Premier Morawiecki zmienił definicję ustroju RP

Nie ma już „państwa prawnego”. Jest „narodowe”. Raczej etniczne – kryterium krwi i wiary – niż obywatelskie. Do tej pory PiS zmieniał konstytucję ustawami. Teraz zmienia ją wypowiedziami premiera. Morawiecki ogłosił zmianę ustroju Polski w wywiadzie dla „Der Spiegel”. „Polska jest demokratycznym państwem narodowym” – ogłosił premier w poniedziałkowym wywiadzie.

Artykuł drugi konstytucji mówi: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym”. Nie sądzę, by w zmianie tej definicji ustroju RP należało się doszukiwać nie do końca przemyślanego sformułowania, jak spekuluje się na temat jego wcześniejszej wypowiedzi na temat „żydowskich sprawców”.

Od początku swoich rządów PiS pomijał komponent „prawne” w definicji ustroju Rzeczpospolitej. Akcentował „demokratyczność” rozumianą jako rządy większości niezwiązanej prawem. A więc przeciwstawiał „demokratyczność” (w sensie woli ludu) prawu. Taki wywód znalazł się np. w sporządzonej przez tzw. zespół Kuchcińskiego odpowiedzi na opinię Komisji Weneckiej w sprawie „dobrej zmiany” w Trybunale Konstytucyjnym. Pisowscy eksperci dowodzili tam, że eksperci Komisji nie rozumieją polskiej konstytucji, która przewiduje prymat woli ludu wyrażonej w wyborach nad prawem stanowionym, w tym nad samą konstytucją.

Teraz premier Morawiecki modyfikuje konstytucję jeszcze głębiej. Nie tylko pomija komponent „państwa prawnego” w definicji ustroju RP, ale dodaje komponent „państwa narodowego”.

Co to znaczy „państwo narodowe”?

Konstytucja z 1997 roku odwołuje się do pojęcia narodu w preambule: „my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i niepodzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł”.

Jest mało prawdopodobne, że taką właśnie definicję narodu ma na myśli premier Morawiecki, ogłaszając nową definicję ustroju RP. Przeciwko tej „kosmopolitycznej” i „antynarodowej” definicji narodu protestowała prawica, łącznie z dzisiejszymi politykami PiS, gdy uchwalano obecną konstytucję. Prawica, w tym PiS, podkreślała, że o przynależności do „narodu polskiego” decyduje kryterium krwi i wiary. Czyli polskie pochodzenie etniczne i katolicyzm.

Preambuła pisowskiego projektu konstytucji zaczyna się od słów „w imię Boga wszechmogącego” i nie przewiduje już miejsca dla „osób niepodzielających tej wiary”. Odwołuje się wyłącznie do „tysiącletnich dziejów związanych z chrześcijaństwem”. A więc kryterium wiary katolickiej jako element przynależności do narodu jest silnie eksponowany.

Co do kryterium krwi nie ma w pisowskim projekcie konstytucji jednoznacznego odniesienia. Jednak jego art. drugi stanowi: „Rzeczpospolita Polska strzeże swej suwerenności, która jest warunkiem zachowania dziedzictwa wszystkich pokoleń Polaków oraz rozwoju osoby we wspólnocie narodowej”. A więc można przypuszczać, że przynależność do narodu polskiego będzie oceniana poprzez „rozwój osoby we wspólnocie narodowej”.

Jeśli ktoś się w tej wspólnocie nie „rozwijał”, może mieć problemy z uznaniem go za Polaka. Nawiązując do sporu pisowsko-izraelskiego o ustawę o IPN, można będzie mieć wątpliwość, czy osoba „rozwijająca się” we wspólnocie kulturowej i wyznaniowej żydowskiej, choć od pokoleń w rodzinie obywateli polskich, uznana będzie za pełnoprawnego członka „narodu polskiego”. Nie w sensie etnicznym, ale politycznym: tego „narodu”, który przewiduje pisowska wizja konstytucji.