Tęcza znaczy wolność
Przez 21 lat od pierwszej Parady Równości wyrosło pokolenie, które nie zna świata bez Parad Równości, dla którego istnienie osób LGBT jest tak samo oczywiste jak pory roku.
Pamiętam, jak w dniu Dumy Gejowskiej pod Kolumną Zygmunta w Warszawie w 1999 r. stało bodaj dwóch zamaskowanych chłopaków z napisem „jestem gejem”, chyba mocno przestraszonych własną odwagą. Teraz Parada w Warszawie liczy co roku kilkadziesiąt tysięcy osób, a ostatnie dwie otwierał prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Parady i marsze równości przechodzą także przez wiele miast, gdzie pokazanie się na nich oznacza publiczny coming out. I ludzie decydują się na to.
Kiedyś istnieli w społecznej świadomości tylko geje. Potem pojawiły się lesbijki, osoby bi, trans, wreszcie niebinarne. Po drodze była niesamowita siódma kadencja Sejmu, gdy Polska miała pierwszą na świecie transpłciową parlamentarzystkę Annę Grodzką. Do Sejmu dostał się też najbardziej znany działacz na rzecz praw LGBT+, założyciel Kampanii przeciw Homofobii Robert Biedroń. Wiele szans wtedy zmarnowano, w tym ustawę o związkach partnerskich i o uzgodnieniu płci, bo Sejm nadal pełen był „dziadersów” trzęsących portkami (i spódnicami – a jakże) przed „elektoratem” – ale wybór Grodzkiej i Biedronia pokazywał skalę społecznej przemiany świadomości.
No i przyszedł czas płaskoziemców, dla których istnienie osób LGBT+ jest istnieniem niesłusznym, podobnie jak niesłuszna jest ewolucja. Tyle że to przemiany mentalnej nie zatrzymało. Przeciwnie, dało paliwo rebelii.
Dziś sprawa LGBT+ ma dwie manifestacje: heroiczną i wolnościowo-rebeliancką. Heroiczną, bo społeczność LGBT+ jest najbardziej prześladowaną społecznie i politycznie grupą w Polsce. Na tradycyjną, obskurancką ksenofobię nakłada się systemowe szczucie przez władzę, która karmi się wzniecaniem nienawiści i dzieleniem ludzi. Do tego dochodzi najgorsza w całej Unii Europejskiej sytuacja prawna osób LGBT+ – Polska zajęła ostatnie miejsce w rankingu ILGA Europe. Nie tylko nie ma prawa do formalnych związków, ale nie uznaje się też skutków tych zawartych za granicą. Nie ma cywilizowanych procedur uzgodnienia płci dla osób transpłciowych – dwa lata temu transpłciowa Milo popełniła samobójstwo, skacząc z Mostu Łazienkowskiego, właśnie dlatego, że nie wytrzymała poniżającej procedury, którą musiała przejść, żeby dokonać tranzycji.
O adopcji dzieci nie ma co wspominać. Nie ma nawet ochrony prawnej przed fizyczną agresją motywowaną homo- czy transfobią. A także ochrony przed nawoływaniem do nienawiści i poniżaniem osób LGBT+ jako grupy. Gdyby była, trzeba by wsadzić połowę rządu i wierchuszkę duchowieństwa katolickiego.
I jest drugi nurt: wolnościowo-rebeliancki, wyzwolicielski. I radosny. Otwarła się tęczowość identyfikacji, tożsamości. I wolności. Wolność polega już nie tylko na identyfikacji i jej manifestowaniu. Wolność polega też na badaniu, odkrywaniu własnej tożsamości, której seksualność jest tylko elementem. Która może być wieloraka, zawiera się w spektrum, a nie w dualnym homo i hetero. Wolność wyboru ról, wolność tworzenia własnych.
Ta wolność poszukiwania wybuchła „bezczelnie” w zeszłym roku – dwa razy. Najpierw, latem, w wielkiej, spontanicznej demonstracji na Krakowskim Przedmieściu w obronie aresztowanej Margot. Nazwano to polskim Stonewall. To był formacyjny, emancypacyjny akt dla społeczności LGBT+ w ogóle, a osób niebinarnych w szczególności. Osoby niebinarne zostały społecznie „zauważone”, rozpoznane jako kolejna barwa tęczy ludzkiej identyfikacji. A potem była jesienna fala protestów po antyaborcyjnym wyroku Trybunału Przyłębskiej: przeciwko zamachowi na wolność seksualną, na dysponowanie własnym ciałem, na wolność życiowych wyborów i fizyczne bezpieczeństwo.
Tożsamość, jej rozpoznawanie i manifestacja to dla 20-latków, za których życia Parada Równości była „zawsze”, akt wolności. Jakkolwiek trudno byłoby to zrozumieć osobom, dla których świat dzielił się zawsze na mężczyzn i kobiety o przypisanych społecznie rolach, dla tych młodych ludzi tożsamość, także dotycząca płci, to kwestia indywidualnej wolności. A wolność – jak wynika z rozmaitych badań socjologicznych – jest obok kwestii klimatu dla tego pokolenia najważniejsza.
Ta wolność poszukiwania i ekspresji własnej tożsamości wylewa się z naczynia sformatowanych ról społecznych i polska konserwatywna kontrrewolucja tego nie zatrzyma. Nie da się „od-zobaczyć”, „od-myśleć”, „od-doznać”. Po 20 latach, mimo panoszenia się prymitywnej wersji katolicyzmu w szkołach, wyrośli już inni ludzie.