TK wreszcie orzekł w sprawie KRS

Za trzecim podejściem Trybunał Konstytucyjny orzekł w sprawie konstytucyjności powołania neo-KRS. A także o niekonstytucyjności prawa do odwołania się do NSA od wyniku konkursu organizowanego przez neo-KRS do Sądu Najwyższego. Wbrew pozorom to drugie rozstrzygnięcie może mieć dla rządu większe znaczenie w toczącym się postępowaniu przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Wyrok nie był jednogłośny.

Trybunał orzekł zgodnie z tym, czego spodziewała się władza.
Na wstępie przewodnicząca składu sędzia Julia Przyłębska ogłosiła – uzasadniając niedopuszczalnością – że odrzucono wnioski RPO Adama Bodnara, który zdecydował się przystąpić do postępowania, o rozpatrzenie sprawy w pełnym składzie. A jeśli nie – to o wyłączenie ze składu dublera sędziego Justyna Piskorskiego (sprawozdawcy) i odroczenie wyroku do czasu oficjalnego powiadomienia RPO o terminie rozprawy (takie powiadomienie nakazuje ustawa o TK). Odrzucenie tych wniosków RPO i udział dublera w wydaniu wyroku mogą być w przyszłości podstawą do jego podważenia.

Wyrok nie zapadł jednogłośnie, co potwierdza tezę (pisałam o tym tutaj), że w składzie sądzącym nastąpił rozłam i dlatego nie doszło do wydania wyroku tydzień temu. Nie wiemy, kto był przeciw, bo nie było zdań odrębnych, tylko sam głos – lub głosy – przeciw wyrokowi. Najwyżej dwa, bo skład był pięcioosobowy, zresztą złożony z samych sędziów „dobrej zmiany”.

Trybunał uznał – jak w wyroku sprzed dwóch lat, w wydaniu którego brało udział troje z pięciorga sędziów, którzy dziś orzekli – że konstytucja nie przesądza, jak mają wyglądać wybory sędziów do KRS. Zatem może być tak, że wybierają sędziowie, albo tak, że posłowie. Nie zgodził się z głosami – m.in. Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa – że dla zapewnienia poszanowania zasady niezależności większość KRS powinna się składać z sędziów wskazanych przez środowisko sędziowskie. Nie wyjaśnił, w jaki sposób ciało wybrane niemal w całości przez władzę polityczną może spełniać konstytucyjną powinność „stania na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów” w sytuacji, gdy owe niezależność i niezawisłość polegają na niezależności i niezawisłości od władzy politycznej.

Za całe uzasadnienie posłużyło Trybunałowi Dobrej Zmiany przytoczenie literalnego brzmienia przepisu konstytucji: że KRS składa się z 15 sędziów wybieranych „spośród” sędziów sądów różnych szczebli i rodzajów. I teza, którą można streścić tak, że KRS nie musi być niezawisła i niezależna, bo nie jest sądem.

W kwestii prawa do odwołania się do NSA kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego od wyników konkursów prowadzonych przez KRS TK stwierdził, że KRS nie jest organem „administracji publicznej”, a zatem na jej rozstrzygnięcia nie można się skarżyć do sądu administracyjnego. Powołał się przy tym na art. 184, który określa zakres działania sądów administracyjnych: „Naczelny Sąd Administracyjny oraz inne sądy administracyjne sprawują, w zakresie określonym w ustawie, kontrolę działalności administracji publicznej”. Nie stwierdził, czym w takim razie jest KRS, skoro nie należy ani do władzy sądowniczej, ani do władzy wykonawczej („administracja publiczna”), ani do władzy ustawodawczej. A innych w państwie z trójpodziałem władzy nie ma. TK nie wypowiedział się, gdzie w takim razie mogą się odwoływać odrzuceni przez KRS kandydaci do SN. Z przepisów ogólnych wynika, że do Izby Dyscyplinarnej SN. Czyli do neo-sędziów „dobrej zmiany” mianowanych przez neo-KRS. Pytanie, czy owa Izba spełnia unijne standardy bezstronnego sądu. Może warto je zadać TSUE?

Ten wyrok TK miał zapaść przed wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości w sprawie zgodności z unijnymi standardami trybu powołania neo-KRS. Chodzi o to, by rząd miał pretekst do odmowy podporządkowania się wyrokowi TSUE, gdyby był dla niego niekorzystny. Prawne podstawy do kwestionowania wyroku TSUE są słabe, bo inny jest przedmiot obu wyroków: polski Trybunał orzeka o zgodności z polską konstytucją, a unijny – w sprawie zgodności z traktatem o UE i wynikającymi z niego standardami. Ale PiS-owi ten argument ma posłużyć przede wszystkim na „rynek” wewnętrzny – żeby przekonać swoich wyborców, że wstał z kolan i stawia polską konstytucję przed prawem Unii. Przy okazji nie poinformuje zapewne, że taka postawa oznacza polexit.

Ale PiS ma plan „B” – będzie twierdził, że postępowanie przed TSUE musi ulec umorzeniu, skoro jest ono wynikiem pytań prejudycjalnych SN, a one są oparte na przepisie, który TK właśnie wyeliminował: o prawie odwołania się do NSA od wyniku konkursu na sędziów SN. Już dwa razy próbował tej sztuki. Po raz pierwszy, gdy zmusił ZUS do wycofania z Sądu Najwyższego skargi, która była podstawą do zadania pytania prejudycjalnego w sprawie przepisów odsyłających sędziów SN na wcześniejszą emeryturę. Bezskutecznie.

Potem – gdy zlikwidował przepisy o tym wcześniejszym przejściu na emeryturę, w ramach wykonania postanowienia zabezpieczającego wydanego w tej sprawie przez TSUE. Tu także Trybunał Sprawiedliwości nie podjął decyzji o umorzeniu sprawy – czeka ona nadal na rozpatrzenie.

Zatem szansa, że sztuczka powiedzie się w sprawie o legalność powołania i działania KRS, nie jest duża. Oczywiście decyzja należy do TSUE. Chyba żeby Sąd Najwyższy wycofał pytania prejudycjalne, co nie jest prawdopodobne.

Natomiast pewne jest, że władza PiS dzisiejszy wyrok Trybunału Konstytucyjnego Dobrej Zmiany będzie przedstawiać jako dowód legalności działań KRS i prawomocności orzeczeń wydawanych przez nominowanych przez nią neosędziów. Szczególnie tych w Sądzie Najwyższym. A jeszcze szczególniej w nowych izbach: Dyscyplinarnej i Kontroli Nadzwyczajnej.