Biegać czy nie biegać w czasach zarazy

W internecie ktoś zamieścił mandat za „bieganie”. I rozpoczęła się dyskusja: wolno biegać, czy nie. Tym bardziej że minister Szumowski, który wydał rozporządzenie zaostrzające restrykcje w czasie epidemii, na konferencji prasowej powiedział: „To nie jest czas na szlifowanie formy. Trening i aktywność sportową uprawiajmy wyłącznie w domu”.

Jednak jeśli dokładniej wczytać się w mandat opublikowany w internecie, to nie został on wystawiony za samo „bieganie”, ale za „złamanie zasad kwarantanny ustalonej w dniu 01.04.2020. Bieganie po terenie objętym obostrzeniem (…)”. A więc mandat jest za bieganie tam, gdzie nie wolno.

Według rozporządzenia ministra zdrowia z 1 kwietnia (par. 17) „zakazuje się korzystania z pełniących funkcje publiczne i pokrytych roślinnością terenów zieleni, w szczególności: parków, zieleńców, promenad, bulwarów, ogrodów botanicznych, zoologicznych, jordanowskich i zabytkowych, a także plaż”. Kilka dni później zamknięto lasy. Zatem wolno biegać, ale tylko po ulicach, ewentualnie po wewnętrznych podwórkach.

Rozporządzenie ministra Szumowskiego nie zakazuje „biegania”. Ogranicza jedynie „przemieszczanie się”. Czy bieganie jest przemieszczaniem? Fizycznie tak, ale prawnie – niekoniecznie. Biega się bowiem nie z punktu A do punktu B, ale – najczęściej – z punktu A do punktu A. Więc koniec końców biegający, poza samym aktem biegania, się nie przemieści.

Ale to argument dodatkowy. Najważniejszy jest taki, że przemieszczanie nie jest zakazane, jeśli odbywa się w celu „zaspokajania niezbędnych potrzeb związanych z bieżącymi sprawami życia codziennego” (par. 5 pkt 2). Wiele osób biega regularnie i jest to niewątpliwie ich „potrzeba dnia codziennego”. Ale nawet jeśli biegają po raz pierwszy, to potrzebą dnia codziennego, szczególnie w czasie epidemii, jest utrzymanie się w dobrej formie fizycznej.

I to by było na tyle, gdyby nie myląca wypowiedź samego Szumowskiego, że „trening i aktywność sportową uprawiajmy wyłącznie w domu”. Dla odbiorców nie ma większego znaczenia, czy przeczytają coś w rozporządzeniu, czy usłyszą z ust tego, który je wydał. Tymczasem władza jednym tchem mówi o prawie i o własnych ocenach, sugestiach, zaleceniach czy poradach, tworząc chaos informacyjny.

I z innej, chociaż też epidemicznej beczki: zakaz przemieszczania się w odległości mniejszej niż 2 m od siebie i przez co najwyżej dwie osoby. Jaki ma to sens w stosunku do osób, które razem mieszkają? Prawo bezsensowne, a ograniczające nasze prawa i wolności, może zostać podważone ze względu na to, że nie realizuje celu. Celem ustawowym (ustawy o przeciwdziałaniu chorobom zakaźnym) jest ochrona przed zakażeniem. Jaką w tym kontekście funkcję pełni nakaz spacerowania w odległości 2 m od osób, które razem mieszkają, jedzą czy śpią w jednym łóżku?

Jeśli ktoś dostanie mandat za bieganie po ulicy czy przemieszczanie się z osobą, z którą mieszka, może się odwołać do sądu. W praktyce oznacza to odroczenie sprawy na wiele miesięcy, a może nawet lat, bo sądy prawie nie działają, a sprawy się gromadzą.