Prawo do sądu za zabójstwo Pawła Adamowicza
W drugą rocznicę śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza jego zabójca Stefan W. nie może się doczekać procesu. Mimo że zamachu dokonał na oczach całej Polski. Prokuratura boi się procesu?
Na razie zamówiła kolejną opinię psychiatryczną w sprawie poczytalności Stefana W. Nie znamy treści pierwszej, wiemy jedynie, że – tak zdaniem rodziny zamordowanego, jak adwokata Stefana W. – była niejednoznaczna, gdy chodzi o stwierdzenie stopnia poczytalności w momencie popełniania zbrodni.
Mamy dwa wątki. Pierwszy: prawo do sądu, które ma podejrzany, ale też – zważywszy na charakter tej sprawy – opinia publiczna. I wątek drugi: zdolność psychiatrii do oceny, czy sprawca mógł pokierować świadomie swoim postepowaniem, a więc czy jest winny i może stanąć przed sądem.
Kilka tysięcy osób – w tym politycy, samorządowcy, artyści i naukowcy, księża, działacze peerelowskiej opozycji – wystosowało apel wzywający do postawienia zabójcy przed sądem. RPO Adam Bodnar w oświadczeniu w rocznicę śmierci gorzko stwierdza, że tragedia nie ostudziła tonu debaty publicznej, w której nadal jest nienawiść i szczucie. Przypomnijmy, że o podsycanie atmosfery nienawiści do przeciwników politycznych PiS i do samego Adamowicza obwiniano (także pisząca te słowa) m.in. rządową telewizję (która notabene właśnie oskarżyła o szczucie na Pawła Adamowicza Platformę Obywatelską).
Adam Bodnar przypomina, że prokuratura była bardzo aktywna w sprawie podejrzeń wobec prezydenta Gdańska, ale śledztwo w sprawie jego zabójstwa prowadzi opieszale: „(…) obserwujemy opieszałość w zakresie wyjaśnienia okoliczności zabójstwa. Nie chcę podważać kompetencji śledczych prokuratury. Apeluję jedynie o konsekwencję w działaniu i możliwie pilne doprowadzenie tej sprawy do etapu sądowego”. Zgadzam się z intencjami listu otwartego w tej sprawie, podpisanego przez wielu obywateli i wiele osobistości życia publicznego oczekujących, że wyrok mógłby być „symbolicznym aktem sprawiedliwości i przestrogą”.
Mamy prawo podejrzewać, że kierowana politycznie i całkowicie zależna od wytycznych prokuratura nie chce procesu – musiałaby wypłynąć kwestia atmosfery stworzonej wobec Pawła Adamowicza przez propagandę PiS i wpływ tej atmosfery na zabójcę. W tej sprawie na pytania odpowiadałby sam oskarżony i gdyby potwierdziło się, że wybrał sobie cel ataku, kierując się tą atmosferą, byłoby to świadectwo trudne do zanegowania – także przez TVP, która wytoczyła bodaj kilkanaście procesów dziennikarzom, ale także Adamowi Bodnarowi (absolutny precedens), za twierdzenie, że emitowała podsycające nienawiść przekazy. Systematycznie te procesy przegrywa.
Tak więc prokuratura ma polityczne powody, by wstrzymywać proces, a nawet dążyć do tego, by go w ogóle nie było. Uzyskawszy bowiem opinie biegłych o całkowitej niepoczytalności Stefana W. w trakcie czynu, może skierować do sądu nie akt oskarżenia, ale wniosek o bezterminowe umieszczenie go w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym.
Zamawianie dodatkowych opinii psychiatrycznych dotyczących poczytalności nie jest ewenementem. I nie jest polską specjalnością. Przypomnijmy sprawę Andersa Breivika: pierwsza opinia stwierdzała niepoczytalność. Po głosach oburzenia opinii publicznej sąd zamówił drugą, która stwierdzała rzecz odwrotną. To ona otwarła drogę do skazania. Co by było, gdyby zamówiono kolejną?
Według badania przeprowadzonego w oparciu o ekspertyzy zamawiane w Klinice Psychiatrii Sądowej Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie (opublikowane w „Elsevier International Journal of Law and Psychiatry”, styczeń-luty 2016) na 117 podejrzanych w sprawach karnych obserwowanych w klinice w celu wydania opinii o poczytalności 68 (czyli blisko 60 proc.) osób było ocenianych co najmniej drugi raz. Z tego w 58 proc. przypadków powtórnej diagnozy zmieniono poprzednią. To wyniki porównywalne do tych w innych krajach. Jak stwierdza współautorka badań Małgorzata Opio, psychiatria to nie jest nauka ścisła: „należy podkreślić, że psychiatria jest gałęzią medycyny obarczoną w wysokim stopniu subiektywnością. Mimo nieustannych prób zwiększenia precyzji diagnozowania nie dysponujemy w pełni obiektywnymi metodami badania psychiatrycznego”.
Do braku obiektywnych narzędzi jako przyczyny różnych wyników opinii dochodzi dodatkowa trudność: psychiatrzy dla potrzeb procesu mają ocenić nie tylko, czy podejrzany choruje psychicznie, ale także w jakim stanie był w momencie popełniania czynu. Czyli ocenić sytuację, przy której ich nie było. Samo stwierdzenie, że w chwili czynu chorował psychicznie, sprawy nie rozwiązuje, bo trzeba ocenić, czy był „poczytalny”, czyli rozumiał znaczenie czynu i czy – a jeśli tak, to w jakim stopniu – mógł pokierować swoim postępowaniem.
Wydaje się sprawą bezsporną, że Stefan W. choruje psychicznie. Wiemy to od jego matki, która alarmowała policję, że jeśli syn wyjdzie z więzienia, może popełnić zbrodnię. Odwiedzając go, stwierdziła, że ma objawy psychozy. Ale chorobę psychiczną zdiagnozowano już w więzieniu: dwudziestokrotnie był poddawany konsultacjom psychiatrycznym, a w 2016 r. spędził sześć tygodni w więziennym szpitalu. Lekarze zdiagnozowali schizofrenię paranoidalną. Poddano go leczeniu środkami psychotropowymi, a gdy wypuszczono go na wolność, stwierdzono, że leczenie przyniosło skutek. Jednak po uwolnieniu prawdopodobnie leków już nie brał.
Polskie prawo uwalnia od odpowiedzialności karnej, jeśli w chwili popełnienia przestępstwa sprawca miał CAŁKOWICIE zniesioną poczytalność. Innymi słowy: nie wiedział, co robi, i nie miał możliwości kierowania swoim postępowaniem. Poczytalność zniesiona tylko częściowo nie uwalnia od odpowiedzialności. Dlatego w więzieniach odsiadują wyroki np. osoby z poważnym upośledzeniem umysłowym – pamiętamy sprawę „Radka”, mężczyzny, którego poziom inteligencji był na poziomie kilkulatka, a trafił do więzienia za notoryczne kradzieże rowerów. Biegli stwierdzili, że ma zdolność do rozróżniania dobra i zła, wie, że kraść nie wolno – więc może pokierować swoim postępowaniem i nie kraść rowerów. Logiczne. Chociaż bezsensowne – już choćby dlatego, że ten człowiek nie rozumiał związku pomiędzy uwięzieniem a kradzieżą rowerów.
Poziom poczytalności – np. ograniczona, zniesiona w znacznym stopniu – ma wpływ na wymiar kary, dlatego opinia biegłych jest ważna. Czy zatem ma rację prokuratura, zamawiając w tej sprawie kolejną opinię?
Z punktu widzenia prawa do sądu – nie ma racji. Powinna decydować w oparciu o tę, którą już ma. O tym, czy jest wystarczająca, powinien zdecydować sąd. Tak było np. w sprawie Breivika.
Do prokuratury można mieć też inną pretensję: w lipcu skierowała do sądu sprawę wolontariuszy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i wynajętych przez nią ochroniarzy za niewłaściwe przygotowanie finału imprezy w Gdańsku, podczas którego Stefan W. dokonał zamachu na prezydenta Adamowicza. A sprawa ewentualnej odpowiedzialności policji i służby więziennej za puszczenie bez dozoru osoby, która może być niebezpieczna, ciągnie się w prokuraturze bez konkluzji.
Komentarze
Jakoś nie było większego problemu z postawieniem przed sądem i skazaniem zabójcy pisowskiego asystenta Marka Rosiaka, mało tego jeszcze prezydent „bul”, jak raczyli się o nim wyrażać zwolennicy PiS-u, Komorowski odznaczył ofiarę Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia Polski, ale to było przecież za tej „paskudnej” i „złodziejskiej” PO. Śp. Paweł Adamowicz do dzisiaj nie może się doczekać podobnego zadośćuczynienia, o równorzędnym odznaczeniu nie wspominając. PiS-owskie państwo z dykty.
„Kościół Matki Bożej Szkaplerznej w Tarnowie został wybudowany na ziemi przejętej przez pełnomocnika żydowskiej rodziny, który następnie sprzedał teren duchownym. Po latach sąd nakazał zwrot terenów spadkobierczyni. Zastępca Prokuratora Generalnego wystąpił ze skargą nadzwyczajną, ale Sąd Najwyższy ją odrzucił. To jednak nie koniec sporu, bo strona kościelna utrudnia sądowe postępowanie o wydanie ziemi.”
Czy w Tarnowie jest Polska , czy Polin?
Problemy własnościowe w Polsce ograbionej z ziem na wschodzie , co z tymi problemami począć ? Czy sąd najwyższy państwa Polin odniósł się w czasach po transformacji do tych własnościowych problemów Polaków
Tekst oddaje złożoność prawa. Bo tak jest. Niestety przypuszczenia, że za sprawą PIS proces się wlecze mogą być uzasadnione, ale także mogą być uznane za „conspiracy theory” – niemniej jest tu dowód, że coś może być nie tak… z naszym systemem.
Jako dodatkowy fakt warto przytoczyć sytuację, w której Margot po ataku na pojazd mechaniczny jest wożony/a po aresztach… 6 tygodni… [sytuacja niejasna], a extremista w czerni/naziol z bojówki we Wrocławiu po brutalnym ataku – popchnięciu dziennikarki – wychodzi następnego dnia…
wskazuje, że system ma swoich ulubieńców. No i teraz jak żyć? Jako normalny obywatel [GUMA37], co powinienem myśleć, co robić
Une wierzą,że jak przyjdzie ich sądzić za zniszczenie Polski ,nie będĄ ukarani .UDAJĄ DURNI DZIŚ ,I NA PROCESIE TEŻ,IM SIĘ UDA.