Wpadka Schaba: Tuleya ma immunitet!
Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie i rzecznik dyscyplinarny Piotr Schab zaliczył poważną wpadkę. Przez brak rewolucyjnej czujności umożliwił Sądowi Apelacyjnemu orzeczenie, że Igor Tuleya nie został skutecznie pozbawiony sędziowskiego immunitetu, ponieważ Izba Dyscyplinarna SN, która o chyleniu orzekła, nie jest niezależnym sądem i jej rozstrzygnięcia nie są prawnie skuteczne.
Sędziowie Marzanna Piekarska-Drążek (sprawozdawca), Dorota Tyrała i Przemysław Filipkowski (najwyższy szacunek!) orzekli, że „zawieszenie sędziego w urzędowaniu i uchylenie immunitetu oraz zezwolenie na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej może nastąpić wyłącznie na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu – sądu niezależnego, bezstronnego i niezawisłego – w toku sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy. Funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej nie ma żadnej z tych właściwości”.
Orzeczenie umożliwił prezes Piotr Schab. Sąd Apelacyjny wydał je, rozpatrując odwołanie prokuratury od zawieszenia jednej ze spraw karnych sądzonych przez Tuleyę wydanego chwilę po odebraniu mu immunitetu.
Tuleya spodziewał się, że ostatecznie immunitet będzie mu odebrany, więc oczekując na to orzeczenie, napisał gotowiec pytania prejudycjalnego w sądzonej przez siebie sprawie do Trybunału Sprawiedliwości UE. Pyta w nim, czy może sądzić sprawę, skoro Izba Dyscyplinarna – zawieszona przecież przez TSUE – odebrała mu immunitet. Napisał też gotowca o zawieszeniu postępowania w związku z zadaniem pytania przez TSUE. – Tego dnia siedziałem w swoim gabinecie w sądzie. Miałem te dwa pisma i z ich podpisaniem i wysłaniem czekałem na rozstrzygnięcie Izby Dyscyplinarnej. Spodziewałem się jakichś utrudnień, np. że zostanę usunięty z gabinetu, ale szczęśliwie nic takiego się nie stało. Akta spraw i dostęp do systemu komputerowego odebrano mi dopiero następnego dnia – opowiada sędzia Tuleya.
Papiery podpisał i wrzucił do systemu w chwili, gdy Izba Dyscyplinarna skończyła ogłaszać swoje postanowienie. W tej sytuacji prokuratura wystąpiła do Sądu Apelacyjnego o stwierdzenie, że zawieszenie postępowania nie jest skuteczne, bo w chwili jego wydania Tuleya był pozbawiony immunitetu. A sędziowie Marzanna Piekarska-Drążek, Dorota Tyrała i Przemysław Filipkowski orzekli na to, że to orzeczenie Izby Dyscyplinarnej jest nieskuteczne, bo Izba nie jest sądem.
I tak przez gapiostwo prezesa-rzecznika Schaba TSUE ma sprawę, w której może stwierdzić nieważność orzeczenia Izby Dyscyplinarnej. A sam sędzia Schab poniósł dotkliwą porażkę wizerunkową.
Nie ma się co spodziewać, że kiedy sędzia Igor Tuleya pojawi się w poniedziałek w pracy – co zapowiada – prezes Schab nakaże odblokować mu dostęp do systemu i pozwoli wrócić do pracy. Ale ten wyrok trójki sędziów Sądu Apelacyjnego w Warszawie ma duże znaczenie moralne. Ma także znaczenie prawne, bo oto mają precedensowe orzeczenie, na które mogą się powołać w razie, gdyby przyszło im oceniać, czy orzeczenia Izby Dyscyplinarnej są prawnie ważne. Orzecznictwo sądów apelacyjnych jest najwyżej – oprócz Sądu Najwyższego – w hierarchii orzeczniczej i kształtuje orzecznictwo.
Zobaczymy, jak rzecznik dyscyplinarny Piotr Schab zareaguje na takie ośmieszenie. Ma władzę nad wszystkimi sędziami i może zatruć im życie postępowaniem dyscyplinarnym o cokolwiek. Warto się przyglądać, jak z tej władzy skorzysta wobec Marzanny Piekarskiej-Drążek, Doroty Tyrały i Przemysława Filipkowskiego. Ściganie sędziów za orzekanie to w dzisiejszej Polsce nowa świecka tradycja.