Sędzio, radź sobie sam

W czwartek Trybunał Konstytucyjny znów wydał wyrok w niewłaściwym składzie: z dublerami. Mimo to jest to wyrok prawomocny – uznała w czwartek sędzia Sławomira Wronkowska-Jaśkiewicz. Chodziło o prawo referendalne.

W czwartek pięcioosobowy skład TK (troje „starych” sędziów: oprócz sędzi Wronkowskiej Leon Kieres i Małgorzata Pyziak-Szafnicka, „nowy” sędzia Zbigniew Jędrzejewski i dubler sędziego, Lech Morawski) rozstrzygną sprawę z dziedziny prawa referendalnego. Zdanie odrębne, dotyczące udziału dublera, zgłosiła tylko sędzia Wronkowska.

Stwierdziła w nim, że zgadza się z rozstrzygnięciem co do meritum sprawy, ale uważa, że zapadło w składzie niezgodnym z konstytucją. Jednak – podkreśliła – nie istnieje prawna możliwość kontrolowania prawidłowości składu orzekającego w Trybunale. Zaś art. 190 konstytucji stanowi, że orzeczenia TK są ostateczne.

4 kwietnia zupełnie inne zdanie odrębne wydał sędzia Stanisław Rymar. Uznał, że rozstrzygnięcie Trybunału w składzie z dublerami sędziów nie jest wyrokiem.

W identycznych sytuacjach sądy dostały sprzeczne odpowiedzi: raz wyrok, raz nie-wyrok. Teraz same muszą zdecydować.

Rozstrzygnięcie ze zdaniem odrębnym sędziego Rymara mówi o zgodności z konstytucją. Chodziło o przepis, który nakazuje przedsiębiorcy udowodnić, że nie stać go na opłacenie pomocy prawnej w sprawie cywilnej i należy mu się prawnik z urzędu. Trybunał orzekał w sprawie pytania prawnego jednego z sądów. I teraz ten sąd będzie musiał zdecydować, czy uznać rozstrzygnięcie TK za wyrok czy też stwierdzić, że nie dostał wiążącej odpowiedzi i samemu ocenić zgodność przepisu z konstytucją.

Inaczej jest w sprawie czwartkowej, gdzie zdanie odrębne zgłosiła sędzia Wronkowska. To była tzw. sprawa abstrakcyjna: przepis zaskarżył rzecznik praw obywatelskich. Chodziło o przepis, który daje sądom tylko 24 godziny na rozpatrzenie skargi, że w ramach kampanii referendalnej kłamie się co do faktów i fałszywie przedstawia problem, który ma być rozstrzygnięty. I że od wyroku sądu II instancji nie ma już odwołania. Jeśli więc np. przeprowadzono by referendum w sprawie utworzenia metropolii warszawskiej, czyli przyłączenia miejscowości w promieniu kilkudziesięciu kilometrów do Warszawy, i np. w ramach kampanii referendalnej PiS twierdziłby, że dzięki temu owe miejscowości dostaną więcej pieniędzy na rozwój – to sąd musiałby w jeden dzień ocenić, czy to prawda czy fałsz.

Trybunał – z udziałem dublera, Lecha Morawskiego – uznał, że takie przepisy naruszają prawo do rzetelnego sądu.

Nie będzie problemu, jeśli PiS zmieni prawo, dostosowując je do tego rozstrzygnięcia. Jeśli nie – sądy, którym przyjdzie się zmierzyć ze skargą referendalną, będą musiały zdecydować, czy uwzględnić rozstrzygnięcie Trybunału czy może samemu ocenić konstytucyjność przepisów. Czy wreszcie – pójść po linii najmniejszego oporu i stwierdzić, że skoro przepis o 24-godzinnym trybie rozpatrywania skarg referendalnych i niemożności kwestionowania wyroku II instancji nadal jest w prawie – to należy go zastosować.

Tak czy inaczej to sądy zdecydują, sądząc konkretne sprawy, czy uznawać rozstrzygnięcia wydane przez dublerów sędziów, a tym samym legitymizować bezprawny zamach PiS na Trybunał. Bardzo szkoda, że „starzy” sędziowie Trybunału nie ustalili w tej sprawie wspólnego stanowiska, zdejmując z sądów powszechnych przynajmniej część ciężaru odpowiedzialności, której PiS nie omieszka od sędziów egzekwować. Właśnie szykuje przepisy dyscyplinarne, które pomogą mu egzekwować od sędziów posłuszeństwo (Izba Dyscyplinarna w Sądzie Najwyższym, rekrutację, do której skontroluje najpewniej minister sprawiedliwości). I takie, dzięki którym wybrani przez ministra sprawiedliwości prezesi sadów będą mogli przydzielać ważne dla władzy sprawy sędziom gwarantującym odpowiedni wyrok (szereg wyjątków od losowego przydzielania spraw).