaków, praworządności”.

Prokurator okręgowy, minister-prokurator Ziobro, a wcześniej telewizyjne „Wiadomości” manipulują opinią publiczną, przedstawiając sędziego Tuleyę jako osobę udaremniającą skazanie groźnych bandytów, którym „zarzuca się szereg brutalnych czynów, jak uprowadzenia i wymuszenia popełnione ze szczególnym udręczeniem pokrzywdzonych, w tym ich brutalne bicie”. Owi groźni bandyci, w liczbie 13, mają bowiem oddzielny proces. Trójka, którą sądzi Tuleya, odpowiada z wolnej stopy i poszła na współpracę z prokuraturą. A co do szybkości osądzenia, to szybka nie była tu sama prokuratura: przestępstwa obejmują lata 2002-03, a akt oskarżenia wpłynął do sądu dopiero w tym roku.

Czyli manipulacja faktami, by szczuć opinię publiczną na sędziego.

Szczucie służy – jak zwykle – dowodzeniu, że sędziowie są „nadzwyczajna kastą” w dodatku „antyludzką”, więc trzeba z nimi zrobić porządek. Ale służy też wywarciu nacisku: na sędziego Tuleyę, na prezesa sądu, w którym sądzi, i na wszystkich sędziów, którym świta w głowie zadawanie pytań prejudycjalnych.

W dalszej części „oświadczenia” Prokurator Okręgowy w Płocku zapowiada, że „wystąpi do Sądu Okręgowego w Warszawie z wnioskiem o cofnięcie pytania prejudycjalnego skierowanego do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej”. Nie istnieje żadna podstawa prawna do takiego żądania. Zatem przesłanie takiego pisma do sądu można potraktować jako bezprawny nacisk na sąd, co kwalifikuje się do odpowiedzialności karnej (art. 232 kk). Prokurator zapowiada też wniosek o cofnięcie decyzji o zawieszeniu sprawy do czasu odpowiedzi na pytanie przez TSUE. I to mu wolno. Decyzję o cofnięciu zawieszenia może podjąć tylko sędzia Tuleya. Chyba że…

I tu dochodzimy do mechanizmu, jaki PiS wmontował w wymiar sprawiedliwości po to, by nim politycznie sterować. Otóż prezesem Sądu Okręgowego w Warszawie jest Joanna Bitner, mianowana przez ministra-prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę. A wiceprezesem, któremu podlega sędzia Igor Tuleya, jest Dariusz Drajewicz, awansowany na tę funkcję przez PiS z sądu rejonowego. A teraz, dodatkowo, delegowany do Sądu Apelacyjnego, dzięki czemu zarabia lepsze pieniądze (pensja sędziego apelacyjnego i dodatek za prezesowanie w sądzie okręgowym). Do tego spotkał go honor zasiadania w Krajowej Radzie Sądownictwa.

Przed tymi osobami – sędzią Bitner i sędzim Drajewiczem – stanie zadanie zareagowania na żądania prokuratury. Mogą (bezprawnie) naciskać na sędziego, ale nie mogą mu nic nakazać. Ale w gestii prezesa sądu, od lipca tego roku (pisowska nowelizacja), jest „zmiana zakresu obowiązków sędziego”. Prezes może więc np. przenieść sędziego Tuleyę do innego wydziału, przez co straci tę sprawę. Tak właśnie zrobiła prezeska Sądu Okręgowego w Krakowie z sędzią Waldemarem Żurkiem. Albo np. odebrać mu pewną kategorię spraw, a przydzielić inną. To oczywiście stałoby w sprzeczności z konstytucją i wszelkimi standardami prawa do bezstronnego sądu, ale przepis ustawy wprost tego nie zakazuje. A PiS nie obchodzą konstytucja czy standardy.

Tak wygląda układ stworzony przez PiS: „swoi” ludzie na newralgicznych stanowiskach, przepisy pozwalające manipulować składami sędziowskimi i odpowiedzialność dyscyplinarna dla nieposłusznych. PiS używa posłusznych sędziów funkcyjnych i politycznie sterowanej prokuratury, więc politycy nie muszą osobiście brudzić sobie rąk.

To już trzecie takie zdarzenie w ciągu miesiąca. Na początku sierpnia Prokuratura Krajowa zagroziła sędziom SN odpowiedzialnością za pytanie prejudycjalne. Potem Naczelnik rzeszowskiego Oddziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej zażądał od prezesa Sądu Apelacyjnego dyscyplinarnego ukarania sędzi za zwrot akt prokuraturze.

Pytanie prejudycjalne sędziego Igora Tuleyi, a wcześniej sędzi Sądu Okręgowego w Łodzi Ewy Maciejewskiej o to, czy sędziowie w Polsce mają instytucjonalne warunki, by orzekać niezawiśle, staje się coraz bardziej oczywiste i palące. Za chwilę rozpocznie działalność złożona w połowie z prokuratorów Izba Dyscyplinarna w Sądzie Najwyższym.

Poważni prawnicy dyskutują o poprawności pytań prejudycjalnych zadanych TSUE przez polskich sędziów. Mówi się, że ich związek z prawem Unii jest dyskusyjny. I że Trybunał, jeśli zechce na nie merytorycznie odpowiedzieć, będzie musiał zmodyfikować swój dotychczasowy paradygmat sądzenia. Reakcja władzy PiS, w tym podległej jej prokuratury, na te pytania prejudycjalne może przekonać Trybunał do takiej zmiany.