Święczkowski nie przyszedł

Pegasusowa komisja śledcza powinna rozważyć, czy warto dalej narażać autorytet własny i państwa. Wycofanie się z aktów skazanych na niepowodzenie to nie dowód słabości, ale rozsądku.

Po nieudanej – czy może nieudolnej – próbie przesłuchania Zbigniewa Ziobry sejmowa komisja śledcza ds. afery Pegasusa zaplanowała na poniedziałek przesłuchanie obecnego prezesa Trybunału nie-Konstytucyjnego Bogdana Święczkowskiego. To akurat ważny świadek, bo to on jako Prokurator Krajowy podpisywał wnioski do sądu o inwigilację Pegasusem, m.in. posła i szefa komitetu wyborczego PO Krzysztofa Brejzy, adwokata Romana Giertycha, członkini Lex Super Omnia prokuratorki Ewy Wrzosek, szefa Agrounii Michała Kołodziejczaka, prezeski sędziowskiego stowarzyszenia Themis Beaty Morawiec i szeregu innych ważnych politycznie dla PiS-u osób. Skoro podpisywał, to znaczy brał na siebie odpowiedzialność za zgodność wniosku z prawem. Czyli m.in. uznawał, że są prawne podstawy do podejrzewania tych osób o planowanie lub popełnienie poważnych przestępstw.

No więc świadek ważny, ale było pewne, że nie przyjdzie, skoro Trybunał, którego jest obecnie prezesem, orzekł (we wrześniu zeszłego roku), że komisja pegasusowa została powołana niezgodnie z konstytucją. Orzekł wprawdzie z udziałem dublera, ale Święczkowski, podobnie jak pozostali członkowie TnK, nigdy nie zgadzali się na kwestionowanie prawa dublerów do orzekania.

Komisja wiedziała, że świadek Święczkowski nie przyjdzie, tym bardziej że wydał w tej sprawie oświadczenie, które przesłał marszałkowi Sejmu. Przygotowała więc i przegłosowała wniosek o ukaranie prezesa TnK grzywną i drugi – o zwrócenie się do Prokuratora Generalnego o przesłuchanie Bogdana Święczkowskiego na podstawie art. 15 Ustawy o sejmowej komisji śledczej. Komisja postanowiła bowiem zrezygnować z próby uchylenia immunitetu sędziowskiego Bogdanowi Święczkowskiemu w celu doprowadzenia go przed swoje oblicze przez policję, trzeźwo oceniając to zadanie jako niewykonalne (o uchyleniu immunitetu sędziemu TK orzekają sędziowie TK).

Czy tym razem działanie komisji okaże się skuteczne?

Cóż, niekoniecznie. Po pierwsze, jeśli w imieniu Prokuratora Generalnego w tej sprawie działałby prokurator krajowy Dariusz Korneluk, to pierwszym, co podniesie Dariusz Święczkowski w zgodnym chórze z PiS-em i jego mediami, będzie rzekoma nielegalność nominowania Korneluka. Uznają go oni bowiem za „uzurpatora” na funkcji Prokuratora Krajowego po orzeczeniu neosędziego Sądu Rejonowego w Szczecinie sprzed kilku miesięcy, w którym uznał on za ważną nominację dokonaną przez cofniętego potem do stanu spoczynku Dariusza Barskiego jako Prokuratora Krajowego. Inaczej mówiąc, uważają, że prokuratorem krajowym jest Barski, a nie Korneluk.

Jeśli natomiast do wykonania wniosku komisji śledczej minister/prokurator Bodnar wyznaczy konkretną prokuraturę, to Święczkowski i tak może zakwestionować jej działania jako oparte na wniosku nielegalnego organu, jakim jest komisja ds. Pegasusa. I nie przyjdzie na przesłuchanie. A doprowadzić go siłą tak czy owak nie można.

I tu znowu kończy się moc komisji.

Nie jest dobrze, gdy opinia publiczna raz po raz ogląda, jak świadek kpi sobie z jej władzy i jak jej władza okazuje się bezwładna. Lepiej więc byłoby więcej takich scen nie prowokować wezwaniami osób, których bez ich dobrej woli przesłuchać się nie da. Komisja nie jest wszechwładna, ogranicza ją prawo. Dobrze byłoby, żeby stosowała też samoograniczenie: rozwagę i rozsądek. I mierzyła zamiary podług sił, bo jej „porażki wizerunkowe” idą na rachunek państwa. Komisja ma co robić poza walką ze świadkami, którzy ją lekceważą, nadużywając swojej władzy i immunitetów. I przede wszystkim powinna zdynamizować prace i zmierzać do konkluzji. Nie przygotowuje aktów oskarżenia – od tego jest prokuratura. Jej zadaniem jest pokazać opinii publicznej patologię działania władzy i jej mechanizmy. Odpowiedzialnością konkretnych osób zajmuje się wymiar sprawiedliwości.