Ksiądz nie wiedział, że molestuje, więc nie było przestępstwa
Podobno prawnicy mogą udowodnić wszystko, bo prawo jest sztuką interpretacji. Na wyżyny tej sztuki wzniósł się sędzia Jan Piwkowski z X Wydziału Karnego Sądu Rejonowego dla m. st. Warszawy.
Rzecz dotyczy głośnej sprawy: ks. Jerzy Kiera oskarżył o pomówienie byłego warszawskiego radnego, aktywisty na rzecz praw osób LGBT i adwokata Krystiana Legierskiego. Ujawnił on publicznie, że jako 11-letni ministrant został wykorzystany seksualnie przez duchownego z parafii w Koniakowie. Po ujawnieniu tej historii w tygodniku „Wprost” do Legierskiego zgłosili się inni pokrzywdzeni. Wszyscy mieli podobne doświadczenie: ksiądz zapraszał ich na plebanię na filmy – wtedy to była absolutna nowość. Filmy okazywały się pornograficzne, a duchowny się przy nich masturbował, zachęcając do tego chłopców i dotykając ich.
Ksiądz Kiera złożył zawiadomienie do prokuratury o pomówienie za pomocą środków masowego przekazu. Prokuratura odmówiła – to przestępstwo ścigane z oskarżenia prywatnego – więc duchowny skierował do sądu prywatny akt oskarżenia. Złożył też doniesienie do władz adwokatury, domagając się ukarania Legierskiego.
Proces przegrał w dwóch instancjach. W maju 2017 r. Sąd Rejonowy w Cieszynie stwierdził, że Legierski mówił prawdę i był ofiarą ks. Kiery. Zatem uniewinnił go od zarzutu pomówienia: „W przekonaniu Sądu podniesione przez oskarżonego zarzuty były prawdziwe i służyły obronie społecznie uzasadnionego interesu. (…) Przedstawienie na forum publicznym zgodnych z prawdą informacji o pedofilskich skłonnościach i działaniach osoby, która z racji pełnionej funkcji czy wykonywanego zawodu ma bieżący kontakt z dziećmi, służy obronie społecznie uzasadnionego interesu i jest to fakt tak oczywisty, że nie wymaga szerszego uzasadnienia. W szczególności zaś odnosi się to do księży, którzy – przynajmniej w lokalnej społeczności wiernych – cieszą się autorytetem i pełnią funkcję osób zaufania publicznego, co powoduje, że rodzice powierzając ich pieczy swoje dzieci, pozostają w przekonaniu, że dzieci te są bezpieczne i z reguły nie liczą się z koniecznością sprawowania nad tą pieczą specjalnej kontroli”.
O wiarygodności ks. Kiery sąd stwierdził: „Oskarżyciel prywatny w swych zeznaniach zaprzeczył, aby kiedykolwiek dopuścił się jakiegoś czynu przeciwko obyczajności wobec dzieci czy młodzieży, co jednak w ocenie sądu nie odpowiadało prawdzie. Zeznania Jerzego Kiery nie tylko pozostawały w tym zakresie sprzeczne z wyjaśnieniami oskarżonego, ale także cechowały się brakiem spójności i konsekwencji”.
Ocenę sądu rejonowego podzielił – w składzie trzech sędziów – Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej w grudniu 2017 r. Ponieważ czyny ks. Kiery się przedawniły, nie był sądzony karnie. Osądził go natomiast Sąd Biskupi, biorąc pod uwagę zeznania kilkunastu pokrzywdzonych. A potem, w czerwcu 2018 r., watykańska Kongregacja Nauki i Wiary. Ksiądz został odsunięty od pracy z dziećmi.
W sensie prawnym nie jest jednak pedofilem.
Krystian Legierski chciał, żeby odpowiedział karnie przynajmniej za to, że go fałszywie oskarżył o zniesławienie. Złożył więc do prokuratury doniesienie o popełnieniu przestępstwa fałszywego zawiadomienia. Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia. Obrońca księdza złożył zaś wniosek, żeby sprawę umorzyć bez rozprawy. Jeśli oskarżenie jest bezzasadne, sąd oczywiście może tak zrobić.
I zrobił. Sędzia Jan Piwkowski zapisał uzasadnienie na jednej kartce papieru: „Samo to, że Krystian Legierski został uniewinniony (…) [od zarzutu pomówienia ks. Kiery], nie implikuje faktu, iż oskarżenie było fałszywe. (…) Krystian Legierski wypełnił pozytywne znamiona czynu z art. 212, w związku z czym oskarżenie go o ten czyn było zasadne i jednocześnie nie było fałszywe” – czytamy. I dalej: „Istotą ustaleń faktycznych niniejszej sprawy jest uzyskanie odpowiedzi na pytanie, czy w dniu sporządzenia i wysłania prywatnego aktu oskarżenia oraz wniosku do organów adwokatury Jerzy Kiera wiedział, czy stwierdzenia Krystiana Legierskiego są prawdziwe, czy nie. Tego zdaniem sądu nie można jednoznacznie przesądzić”.
I jeszcze: „Jerzy Kiera zdecydował się na wniesienie aktu prywatnego oskarżenia dlatego, że oceniał (…), że zachowania Krystiana Legierskiego przekraczają przewidziane przez prawo granice”.
Prawdopodobnie mało kto zrozumie wywód sądu. I to nie tylko z powodu języka, jakim został sporządzony. Dlatego warto go streścić. Otóż zdaniem sędziego Piwkowskiego ks. Kiera ma prawo uważać, że nie molestował chłopców. Albo ma prawo nie mieć świadomości, że ich molestował. A w dodatku w doniesieniu do prokuratury i w prywatnym akcie oskarżenia stwierdził prawdę: Legierski rzeczywiście publicznie pomawiał go o molestowanie. To, że sąd uznał potem, że Legierski pomawiał go zgodnie z prawdą, nie ma według sądu nic do rzeczy. Najważniejsze, że ksiądz, składając doniesienie do prokuratury na Legierskiego, działał w dobrej wierze, to znaczy w przekonaniu, że nie molestował Legierskiego.
Pełnomocnik Legierskiego adw. Bogumił Zygmont złożył odwołanie. Jak przekonuje, rozumowanie, jakoby było oczywiste, że ks. Kiera miał prawo uważać się za niewinnego i dlatego nie można mu przypisać zamiaru fałszywego zawiadomienia prokuratury, nie jest takie oczywiste. I dlatego sprawa wymaga rozprawy, a więc postępowania dowodowego.
Zobaczymy, co z tego wyniknie. Na razie ks. Kiera może twierdzić, że z tym jego molestowaniem sprawa nie wygląda tak źle, bo sąd odrzucił wniosek prokuratury zmierzający do skazania go. Co prawda za fałszywe zawiadomienie do prokuratury, a nie za molestowanie, ale kto by tam wchodził w szczegóły.
Komentarze
Takich „piwkowskich” mamy na pęczki… to stajnia Augiasza…
Co za qrwa wydala zgodę na taka interpretację , w panstwie prawa powinni obok winnego zawinac wszyscy którzy brali w tym udział : ksiadz , jego adwokat , prokurator i sedzia , a praworzadni obywatele powinni zorganizować fieste przy tej egzekucji