Manowska Wańka-Wstańka

Pierwsza prezeska SN Małgorzata Manowska ma zarzut dyscyplinarny. Rzecznik dyscyplinarny SN Andrzej Tomczyk postawił jej zarzut oczywistej i rażącej obrazy przepisów prawa i naruszenia tym samym godności urzędu. A Prokuratura Krajowa wszczęła postępowanie pod kątem przestępstwa nadużycia władzy. O sprawie napisała „Gazeta Wyborcza”.

Postępowania dyscyplinarne to najprostsza droga do odsunięcia neosędziów od orzekania. Dotyczy to też neosędziów zasiadających w neo-KRS. To dobrze więc, gdy ten proces wobec kolejnej osoby się rozpoczyna. Po raz pierwszy zresztą jest to osoba tak wysoko w hierarchii sądownictwa. Ale…

Żeby postawić jej zarzuty karne, sędziowie neo-Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN musieliby uchylić jej immunitet. Jeśli zrobią to z udziałem neosędziego – czy takie uchylenie będzie ważne? A czy jeśli neosędziowie uznają ją winną (albo niewinną) deliktu dyscyplinarnego – to czy będzie to orzeczenie ważne? Sprawa jest niebagatelna, bo Manowska kieruje Sądem Najwyższym. I to w dużym stopniu ręcznie: decydując o przydziale niektórych spraw. A jeśli zdecydować nie może, po prostu aresztuje akta i blokuje orzekanie. Może też zablokować orzeczenie we własnej sprawie. I co jej kto zrobi?

Do tego szefuje Trybunałowi Stanu i jest członkinią neo-KRS, ma wpływ na sędziowskie nominacje. Wyznacza też przedstawiciela SN do Państwowej Komisji Wyborczej.

Zarzuty wobec rządzącej od czterech lat w SN Małgorzaty Manowskiej można mnożyć. Głównie chodzi o nadinterpretowanie prawa tak, by poszerzać swoją władzę nad sędziami i orzecznictwem SN. A przede wszystkim przełamywać opór „starych” sędziów przeciwko uznawaniu prawa neosędziów do orzekania i ich odmowę zasiadania z nimi w składach. Stara się też dopilnować, żeby wrażliwe do osądzenia sprawy dostały się w odpowiednie ręce.

Tym razem zarówno zarzut dyscyplinarny, jak i doniesienie „starych” sędziów do prokuratury dotyczy nadinterpretowania prawa antycovidowego do tego, żeby odbywać posiedzenia Kolegium SN w trybie zdalnym. Czyli: prezes Manowska pisze projekt uchwały Kolegium i puszcza trybem obiegowym (przez wewnętrzną pocztę mailową) do podpisania jego członkom. Kto nie podpisał, a otworzył korespondencję – liczony był jako obecny na posiedzeniu. W ten sposób Manowska zapewniła sobie kworum, mimo że część członków Kolegium („starzy sędziowie”) po orzeczeniach TSUE pisemnie odmówiła udziału w posiedzeniach, dopóki będą brać w nich udział także neosędziowie. Dzięki trybowi obiegowemu było kworum, a niegłosujący liczeni byli jako wstrzymujący się.

Takimi i podobnymi sztuczkami Manowska kieruje Sądem Najwyższym. Sama ustanawia prawo, któremu podlega. Do spółki z prezydentem Andrzejem Dudą zmieniła regulamin SN tak, by poszerzyć swoją władzę. To samo zrobiła w Trybunale Stanu, dzięki czemu mogłaby – gdyby chciała – blokować jego prace. Ostatnio uprawomocniła samą siebie do tego, że to ona będzie decydować, kto rozpoznaje wnioski o wyłączanie sędziów od orzekania w danej sprawie (w praktyce chodzi głównie o neosędziów z powodu mianowania ich z udziałem niekonstytucyjnej neo-KRS). Teraz może więc np. zakwestionować skład, który miałby decydować o uchyleniu jej immunitetu lub sądzić ją dyscyplinarnie, a potem zdecydować, kto rozpatrzy to jej odwołanie. Oczywiście gdyby miała na to ochotę.

To nie znaczy, że nie należy nic robić. „Spisane są czyny” i prędzej czy później mogą być rozliczone. Na razie wygląda na to, że później…

Albo jeszcze później, jeśli Sejm zdecydowałby się przyjąć poprawkę Senatu do ustawy o wyborach do KRS, która dopuszcza neosędziów do kandydowania do tego ciała (na razie ustawa po powrocie z Senatu została zamrożona w sejmowej komisji sprawiedliwości). Nawet gdyby – co bardzo prawdopodobne – żaden neosędzia miejsca w KRS nie zdobył, to ustawowy wyłom, jaki stworzyłaby ustawa, co najmniej osłabi siłę argumentu, że złożona w ponad połowie z neosędziów Izba Odpowiedzialności Zawodowej (IOZ) nie powinna się wypowiadać w sprawie dyscyplinarnej czy w sprawie immunitetu Małgorzaty Manowskiej czy dowolnego innego prawnika.

Co dalej w sprawie pierwszej prezeski SN? Zapewne podobnie jak w sprawach Kamińskiego i Wąsika: najpierw będzie przepychanka, czy sprawa może pójść do IOZ, która jest zakazanym przez konstytucję „sądem specjalnym” (a sędziów do niej wyznaczył w dodatku członek władzy politycznej, prezydent RP), czy może do Izby Karnej, która w połowie składa się z neosędziów. I rozpocznie się niekończący się proces wyłączania. Oraz dyskusje: które orzeczenie i dla kogo jest wiążące, jak w sprawie Kamińskiego i Wąsika.

Woda w tej studni jest, niestety, zatruta. A innej nie ma. Nie ma też żadnej racji ani moralnej, ani praktycznej, żeby odstąpić od rozliczania.