Muszyński jak proporzec

PiS posługuje się symbolami. Umieszczenie Mariusza Muszyńskiego w Sądzie Najwyższym, zrobienie go tymczasowym komisarzem i oddanie potem władzy nad sędziami w Izbie Dyscyplinarnej jest jak zatknięcie zwycięskiej flagi w obozie wroga. Wrogiem jest niezależny wymiar sprawiedliwości.

Mariusz Muszyński, dubler sędziego i pełniący funkcję wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego, kandyduje do Izby Dyscyplinarnej Sądu – doniosła „Gazeta Wyborcza”. Czyli: Muszyński z odcinka „Trybunał Konstytucyjny” przerzucony zostaje na odcinek „Sąd Najwyższy”. To logiczne, bo „robota” w Trybunale już została wykonana, a do posprzątania jest teraz Sąd Najwyższy. Muszyński zaś nie jest człowiekiem, który ma skrupuły.

Mariusz Muszyński nie zaprzecza, że był funkcjonariuszem Urzędu Ochrony Państwa, a potem Agencji Wywiadu. Mariusz Kamiński, minister-koordynator służb specjalnych, zapewnia, że Muszyński nie jest obecnie ani funkcjonariuszem, ani współpracownikiem AW. Czy współpracuje z jakimiś innymi służbami – nie wiemy. Ale wiemy, że to partia rządząca zdecyduje – przez swoją Krajową Radę Sądownictwa i swojego prezydenta, czy Muszyński dostanie się do Sądu Najwyższego.

Muszyński sprawnie wyczyścił Trybunał z pracowników merytorycznych. Zasłynął mobbingowaniem pracowników i sędziów. Sędzię Sławomirę Wronkowską-Jaśkiewicz trzymał na korytarzu pod swoim gabinetem, bo zapomniał, że się z nią umówił. Do – urzędującego wtedy jeszcze – wiceprezesa TK Stanisława Biernata pisał: „nie jest pan godny mojej odpowiedzi”, „histeryzuje pan i kręci”, i nie pozwolił trybunalskiej obsłudze pomóc prezesowi Biernatowi zabrać jego rzeczy z Trybunału. Zarządził otwieranie korespondencji przychodzącej imiennie do sędziów. W oficjalnych dokumentach, w pełnym poczuciu bezkarności, opisał procedurę manipulowania składami sądzącymi w Trybunale, dowodząc, że jest legalna. Od kilku miesięcy w „zdaniach odrębnych” zgłaszanych do postanowień Trybunału atakuje rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, twierdząc, że sprzeniewierza się swoim obowiązkom, co jest równoznaczne z wezwaniem do odwołania go.

Dowiódł, że nie ma rzeczy, na które go nie stać, i nie ma zadania, przed wykonaniem którego by się wzdragał. Wiedzą to także sędziowie Sądu Najwyższego. Spodziewają się, że zostanie wyznaczony przez prezydenta na tymczasowego komisarza w miejsce I Prezes Małgorzaty Gersdorf. I będzie się wobec nich zachowywał tak samo jak wobec sędziów w Trybunale. Do końca września sędziowie mają czas na przyjęcie propozycji PiS: zwolnić miejsca w Sądzie Najwyższym w zamian za otrzymanie – bez względu na wiek – uposażenia sędziego w stanie spoczynku. Mariusz Muszyński prawdopodobnie ma za zadanie ułatwić im podjęcie tej decyzji. A jak nie odejdą – zostanie potem prezesem Izby Dyscyplinarnej i usunie ich z zawodu pod byle pretekstem.

Muszyńskiemu wycofanie z Trybunału i przesunięcie do SN zapewne pasuje, bo w Trybunale jest dublerem i jeśli zmieni się władza, to zapewne usunie go z Trybunału i nie uzna jego prawa do stanu spoczynku.

To, że PiS wycofuje go z Trybunału, gdzie faktycznie rządził i Trybunałem, i Julią Przyłębską, tytularną prezeską, oznacza zapewne, że Trybunał przestał już być partii potrzebny. Jeśli zdobędzie w następnych wyborach większość konstytucyjną – po prostu go zlikwiduje.

Muszyński w Sądzie Najwyższym to, być może, początek końca także tej instytucji. Przynajmniej jako trzeciej władzy sprawującej kontrolę nad pozostałymi dwoma.