Szacunek dla sędziów SN

„Jest to asumpt do tego, że reforma jest konieczna i nie można się ani o krok cofnąć w zmianach. Trzeba tymi zmianami objąć Sąd Najwyższy” – tak wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł skomentował środową uchwałę Sądu Najwyższego, uznającą za „niewywołujące skutków procesowych” ułaskawienie Mariusza Kamińskiego i trzech innych funkcjonariuszy CBA od nieprawomocnego skazania za nadużycie władzy.

Zanim skład siedmiu sędziów SN podjął tę uchwałę, kilka tygodni wcześniej ministerstwo sprawiedliwości już straszyło „dobrą zmianą” sędziów SN. Mimo to orzekli, że prezydent nie może stosować łaski wobec osoby, która nie została prawomocnie skazana. I za to należy im się szacunek. Bo PiS zapowiada weryfikację sędziów SN. I sędziowie Jarosław Matras (przewodniczący), Jerzy Grubba, Dariusz Kala, Przemysław Kalinowski, Zbigniew Puszkarski, Dorota Rysińska i Barbara Skoczkowska mogą mieć pewność, że znaleźli się na liście.

To, co wylało się ze strony partii rządzącej na Sąd Najwyższy po uchwale w sprawie Kamińskiego, było lustrzanym odbiciem tego, co działo się na sali rozpraw i przed budynkiem Sądu Najwyższego w wykonaniu osób pod wodzą Adama Słomki. Okrzyki, transparenty obrażające sąd, nawet próba wyciągnięcia policjantowi z kabury pistoletu rymują się z groźbami wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła pod adresem Sądu Najwyższego. I powtarza scenariusz z rozprawy z Trybunałem Konstytucyjnym.

Minister Warchoł, człowiek, który pisze (lub napisał już) ustawę wprowadzającą „dobrą zmianę” w SN, określił uchwałę sądu jako „kuriozalną”, „skandaliczną” i „polityczną”. Postraszył Sąd „reformą”, a sędziów – prokuratorem: „Oto ten Sąd Najwyższy, którego dotyczy sprawa korupcyjna prowadzona przez prokuraturę w tej chwili, wydaje tak kuriozalne i skandaliczne orzeczenie – uchwałę, która stanowi przekroczenie uprawnień”. Zasugerował, że sędziom grozi odpowiedzialność karna za nadużycie władzy (były prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński jest drugi rok pod lupą prokuratury za wydanie wyroku w sprawie ustawy „naprawczej” z pominięciem jej zaskarżonych przepisów). „Tu mamy do czynienia w czystej postaci z uzurpacją władzy przez Sąd Najwyższy” – ocenił minister Warchoł środową uchwałę SN.

Jego słowa można uznać za wypełniające znamiona lżenia konstytucyjnego organu, obrazy sądu, a także groźby w celu wywarcia wpływu na czynności urzędowe państwowego organu. Ale nie spodziewam się, by prokuratura zechciała od tej strony spojrzeć na wypowiedź prawej ręki swojego zwierzchnika, ministra-prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.

W podobnym tonie wyrok komentowali inni funkcjonariusze władzy PiS. Z tym że oni nie mają ani władzy ministra, ani prokuratora nad sędziami.

Wszystko odbywa się według tego samego scenariusza co w Trybunale Konstytucyjnym: straszenie sędziów, poniżanie w opinii publicznej. I negowanie orzeczeń. Bo minister Warchoł, minister Ziobro i Paweł Mucha, zastępca Szefa Kancelarii Prezydenta, zanegowali prawo Sądu Najwyższego do zajmowania się oceną prawomocności prezydenckiego aktu łaski. Podobnie PiS negował prawo Trybunału Konstytucyjnego do orzekania: w sprawie ustawy o TK, bez dublerów. A w końcu w ogóle do wydawania wyroków. I, jak w sprawie Trybunału, politycy negują wykładnię prawa dokonaną przez sąd.

Jak w Trybunale – „dobra zmiana” w SN ma polegać na wymianie kadr. PiS już zapowiada zmianę wieku emerytalnego sędziów i powstanie nowych izb, które będzie można zasiedlić swoimi sędziami. Temu też ma służyć wniosek prokuratora Ziobry do Trybunału Konstytucyjnego o uznanie, że obecna prezes SN została wybrana na podstawie przepisów niezgodnych z konstytucją. Kiedy Trybunał w składzie sędziów wybranych przez PiS orzeknie, że została źle wybrana, będzie można wymienić nie tylko Pierwszego Prezesa SN, ale też np. mianowanych przez nią przewodniczących wydziałów.

Sędziowie Sądu Najwyższego o tym wiedzą. Mimo to orzekli zgodnie z prawem i własnym sumieniem. Raz jeszcze: szacunek.

PiS się nie cofnie. Zniszczy, co chce zniszczyć. Nie zatrzyma go ani opór, ani uległość. Dlatego jedyne, co mogą robić sędziowie, to wyjść z tej sytuacji z honorem. I pokazać „obywatelom gorszego sortu”, że są jeszcze sądy w Rzeczpospolitej.