Sąd Najwyższy negocjuje
W dniu, w którym Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie obrony demokratycznego państwa prawa w Polsce, gdzie ważnym elementem był apel o odstąpienie od reformy sądownictwa à la PiS, Sąd Najwyższy ogłosił własny projekt reformy Sądu Najwyższego.
Projekt wzbudził w środowisku prawniczym, oględnie mówiąc, mieszane emocje. Nie da się bowiem nie zauważyć, że jest to ze strony Sądu Najwyższego daleko idący kompromis, akceptujący kierunki propozycji PiS i prezydenta, i próbujący jakoś je „ukonstytucyjnić”.
Mało tego, wychodzi nawet przed szereg, proponując, by ławnikami w Sądzie Najwyższym mogli być duchowni, w dodatku wyłącznie wyznań chrześcijańskich (a więc już nie np. Żydzi). SN motywuje to tym, że „Kościół katolicki oraz inne Kościoły i związki wyznaniowe w Polsce” są „depozytariuszami tradycyjnych wartości chrześcijańskich wyznaczających ustrojową treść wielu zasad zawartych w Konstytucji RP”.
Orzekający na podstawie konstytucji i ustaw SN przeoczył, że to pomysł sprzeczny z konstytucyjną zasadą równości Kościołów i wyznań. A ponieważ ławników do SN wybierałby PiS, czyli Sejm (zwykłą większością głosów), oczywiste jest, że ławnikami zostawaliby duchowni katoliccy, a nie np. prawosławni, Adwentyści czy Świadkowie Jehowy.
„Ukonstytucyjnienie” przez SN pisowskich pomysłów jest dopychane kolanem, co Sądowi Najwyższemu zwyczajnie nie przystoi. Sąd nie może bowiem proponować rozwiązań „mniej niekonstytucyjnych” albo choćby konstytucyjnie wątpliwych. Jednak w obliczu zagrożenia „opcją zero” (wyborem nowych sędziów SN) autorzy projektu podpisanego przez pierwszą prezes SN Małgorzatę Gersdorf o tym zapominają.
Pisowski pomysł Izby Dyscyplinarnej w SN, w takiej formie, jaką proponuje Sąd Najwyższy, byłby do przyjęcia, gdyby nie sprawa ławników. PiS chciał, by to on (PiS), przez ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego, wyznaczał jedenastu sędziów do tej Izby. To byłoby oczywiście sprzeczne z konstytucyjnymi zasadami trójpodziału władzy, niezależnością sądów i niezawisłością sędziów. SN proponuje więc, by wskazywał ich prezydent, ale spośród kandydatów wylosowanych (a nie wybranych) przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN. I to jest OK.
Ale jedenastu ławników ma – według SN – wybierać Sejm, czyli PiS. Ma ich wybierać spośród kandydatów zgłoszonych przez organizacje i grupy 10 tys. obywateli. Model przeniesiony z pomysłu PiS na wyłanianie „przedstawicieli sędziów” do Krajowej Rady Sądownictwa. Czyli model, który umożliwia manipulacje, bo zawsze można zorganizować zgłoszenie kandydatów bliskich PiS. I mieć gwarancję, że to ich wybiorą posłowie PiS. A do tego ci wybrani przez PiS duchowni chrześcijańscy.
Ten pomysł pozwala na upolitycznienie sądu dyscyplinarnego. Tym bardziej że w pierwszej instancji dyscyplinarnej mają orzekać jeden sędzia i dwóch ławników, a więc ławnicy (nie oszukujmy się: w tym wydaniu czynnik polityczny, nie społeczny) będą górą.
Po co SN takie rozwiązanie lansuje? Może, bojąc się „opcji zero”, chce pokazać dobrą wolę i otwartość na reformy? Ale niezależność sądu i niezawisłość sędziów jest przede wszystkim dla tych, którzy przed sąd zanoszą swoje sprawy. Dlatego sędziom nie wolno samochcący tej niezależności i niezawisłości osłabiać.
Kolanem projekt SN próbuje wepchnąć w konstytucyjne ramy prezydencki pomysł „skargi nadzwyczajnej”, czyli możliwości skarżenia m.in. za pomocą posłów prawomocnych wyroków, w imię sprawiedliwości społecznej. Miałaby to być czwarta instancja odwoławcza, a sprawy rozpatrywałaby nowa izba SN, skomponowana przez prezydenta.
Zamiast tego SN proponuje „Rzecznika Sprawiedliwości Społecznej” – osobny urząd do „eliminowania z obrotu prawnego orzeczeń rażąco niesprawiedliwych”, za pomocą czegoś w rodzaju rewizji nadzwyczajnej. Rzecznika powoływałby Sejm bezwzględną większością głosów przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów – czyli PiS, bo ma 235 głosów. Kandydatów przedstawiałby prezydent, minister sprawiedliwości albo grupa 35 posłów. A więc Rzecznikiem, w dzisiejszej rzeczywistości sejmowej, byłby człowiek partii rządzącej. Czy to dobry pomysł z punktu widzenia wymiaru sprawiedliwości? Bo przed sądem w sprawie „skargi nadzwyczajnej” spotkają się dwaj ludzie partii rządzącej: przedstawiciel ministra-prokuratora generalnego i „rzecznik sprawiedliwości”. Po drugiej zaś stronie będzie prawnik obywatela lub firmy, którzy prawomocnie wygrali sprawę – np. o odszkodowanie, co partia rządząca uznała to za „rażąco niesprawiedliwe”.
Czy naprawdę prezes SN, która wysłała ten projekt władzom PiS, uważa, że potrzebna jest taka instytucja? I że będzie ona dobrze służyć czynieniu sprawiedliwości?
Ale jest w projekcie zaproponowanym przez prezes Małgorzatę Gersdorf rzecz na pewno godna rozważenia. Otóż proponuje się, by sędziowie – tak jak wszyscy funkcjonariusze – odpowiadali majątkowo za szkody spowodowane niewłaściwym wykonywaniem obowiązków. Jeśli wygrywamy odszkodowanie od urzędnika, który nie dopełnił obowiązków, załatwiając naszą sprawę, państwo albo np. gmina ma prawo część tego odszkodowania z niego ściągnąć. Tak jest też np. w przypadku lekarzy publicznej służby zdrowia czy policjantów. Do tej pory uważano, że taka odpowiedzialność nie dotyczy sędziów i prokuratorów. Bo gdyby odpowiadali za wyrządzone szkody – np. za oczywiście bezzasadne oskarżenie czy pozbawienie wolności – to „baliby się” oskarżać czy sądzić.
Taki immunitet sędziów i prokuratorów niekoniecznie wynikał z przepisów, ale ponieważ to prokuratorzy i sędziowie decydują o interpretacji prawa – interpretowali je, chroniąc własny interes. No i tu zmianę proponuje projekt SN: „Na wypadek wyrządzenia szkody, jak i krzywdy wskutek działań sędziego noszących znamiona oczywistego i rażącego naruszenia prawa, w tym przez wydanie rozstrzygnięcia sądowego, również nieprawomocnego, wprowadza się propozycję umożliwiającą dochodzenie odszkodowania lub zadośćuczynienia dla osoby poszkodowanej (pokrzywdzonej), jeśli sędzia został ukarany karą dyscyplinarną z powodu oczywistego i rażącego naruszenia prawa. (…) Orzeczenie takie byłoby wiążące dla sądu rozpoznającego późniejszą sprawę o odszkodowanie. (…) Z tego tytułu sędzia mógłby również zostać osobiście pociągnięty do odpowiedzialności materialnej, na zasadach wynikających kodeksy pracy” – czytamy w uzasadnieniu.
No i pięknie. Choć mocno wątpię, by PiS zechciał to wprowadzić. Symetryczną odpowiedzialność należałoby bowiem nałożyć na prokuratorów Zbigniewa Ziobry. I na niego samego: wszak jako prokurator generalny może osobiście wykonywać czynności w każdej sprawie i wydawać wiążące polecenia.
Można odnieść wrażenie, że autorzy projektu przekazanego przez prezes Gersdorf prezydentowi i marszałkowi Sejmu uznają, że istnieją stopnie niekonstytucyjności, i w ramach negocjacji z władzą można np. zamiast stopnia trzeciego wywalczyć drugi. Tylko że to by znaczyło, iż kupili filozofię PiS. A nie jest to filozofia państwa prawa.
Komentarze
Kolejne potwierdzenie prawy, że w sądach i trybunałach siedział, siedzą i będą siedzieć same kulsony, które służyły, służą i będą służyć wyłącznie władzy a nie narodowi, prawu i państwu.
Gdyby nie artykulow od Pani Siedleckiej juz chyba zgubilem sie w tym wszystkim. Dobrze ze sa tacy ludzie jak Pani ktorzy potrafia tlumaczyc a analyzowac ten balagan.
Jest rok 2017, a my dyskutujemy czy ławnikiem może być żyd. To Iran czy już Arabia Saudyjska?
Negocjowanie z politykami ,którzy złamali prawo i Konstytucjeę nie uchodzi prawnikom.Parszywa zmiana sparszywiŁa wszystko co nas otacza.A gajowy wyrzucony przez spadające szyszki ,patrony do dubeltówki zamokły ,i nie ma kto pogonić na pustynię to całe towarzycho.Mamy postęp jednak.Bo w Parlamencie Europejskim , zagłosowało za wolnością 6 obywateli .=kiedyś był jeden -Rejtan.A masło drożeje ,nie mówiąc o jajach ,w naszej polityce wewnętrznej i zagranicznej.No i sŁabo znają prawnicy historię.Przypominam im rok 1938 i triumfy narodowego socjalisty .
Do wpadek parlamentarnej (i nie tylko) opozycji zdążyliśmy się już niestety przez ostatnie dwa lata przyzwyczaić. Teraz widocznie czas na podobną „znieczulicę” w stosunku do „bezrefleksyjnych“ ruchów pani prof. Gersdorf. Taki klimat niestety.
Można to podsumować:
Pani Prezes Gerdorf na czele Sądu Najwyższego twórczo włączyli się do kampanii „Sprawiedliwe sądy”
Pani Ewo, ze smutkiem przeczytałam Pani wpis na blogu. Jeśli sędziowie SN, w tym prof. Gersdorf, zaczynają robić szpagat i próbują dostosować się do filozofii PiS – wszyscy (sędziowie też) mamy przechlapane. Jak my, obywatele, mamy się zachować, jeśli ONI rejterują!? Czy warto było stawać w obronie SN? Jaki przykład postępowania nam dają? Przecież sama Pani Profesor w lipcu nawoływała swoich kolegów sędziów w sądach powszechnych do zachowania standardów etyki w zawodzie!
Pani Profesor Gersdorf, gdzie podziała się Pani ETYKA? Czyżby i Pani koledzy sędziowie SN wyznawali zasadę, że można być „trochę w ciąży”..? Czyżby przekaz hunwejbinów PiS o „przyspawaniu do stołków” i „posiedzeniach kolesi” miał uzasadnienie?! Wstyd!
Jestem sędzią. Protestowałem jak wielu w lipcowe dni przeciw likwidacji SN. A dziś pani prezes SN składa projekt zgodny z politycznym programem rządu. Rzecznik sprawiedliwości społecznej wybrany przez większość polityczną nie tylko zaskarży wyrok, ale i zażąda postępowania dyscyplinarnego dla sędziego, a sądzić go będą ławnicy wybierani z klucza politycznego. Rażąca i oczywista obraza prawa to pojęcie pojemne, szczególnie w rękach politycznie nawiedzonych amatorów, np. niewłaściwa wykładnia prawa cywilnego w procesie o miliony. A na koniec sędziego się ukaże i obciąży materialnie. Przesłanie listu pani prezes SN do Prezydenta jest jasne: podporządkujemy sądy powszechne sejmowi, ministrowi i prezydentowi, ale w zamian zostawcie w spokoju nas, sędziów SN. Jesteśmy, my zwykli sędziowie w szoku, słów brak. Bo to nie jest projekt ministra ale I prezesa SN. Smutne to bardzo