Co zaproponuje prezydentowi b. wiceminister sprawiedliwości od Gowina?

Kierunki rozwiązań, jakie proponuje, w większości wydają się rozsądne. Ale zdecyduje i tak prezes.

Portal OKO.press opublikował ekskluzywny wywiad z prof. Michałem Królikowskim, byłym wiceministrem sprawiedliwości za rządów w MS Jarosława Gowina.

Jak wiadomo z przecieków, którym prof. Królikowski nie zaprzecza, dostał on, wraz z kilkoma innymi osobami, od prezydenta propozycję napisania nowelizacji zawetowanych ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa.

Ponieważ prócz prawniczego ma też doświadczenie polityczne, podchodzi do sprawy racjonalnie: zastanawia się, co jest deklarowanym celem PiS i jak taki cel można osiągnąć w zgodzie z konstytucją. Problem polega na tym, że deklarowane cele PiS wcale nie są jego wyłącznymi celami. A najczęściej są po prostu pretekstem czy alibi do przeprowadzenia personalnej czystki i przejęcia obu tych instytucji, a za ich pomocą – całej władzy sądowniczej.

Ale póki co nie ma lepszego wyjścia, jak tylko grać w grę prowadzoną przez polityków i biorąc za dobrą monetę ich publiczne deklaracje, robić to, co robi prof. Królikowski, a przed nim m.in. Stowarzyszenie Sędziów Iustitia, Forum Współpracy Sędziów, Fundacja Helsińska, Court Watch Polska i parę innych organizacji. Czyli proponować rozwiązania mieszczące się w konstytucji.

Prof. Królikowski diagnozuje trzy cele PiS: uspołecznienie wymiaru sprawiedliwości, pozbycie się z Sądu Najwyższego sędziów uważanych przez PiS za „komunistycznych” i usprawnienie postępowań dyscyplinarnych. Jak wiadomo, PiS chciał osiągnąć te cele poprzez rozwiązanie KRS i Sądu Najwyższego i powołanie tych instytucji od nowa, decyzjami ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego i Sejmu – czyli PiS.

Co proponuje prof. Królikowski?

Problem „kadrowy” w Sądzie Najwyższym.
PiS chciał wyrzucenia wszystkich sędziów i dania ministrowi-prokuratorowi generalnemu prawa wskazania, kto może zostać. A resztę składu powołałaby przejęta wcześniej przez PiS Krajowa Rada Sądownictwa.

Prof. Królikowski zgadza się z PiS, że można zakwestionować kwalifikacje moralne niektórych sędziów SN. Wymienia sędziego, „który do Sądu Najwyższego został powołany jeszcze przez Radę Państwa” – czyli peerelowski rząd (bo to rząd w PRL powoływał sędziów). Następnie sędziów, „którzy dobrowolnie w roku ’82 czy ’84 przyjmowali wysokie odznaczenia państwowe”. I sędzię, „która była I sekretarzem podstawowej organizacji partyjnej PZPR przy sądzie i była odpowiedzialna za raportowanie do KC PZPR o stosowaniu dekretu o stanie wojennym”.

Mnie te fakty nie wydają się przewinami – w końcu taki był wtedy rząd i takie prawo. Gdyby można im było wykazać niedochowanie niezawisłości w orzekaniu – to co innego. Za dyskwalifikujące uważam jednak łączenie funkcji sędziego z przynależnością partyjną (wtedy zresztą legalne, a PiS chce znieść konstytucyjny zakaz należenia sędziów i prokuratorów do partii). Ale każdemu przeszkadza co innego.

Prof. Królikowski proponuje rozwiązać „problem kadrowy” obniżeniem wielu stanu spoczynku do 65 lat. To, według szacunków, dotyczyłoby nawet połowy składu SN. O tym, kto mógłby pozostać, decydowałby prezydent.

Nie wydaje mi się, żeby taka zmiana reguł w trakcie sprawowania urzędu przez sędziego (dziś można orzekać do 70. roku życia) była zgodna z konstytucją. Niezgodność takiej praktyki z Konwencją Praw Człowieka orzekł zresztą Trybunał w Strasburgu w sprawie węgierskiego prezesa Sądu Najwyższego Andrasa Baki, którego Viktor Orbán pozbawił urzędu właśnie za pomocą obniżenia wieku emerytalnego.

Poza tym pozostawienie prezydentowi – a więc władzy wykonawczej – decyzji, który sędzia może orzekać do 70. roku życia, a który nie, też budzi wątpliwości co do zgodności z zasadą trójpodziału władz i niezawisłością sędziowską. Dziś zgodę na orzekanie po 70. roku życia wydaje KRS, w którym prezydent ma swojego przedstawiciela.

No i trzecie „ale”, już stricte polityczne: PiS zgodziłby się na taką propozycję prezydenta tylko pod warunkiem zawarcia nieformalnej umowy, że prezydent będzie się godził na dalsze orzekanie tylko tych sędziów, których wskaże partia rządząca. Tak więc ta propozycja jest tylko opakowaniem, w którym sprzedałoby się opinii publicznej ten sam, raz już zakwestionowany, produkt.

Izba Dyscyplinarna w Sądzie Najwyższym.
PiS chce, by sędziów do niej dobrał minister-prokurator generalny. I wskazał jej prezesa, który miałby autonomię wobec Pierwszego Prezesa SN, By jej sędziowie zarabiali o połowę więcej niż pozostali sędziowie SN, i nie zajmowali się niczym innym. A rzecznikiem dyscyplinarnym dla sędziów ma być wyznaczony przez ministra-prokuratora prokurator. Dziś w drugiej instancji sprawy dyscyplinarne także rozpatrują sędziowie SN, ale losowani do sprawy. Jest to ich dodatkowy obowiązek.

Prof. Królikowski akceptuje stworzenie Izby Dyscyplinarnej w SN, choć nie zgadza się na jej daleko posuniętą autonomię. Za niedopuszczalne konstytucyjnie uważa, by oskarżycielem dyscyplinarnym dla sędziów SN był prokurator, chociaż – i tu nie mogę zrozumieć, dlaczego – dopuszcza, by był nim dla sędziów sądów powszechnych.

W ramach uspołecznienia postępowania dyscyplinarnego proponuje wprowadzić do składów sądzących ławników ludowych. I to wydaje się do zaakceptowania. Nie wypowiada się natomiast na temat podniesienia sędziom dyscyplinarnym uposażeń, co – moim zdaniem – jest po prosu zwykłym korumpowaniem sędziów przez władzę wykonawczą.

Kasacja nadzwyczajna w imię sprawiedliwości.
To postulat PiS, ale też samego prezydenta Dudy: by istniał sposób na zmianę ostatecznego wyroku sądu po wyczerpaniu wszelkich możliwości odwołania, z kasacją do SN włącznie. Prof. Królikowski: „Wyobrażam sobie stworzenie co najmniej dwóch różnych narzędzi takiej apelacji nadzwyczajnej. Jednym z nich mógłby być rodzaj skargi nadzwyczajnej (…)”.

Szczerze mówiąc nie rozumiem, po co mnożyć instancje odwoławcze, skoro jednym z problemów polskiego wymiaru sprawiedliwości jest przewlekłość postępowań związana z aż trzema instancjami odwoławczymi: sąd I i II instancji, z możliwością uchylenia wyroku i przekazania sprawy do ponownego osądzenia, a potem jeszcze kasacja do SN. Wprowadzenie czwartej instancji odwoławczej tylko ten problem pogłębi. Tym bardziej że prawdopodobnie miałaby ona wymiar polityczny, jak w PRL. A to nie ma wiele wspólnego ze sprawiedliwością. Zresztą konstytucja wymaga tylko jednej instancji odwoławczej.

Prof. Królikowski: „Drugim narzędziem mogłoby być zwiększenie uprawnień Sądu Najwyższego do wydawania wyroków interpretacyjnych, w zakresie pożądanej wykładni prawa, w zgodzie z konstytucją. Byłby to jakiś rodzaj uczenia sądów powszechnych, jak interpretować obowiązujące prawo zgodnie z konstytucją, jak rozumieć przepisy, by maksymalizowały one ochronę wolności praw człowieka i obywatela”.

Jeśli dobrze rozumiem tę propozycję, to chodzi po prostu o to, by Sąd Najwyższy dostał to, o co zawsze zabiegał: prawo dawania powszechnie obowiązujące wykładni ustaw – nie abstrakcyjnie, ale przy okazji konkretnych casusów, które do niego trafią. Propozycja godna poparcia, szczególnie że dziś ani Trybunał Konstytucyjny, ani SN takiej kompetencji nie mają, a przydałaby się dla ujednolicania sądowego orzecznictwa.

Z drugiej jednak strony nie można abstrahować od czasów, w których żyjemy. Jeśli PiS przejmie kontrolę nad orzekaniem przez Sąd Najwyższy, to prawo SN do dawania powszechnie obowiązującej wykładni ustaw stanie się narzędziem do spacyfikowania do reszty kontroli konstytucyjności prawa.

Wybory do KRS.
Dziś sędziów do KRS wybierają sami sędziowie. PiS chce, żeby parlamentarzyści wybierali nie tylko – jak dziś – swoich przedstawicieli do KRS, ale także sędziów. Mieliby to robić spośród kandydatów zgłoszonych przez organizacje sędziów i prokuratorów. To w praktyce znaczy, że „słuszne” organizacje prokuratorskie i – ew. założone – sędziowskie mogłyby zgłaszać kandydatów wytypowanych przez partię rządzącą, co tworzyłoby układ zamknięty.

Prof. Królikowski to widzi i proponuje, by – jak chce PiS – sędziów wybierał Sejm, ale kandydatów zgłaszałyby „zgromadzenia wyborcze sędziów”, grupy obywateli lub samorządy zawodów prawniczych i stowarzyszenia sędziowskie. Pierwsza propozycja rzeczywiście daje szanse na wybór sędziów o autentycznym zaufaniu środowiska. Druga i trzecia mogą dać skutek ten sam co propozycja PiS, bo można zorganizować politycznie sterowaną grupę obywateli, której kandydatów wybiorą posłowie. Podobnie z kandydatami stowarzyszeń sędziowskich.

Dwie izby w KRS.
Prof. Królikowski konstytucyjnie wyklucza pomysł PiS wprowadzenia w KRS mechanizmu, dzięki któremu polityczna część Krajowej Rady Sądownictwa (przedstawiciele rządu, parlamentu i prezydenta) dominowałaby nad sędziowską. Ale dopuszcza podział KRS na dwie „izby”: sędziowską i polityczną. To – jak rozumiem – wynika z jego wiedzy politycznej: że trzeba iść na ustępstwa i skoro chcą mieć dwie izby – niech mają. Ale niech nie ma to znaczenia praktycznego.

Ja bym taki „kompromis” uznała raczej za psucie prawa w imię polityki. Tym bardziej że są wątpliwości, czy KRS może być dzielony na jakieś izby, skoro konstytucja o tym nie wspomina.

Jakie szanse u prezydenta miałyby propozycje prof. Królikowskiego?
W wywiadzie dla OKO.press profesor mówi: „Jedno zastrzeżenie: czym innym są moje poglądy w tej sprawie, mające charakter ściśle ekspercki, od tego, jakie rozwiązania są możliwe do przeprowadzenia. To, co teraz mówię, jest zgodne z moim poglądem naukowym. Ale to nie znaczy, że w procesie legislacyjnym, zagadnienia te nie poddają się niuansowaniu. Szczerze? Zawsze tak się dzieje”.

I dalej: „Niezależnie do tego, co mógłbym powiedzieć panu prezydentowi, jest on samodzielnym i wiodącym aktorem tej gry. (…) Mój głos mógłby być jedynie jednym z kilku elementów, jakie pan prezydent bierze pod uwagę”.

No i na koniec: o tym, jaki kształt w Sejmie przybrałyby prezydenckie projekty, i tak zdecyduje prezes Kaczyński.