„Polskich obozów zagłady” nie da się wytępić unijnym prawem
Koniec snów o potędze rządu i Reduty Dobrego Imienia, mających nadzieję na skuteczne pozwy przed polskimi sądami i milionowe odszkodowania za naruszające naszą dumę narodową sformułowania zagranicznych mediów, polityków czy naukowców. Plany pokrzyżował czwartkowy wyrok TSUE.
Wyrok zapadł w odpowiedzi na pytanie prawne Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Pytał zaś na tle sprawy, którą niemieckiemu internetowemu wydawnictwu Mittelbayerischer Verlag KG wytoczył były więzień Auschwitz. Chodziło o sformułowanie „polski obóz zagłady Treblinka”. Mężczyzna wniósł pozew o ochronę dóbr osobistych. Nie był wymieniony w artykule, ale poczuł się dotknięty jako członek narodu, który tym stwierdzeniem uznano za współwinny istnienia w Polsce obozów zagłady.
Podstawą pozwania pisma do sądu w Polsce, a nie w Niemczech, miało być unijne rozporządzenie 1215/2012 w sprawie jurysdykcji i uznawania orzeczeń oraz ich wykonywania w sprawach cywilnych i handlowych. Pozwala ono dochodzić praw w kraju, gdzie skarżący ma miejsce zamieszkania, przeciwko podmiotowi czy osobie zamieszkałej za granicą.
W tym przypadku skarżyła się osoba prywatna, ale w 2018 r. staraniem Reduty Ochrony Dobrego Imienia i Ministerstwa Sprawiedliwości dodano do ustawy o IPN rozdział „Ochrona dobrego imienia Rzeczypospolitej Polskiej i Narodu Polskiego”. Art. 53o mówi: „Do ochrony dobrego imienia Rzeczypospolitej Polskiej i Narodu Polskiego odpowiednie zastosowanie mają przepisy (…) o ochronie dóbr osobistych. Powództwo o ochronę dobrego imienia Rzeczypospolitej Polskiej lub Narodu Polskiego może wytoczyć organizacja pozarządowa w zakresie swoich zadań statutowych. Odszkodowanie lub zadośćuczynienie przysługują Skarbowi Państwa”.
Kolejny przepis daje możliwość kierowania takich pozwów przez IPN. Zaś art. 53q mówi, że organizacje i Instytut mogą wnosić pozwy „niezależnie od tego, jakie prawo jest właściwe”. Chodzi o to, żeby procesy można było toczyć w Polsce przeciwko podmiotom zagranicznym.
Te przepisy to miała być cudowna broń przeciwko wszelkim stwierdzeniom godzącym w naszą dumę narodową. Reklamujący ten pomysł w 2016 r. wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta twierdził, że zabiegi dyplomatyczne nic nie dają, dlatego trzeba wyposażyć polskie sądy w możliwość sądzenia takich spraw: „W sprawach objętych projektowanymi przepisami jurysdykcja będzie określana zgodnie z przepisami unijnego rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady nr 1215/2012 z dnia 12 grudnia 2012 r. w sprawie jurysdykcji i uznawania orzeczeń sądowych oraz ich wykonywania w sprawach cywilnych i handlowych. Polskie sądy będą zatem właściwe do rozstrzygania takich spraw albo gdy pozwany będzie miał miejsce zamieszkania lub siedzibę w Polsce, albo gdy w Polsce będzie miało miejsce »zdarzenie wywołujące szkodę«”.
I oto wyrok TSUE stwierdza, że nic z tego: unijnego rozporządzenia nie można interpretować tak, że jeśli ktoś nie jest adresatem naruszenia, to może sądzić się z naruszycielem we własnym kraju. Gdyby do tego dopuścić, mogłoby się bowiem okazać, że w tej samej sprawie właściwe byłyby różne sądy w różnych krajach, gdzie mieszkałyby osoby, które – acz niewymienione osobiście – poczułyby się dotknięte.
To zaś przeczyłoby celowi wydania unijnego rozporządzenia, którym była możliwość przewidzenia, jaki sąd jest właściwy dla danej sprawy. „Aby zrealizowane zostały cele przewidywalności przepisów o jurysdykcji przewidzianych przez rozporządzenie oraz pewności prawa, związek ten musi – w sytuacji, w której powód twierdzi, że jego dobra osobiste zostały naruszone przez treści opublikowane w internecie – być oparty nie na elementach wyłącznie subiektywnych, związanych jedynie z indywidualną wrażliwością tej osoby, lecz na elementach obiektywnych i możliwych do zweryfikowania, pozwalających na bezpośrednie lub pośrednie indywidualne zidentyfikowanie tej osoby. Zwykła przynależność danej osoby do możliwej do zidentyfikowania szerokiej grupy [np. naród] również nie pozwala na zrealizowanie celów przewidywalności przepisów o jurysdykcji i pewności prawa, ponieważ centra interesów życiowych osób należących do tej grupy mogą potencjalnie znajdować się w którymkolwiek z państw członkowskich Unii” – orzekł TSUE.