Za, a nawet przeciw Ziobrze

MSZ skierował do Trybunału Konstytucyjnego stanowisko do wniosku prokuratora generalnego o zbadanie przez TK, czy unijny przepis o pytaniach prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości UE jest zgodny z konstytucją. Wynika z niego, że rząd – bo MSZ w Trybunale prezentuje stanowisko rządu – uważa, iż polskie sądy mają pełną autonomię w kierowaniu pytań do TSUE, mogą zawieszać stosowanie przepisów, o które pytają do czasu otrzymania od TSUE odpowiedzi, a TSUE jest jedynie właściwy do interpretowania prawa UE.

Tymczasem to właśnie kwestionował w swoim wniosku prokurator generalny Zbigniew Ziobro, domagając się uznania tych uprawnień sądów za sprzeczne z konstytucją. MSZ w swoim stanowisku przytaczał też głosy doktryny kwestionujące prawo Trybunału Konstytucyjnego do badania traktatu o UE. A także kwestionujące nadrzędność polskiej konstytucji wobec traktatu. Wyglądało na to, że PiS kwestionuje nie tylko stanowisko Ziobry – uznane powszechnie za zapowiedź polexitu – ale w ogóle paradygmat, według którego działa od trzech lat: wyższości woli politycznej nad władzą sędziów i prawa Polski do własnej interpretacji unijnych przepisów.

W kilka godzin po nagłośnieniu przez media stanowiska MSZ (rządu) premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że Trybunał Konstytucyjny „może i powinien badać zgodność traktatów z naszą konstytucją”. Zaś szef MSA Jacek Czaputowicz – że w pełni popiera stanowisko prokuratora generalnego wyrażone we wniosku do TK.

O co tu chodzi?

W warstwie politycznej zapewne o to, że media nagłośniły rozdźwięk w rządzie PiS, co PiS uznał za zagrożenie i postanowił zewrzeć szyki. Tak jak stanowisko MSZ mogło być pomyślane jako uspokojenie nastrojów społecznych dotyczących polexitu, jakim groził wniosek prokuratora Ziobry, tak „przedefiniowanie” stanowiska MSZ mogło by służyć uspokojeniu nastrojów przed wyborczą dogrywką. Tym bardziej że niepisowskie media donosiły o sprawie w tonie sensacyjnym: że MSZ „zmiażdżył” wniosek Ziobry, że uznał go za „bezpodstawny”.

A w warstwie faktycznej i prawnej? Kto ściemnia w sprawie wniosku MSZ?

Obie strony. Niepisowskie media rzeczywiście go nadinterpretowały. Nie pada tam bowiem wprost żadna ocena wniosku prokuratora generalnego, a tym bardziej sformułowanie, że jest on „bezpodstawny”. Jednak cały przeprowadzony przez MSZ wywód i cytaty z orzeczeń polskiego TK i TSUE prowadzą do takiego wniosku. Stanowisko MSZ jest pod tym względem nietypowe dla stanowisk posyłanych przez rząd do TK. Zwykle bowiem strona rządowa zajmowała stanowisko wprost.

Minister Czaputowicz wydał w środę wieczorem oświadczenie. Pisze w nim: „Dokument nie zawiera konkluzji ani wniosków, jakie sugerują niektóre media. Dokument nie kwestionuje w szczególności dopuszczalności wniosku złożonego przez prokuratora generalnego i nie polemizuje z tezami zawartymi w tym wniosku”.

To prawda i nieprawda zarazem. Rzeczywiście nie ma tam zdań w rodzaju: „MSZ uważa wniosek za bezzasadny” albo „postuluje oddalenie wniosku” czy „umorzenie sprawy z powodu niedopuszczalności orzekania”. Nie ma też polemiki z tezami Ziobry w stylu: „w przeciwieństwie do prokuratora generalnego MSZ uważa, że…” albo „nie sposób zgodzić się z twierdzeniem prokuratora generalnego…”.

Z drugiej strony stanowisko MSZ cytuje wyłącznie wyroki TK i TSUE, które zaprzeczają tezom zawartym we wniosku Ziobry.

Dlatego kolejne stwierdzenie środowego „oświadczenia” ministra Czaputowicza: „W pełni popie‎ram wniosek prokuratora generalnego do Trybunału Konstytucyjnego”, jest nieprawdą w stosunku do stanowiska, które przesłał do TK. Choć być może jest prawdą o stanie woli ministra w środę 31 października, gdy pisał swoje „oświadczenie”. Wolę ministra tego dnia ukształtowało zapewne polecenie premiera, a może nawet samego prezesa.

Dalej minister oświadcza: „Polski Trybunał Konstytucyjny ma pełne prawo oceniać konstytucyjność poszczególnych elementów traktatów europejskich i ich stosowania w praktyce”. Takie stwierdzenie może być uznane za prawdziwe w odniesieniu do tego, co napisał w stanowisku do TK. Choć prawdziwe może być też stwierdzenie przeciwne: że w tym stanowisku podważa to prawo polskiego TK, bo przytacza polemiczne głosy doktryny.

„Stanowisko MSZ w tej sprawie przedstawia jedynie stan orzecznictwa polskiego i europejskiego w podobnych sprawach” – pisze dalej w oświadczeniu. I jest to prawda. Ale już następne zdanie prawdą nie jest: „Nie ma wobec tego żadnych podstaw, by traktować je jako podważające podstawy wniosku złożonego przez prokuratora generalnego”, bo całe jego stanowisko składa się cytatów i omówień wyroków i stanowisk zaprzeczających wnioskowi prokuratora Ziobry. Jeśli minister nie chciał „podważać”, to po co w ogóle posłał do TK to stanowisko? Po to, by wyręczyć służby prawne Trybunału w gromadzeniu orzecznictwa TK i TSUE na temat pytań prejudycjalnych i relacji między prawem Unii a prawem krajów członkowskich?

Cała sprawa koniec końców wygląda na kpinę z opinii publicznej, którą PiS manipuluje zależnie od chwilowych potrzeb. Manipuluje mocno nieudolnie, choć, z drugiej strony, żeruje na tym, że opinia publiczna, łącznie z dziennikarzami, nie wgryza się szczegółowo w wielostronicowe prawne wywody, powtarzając sformułowania – jak to o „bezzasadności wniosku” – za innymi, którzy najpewniej też dokładnie nie przeczytali.

Co z tego wynika?

Wniosek Ziobry i polemiczne stanowisko MSZ są w Trybunale Konstytucyjnym. Oznacza to zapewne, że póki co Trybunał nie zajmie się sprawą, bo sam rząd nie wie, jakiego chciałby rozstrzygnięcia. A inne niż to, jakiego chciałby rząd, w tym Trybunale zapaść nie może.

Do Komisji Europejskiej i TSUE poszedł sygnał, że rząd nie będzie – przynajmniej na razie – ich zwalczał za pomocą TK. Czyli że – chwilowo – gotów jest do negocjacji. A więc np. TSUE może nie spieszyć się z rozpatrywaniem pytań prejudycjalnych polskich sądów dotyczących „reformy” sadownictwa. W szczególności pytania Sądu Najwyższego o prawomocność powołania i działania nowej KRS, gdzie wchodzi w grę zastosowanie zabezpieczenia tymczasowego, które oznaczałoby zawieszenie działalności Rady, nazywanej Komitetem Rekomendowania Spolegliwych (sędziów). Jej przejęcie przez PiS było i jest kluczem tej „reformy”.