Patobatalia o przesłuchanie Ziobry

14 października to kolejny, czwarty już chyba, termin przesłuchania Zbigniewa Ziobry przez komisję śledczą ds. Pegasusa. Tym razem komisja ma opinię lekarską, że chory na raka krtani były minister sprawiedliwości/prokurator generalny może być przesłuchany, byle nie mówił naraz dłużej niż dwie godziny.

Pytań jest sporo – do komisji.

Na przykład: po co to przesłuchanie? Przecież nawet jeśli Ziobro by na nie przyszedł lub został zatrzymany i doprowadzony, to – poza ewentualną swobodną wypowiedzią (jeśli zechciałby z niej skorzystać) – na każde pytanie najprawdopodobniej odpowie, że to informacja niejawna i to o tak wysokiej klauzuli, że nawet po zwolnieniu z niej nie mógłby odpowiadać na publicznym przesłuchaniu. Pojawiają się głosy, że skoro był prokuratorem generalnym, to musiał osobiście akceptować każdy przypadek użycia Pegasusa, więc trzeba go o to wypytać, choćby niejawnie. Po pierwsze, może to swoimi kanałami ustalić prokuratura. Po drugie, nie on akceptował inwigilacje, tylko jego zastępca Bogdan Święczkowski. Po trzecie zaś, prokurator generalny wydaje zgodę na zastosowanie kontroli operacyjnej, a nie na użycie konkretnych środków technicznych podczas tej kontroli. Oczywiście Zbigniew Ziobro mógł wiedzieć, w stosunku do kogo używano Pegasusa, ale nie dlatego, że podpisywał zgody, a dlatego, że zażyczyłby sobie to wiedzieć.

O co jeszcze mogą być pytania? Kto zdecydował o zakupie systemu Pegasus? Po co? Dlaczego został tak, a nie inaczej (z Funduszu Sprawiedliwości, z pominięciem zmian w ustawie budżetowej) sfinansowany? Ale to wszystko mówili już przesłuchani do tej pory świadkowie. Można go oczywiście zapytać, czy chciał ten zakup ukryć przed premierem Morawieckim, on pewnie powie, że skądże, tu padnie seria złośliwości, która będzie potem obficie cytowana w mediach – i tyle z tego będzie pożytku. Merytorycznego, bo polityczny – to inna sprawa. Ci, którzy oczekują przeczołgania Ziobry w ramach zadośćuczynienia za zrujnowanie wymiaru sprawiedliwości i osiem lat panoszenia się w nim, pewnie będą zadowoleni. Ci, którzy oczekują rozliczeń – niekoniecznie, bo nawalanki słowne to słabe rozliczenie. I czy komisja prac do przesłuchania Ziobry w nadziei na uzysk polityczny wzięła pod uwagę możliwe polityczne straty? Widok chorego człowieka grillowanego w znanym nam przecież dobrze stylu prędzej wzbudzi współczucie dla niego niż podziw dla dociekliwości posłów.

Wątpliwości budzi też opinia lekarska, na podstawie której komisja chce przesłuchać byłego ministra. A konkretnie tryb jej wydania, a przez to jej rzetelność. Ziobro mówi, a komisja i prokuratura nie zaprzeczają, że opinia została wydana na niewidzianego, jedynie na podstawie dostępnej w pięciu placówkach medycznych w Polsce dokumentacji medycznej. Opinie wydawane na niewidzianego to plaga w Polsce. Swego czasu RPO wydał raport o masowym ubezwłasnowolnianiu na niewidzianego, umieszczaniu na niewidzianego na obserwacji psychiatrycznej czy w domach opieki społecznej, z których pensjonariusze nie mają prawa wychodzić i nie dysponują własnymi pieniędzmi (rentą, zasiłkiem czy emeryturą). Plagą jest wydawanie na niewidzianego zaświadczeń dla sądu czy o zdolności do pracy… Chętnych do zarobienia na takiej opinii jest sporo.

Wartość takich opinii jest co najmniej ograniczona. A w tym wypadku dochodzi jeszcze wątpliwość, czy udostępnione ekspertowi dokumenty zawierały najbardziej aktualne informacje. Gdyby wydał opinię zaoczną po przynajmniej jednej nieudanej próbie spotkania z pacjentem – byłoby to jako tako usprawiedliwione brakiem dobrej woli po stronie zainteresowanego. A tak wygląda, jakby biegły ograniczył się do wydania „podkładki” dla komisji do przesłuchania Ziobry. I wygląda nieładnie.

Komisja powinna też odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w ogóle przesłuchanie Ziobry jest jej niezbędne do napisania raportu. Czy nie wystarczy dotychczas zgromadzony materiał? Przecież do ewentualnej odpowiedzialności osób uprawomocnionych przez Ziobrę do zakupu i w ogóle koordynowania spraw Pegasusa – np. Michała Wosia, byłego wiceministra sprawiedliwości odpowiedzialnego za Fundusz Sprawiedliwości – nie trzeba przesłuchiwać ich pryncypała. Woś już ma zresztą uchylony immunitet poselski i postępowanie prokuratorskie w tej sprawie.

Zaś co do samego Ziobry, to i bez jego przesłuchania, na podstawie dowodów i zeznań przesłuchanych już świadków, w raporcie końcowym komisja może postawić tezy o jego ewentualnej odpowiedzialności konstytucyjnej jako ministra sprawiedliwości i polecić je uwadze Sejmu.

Nie wszystko musi się odbywać metodą igrzysk. I nie powinno.