Rzecznik Bodnar odchodzi

Dziś Adam Bodnar przestał być Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Stało się tak z woli Trybunału Przyłębskiej wyniesionego do władzy przez bezprawie, z którym od sześciu lat walczył.

PiS i jego atak na państwo prawa sprawiły, że przejdzie do historii jako piastun jedynego ocalałego z tego ataku niezależnego organu kontrolnego. Ale i tak by przeszedł, bo od początku był wyjątkowy: pierwszy Rzecznik „obywatelski”, a nie wskazany przez polityków. Najmłodszy – w momencie wyboru miał 38 lat. Pierwszy rzecznik – aktywista na rzecz praw człowieka, z autentycznym temperamentem aktywisty. I wrażliwością na krzywdę. Niedawno dostał od Obywateli RP statuetkę „Stojącym w imię zasad”. I to rzeczywiście świetnie do niego pasuje. Ale nie chodzi o zasady abstrakcyjne, ale o zasady w służbie człowieka i dobrej sprawy. Zasady, które mają działać w praktyce – inaczej nie mają sensu. Przez całą kadencję mimo wielkich spraw związanych z obroną praworządności znajdował czas, żeby jeździć – jak obiecał – po Polsce, także powiatowej i gminnej, i rozmawiać z ludźmi. I przywoził stamtąd nie tylko sprawy do załatwienia, ale też lepsze rozumienie, jak działa, a jak nie działa państwo na poziomie tzw. zwykłego człowieka. Powstał z tego ponadsześćsetstronicowy „Nieurzędowy raport ze skarg i rozmów”.

Bodnar „stojący w imię zasad” naginał te zasady, idąc do Trybunału Przyłębskiej, którego nie uznawał za sąd konstytucyjny z prawdziwego zdarzenia. Szedł, mówił „wysoki Trybunale”, żeby załatwić „ludzkie sprawy”: dostęp do procedury zapłodnienia in vitro, w obronie członków spółdzielni mieszkaniowych, w sprawie świadczeń rentowych, osób ubezwłasnowolnionych, bezdomnych, w sprawie listy leków refundowanych. Także w sprawach „wielkiej” praworządności, jak wykonywanie orzeczeń TSUE. Na wczorajszej rozprawie poseł PiS-u Marek Ast pytał go, po co tu przyszedł, skoro nie uznaje Trybunału. I sam sobie odpowiedział: „dla medialnego poklasku”. A RPO jest jedynym urzędem w Polsce, który interesuje się losem wciąż rosnącej liczby uwięzionych w rzekomo terapeutycznym ośrodku w Gostyninie, upominając się o ich ludzkie prawa, choć przez ludzi nazywani są „bestiami”.

Adam Bodnar „stojący w imię zasad” siedział cztery lata temu po nocy w Sejmie i Senacie, gdzie uchwalano właśnie, z połamaniem wszystkich procedur, ustawy sądowe: o KRS, Sądzie Najwyższym i sądach powszechnych, które miały ostatecznie podporządkować rządzącym polskie sądownictwo. Siedział, chociaż nie musiał, bo to było ważne dla ludzi pod Sejmem i dla parlamentarzystów opozycji. Tak jak dziś nie musi jeździć po Polsce z Tour de Konstytucja. Ale jeździ, bo uważa, że to potrzebne. I wie, że swoją osobą przyciągnie ludzi, którym inaczej może by się nie chciało słuchać o konstytucji.

Jak Polska wyglądałaby dzisiaj, gdyby nie Adam Bodnar, który cierpliwie skarżył do sądów kolejne akty bezprawia władzy? Odebrano mu najskuteczniejsze narzędzie RPO: skargę do Trybunału Konstytucyjnego, niszcząc Trybunał, ale i tak dawał radę z pomocą sędziów. Zaskarżył – broniąc obywateli – całe pandemiczne bezprawie. To dzięki jego zaangażowaniu udało się uzyskać wyroki sądów stwierdzające bezprawność pandemicznych zakazów i ograniczeń, w tym odebranie wolności zgromadzeń i działalności gospodarczej. Teraz uzbrojeni w te wyroki przedsiębiorcy idą do sądów po odszkodowania. To on zaskarżył do sądu administracyjnego zarządzenie premiera o wyborach „kopertowych” jako wydane bez podstawy prawnej – i wygrał. Skarżył wycinkę Puszczy Białowieskiej, przystępował do procesów przeciw jej obrońcom. Skarżył uchwały gmin o „strefach wolnych od LGBT”, interweniował na policji w obronie bitych i bezprawnie przetrzymywanych demonstrantów. Paweł Kasprzak, Obywatel RP, mówił, że zastępczyni Bodnara Hanna Machińska bywała na komendach policji częściej niż on sam.

Bodnar upominał się o prześladowanych sędziów, prokuratorów, dziennikarzy. To on – głośniej od dziennikarzy nawet – alarmował o zamachu na wolność słowa, gdy państwowy Orlen przejmował prasę lokalną od Polska Press. Szukał prawnych kruczków w prawie o ochronie konkurencji i konsumentów, żeby ten proces zatrzymać. Teraz upomina się o zagrożony utratą koncesji TVN. A ostatniego dnia urzędowania wystąpił ze skargą do Komisji Europejskiej na niewykonanie przez Polskę trzech dyrektyw dotyczących praw osób podejrzanych i oskarżonych.

Trudno byłoby znaleźć sprawę z zakresu praworządności, którą by zaniedbał, nie podjął.

Był kamieniem zmieniającym bieg PiS-owskiej lawiny. Czasem mniej, czasem bardziej zauważalnie, ale cierpliwie i konsekwentnie. Z nim czuliśmy się mniej zagubieni wobec coraz bardziej wszechwładnej władzy. Podczas protestów i wtedy, gdy protesty się już wypaliły. Zawsze było wiadomo, że się upomni, zajmie stanowisko, podejmie interwencję. Albo przynajmniej nazwie sprawy po imieniu.

Co możemy zrobić, oprócz podziękowania?

Adam Bodnar powiedział to w środę w Radiu TOK FM: dopominać się, protestować, wspierać. Samo się nie zrobi.