Były podstawy do inwigilacji Romanowskiego

Trwa wielki pościg za byłym wiceministrem Marcinem Romanowskim. Zniknął, bo wcześniej odpuszczono sobie wszelkie metody inwigilacji, łącznie z najprostszą, na którą nie trzeba zgody sądu: obserwację przez funkcjonariusza/kę. Policja obstawia tygodniami lokale, w których spotykają się aktywiści Ostatniego Pokolenia, i nikomu nie przyjdzie do głowy zastanawiać się, czy w demokratycznym państwie to normalne, by oddelegowywać funkcjonariuszy do obserwacji osób, które mogą popełnić wykroczenie. Ale najwyraźniej nasze demokratyczne państwo jest zbyt demokratyczne, aby obserwować człowieka podejrzanego o przekręty na ponad 100 mln publicznych pieniędzy.

„Rzeczpospolita” podała, że Romanowskiego szuka teraz elitarna jednostka policyjna, która zajmuje się tropieniem zabójców, członków zbrojnych gangów i innych najgroźniejszych przestępców. Czy Romanowski jest groźny? W sensie uczynienia komukolwiek krzywdy fizycznej – raczej nie. Groźne jest natomiast – dla powagi i zaufania do władzy – jego zniknięcie. Groźne jest też zarzucane mu przestępstwo, zważywszy na ogrom strat w publicznym majątku.

Romanowskiemu zarzuca się przywłaszczenie ponad 107 mln zł oraz usiłowanie przywłaszczenia ponad 58 mln. Nie schował ich wprawdzie do kieszeni, tylko uczestniczył w przekierowaniu ich na cele, które wzmacniały władzę jego politycznego ugrupowania, więc nie były celami publicznymi, a prywatnymi. Osobiście także na tym korzystał, ponieważ jego kariera i dobrobyt związane były – i są – z powodzeniem tego ugrupowania. To przestępstwo groźne także dla ustroju państwa, bo godzi w zasady finansowania partii, a zatem w równość szans wyborczych i w demokratyczne zasady wyłaniania władzy.

To nic dziwnego, że ściganie przestępstw dokonywanych przez ludzi władzy ma priorytet. A właściwie: nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby priorytet miało. Ale najwyraźniej nie miało. I nie ma, o czym zapewniał w piątek, w „Faktach po Faktach” TVN, szef Zarządu Głównego NSZZ Policjantów Rafał Jankowski.

Z kolei dzisiaj, w Poranku Radia TOK FM, prokurator krajowy Dariusz Korneluk zapewnił, że ani prokuratura, ani policja nie miały prawa inwigilować Marcina Romanowskiego w okresie oczekiwania na rozpatrzenie przez sąd wniosku o areszt. Podał kilka uzasadnień. Pierwsze: „Sam podejrzany, jak i jego obrońca publicznie wielokrotnie się wypowiadali, także przed sądem. Zapewniali, że będą stawiali się na każde wezwanie, że nie będą utrudniali postępowania. Więc prokurator nie miał przesłanek ku temu, żeby zarządzić kontrolę operacyjną”. Komentarz do tego uzasadnienia z delikatności pominę.

Drugi argument: nie można wnioskować o inwigilację po to, by ustalić, gdzie dana osoba się znajduje. Skoro tak, to na jakiej podstawie policja, CBA, ABW, a przede wszystkim służba celna i straż graniczna co roku sięgają po dane o lokalizacji setek tysięcy telefonów (patrz doroczne raporty składane marszałkowi Senatu)?

I trzeci argument: „W państwie prawa nie ma możliwości inwigilacji tylko dlatego, że być może ta osoba ucieknie”. Tymczasem art. 19 ustawy o policji, powtórzony w ustawach innych służb, stanowi, że kontrolę operacyjną stosuje się także do zapobieżenia przestępstwom. Czemu, jeśli nie zapobieżeniu przestępstwu ukrywania się, ucieczki i mataczenia, służyłaby inwigilacja w przypadku Romanowskiego?

Tym bardziej że tak właśnie – obawą ukrywania się i mataczenia – umotywowano wniosek do sądu o areszt. Zaś przestępstwa zarzucone już Romanowskiemu wymienione są w art. 19 ustawy o policji jako uprawniające do wnioskowania o kontrolę operacyjną. A są to m.in. art. 231 par. 2 kk (nadużycie władzy dla własnej korzyści) i 296 kk (spowodowanie szkody wielkich rozmiarów z uwagi na nadużycie stosunku zaufania), a to wszystko w ramach działania w zorganizowanej grupie przestępczej (258 kk).

Zatem nie jest prawdą, że to prawo stanęło na przeszkodzie, by odpowiednie służby pilnowały byłego wiceministra Marcina Romanowskiego do czasu decyzji sądu w sprawie wniosku o zastosowaniu tymczasowego aresztowania.

A więc co?

Czy to „państwo z kartonu”? Czy strach przed awanturą, którą mógłby z tej okazji urządzić PiS? Otwiera się też pole do teorii spiskowych. Tym szerzej, im dłużej będą trwać poszukiwania byłego wiceministra sprawiedliwości. Dowiedzieliśmy się, że Romanowskiego nie ma w Pałacu Prezydenckim. Dobre i to, ale jako członek Opus Dei ma praktycznie nieograniczone możliwości ukrywania się w miejscach, do których przeróżne służby policyjne mają co najmniej utrudniony dostęp. Możliwe, że koniec końców to od samego Marcina Romanowskiego będzie zależało, czy stanie przed obliczem polskiego wymiaru sprawiedliwości i na jakich warunkach.