Co uleczy sądownictwo? Nie politycy. Sędziowie i ich etos
Dostałam list od sędziego sądu rejonowego. List o arogancji władzy. Wcale nie pisowskiej. Władzy po prostu. List, który opisuje normalne, wynikające z natury ludzkiej mechanizmy rodzące patologie i dające populistycznym ugrupowaniom pretekst do działań niby-naprawczych, które demolują system.
Autor na wstępie dziękuje wszystkim, którzy wyszli na ulice w obronie niezależności sądów. Dalej pisze:
Jednak to, co wydaje się słuszne na poziomie idei, niekoniecznie przekłada się na praktykę. (…) Mam wrażenie, że system, w którym funkcjonuję od tych kilkunastu lat, nie różni się wiele lub wręcz wcale od tego, co chce nam zafundować (a raczej – już zafundował) minister sprawiedliwości. (…)
Od lat funkcjonujemy nie jako zgodne środowisko, lecz jako izolowane od siebie grupy, przy czym sędziowie sądów rejonowych, którzy przecież wykonują ogromną większość pracy orzeczniczej, są traktowani przez wyższe instancje nie jak partnerzy, którymi przecież są, ale jak podwładni – zwykle głupsi, mniej rozgarnięci i mniej zdolni. Założenie naszych przełożonych jest takie, że nasza praca orzecznicza jest prosta, niewymagająca głębokiej analizy przepisów prawnych i ich wykładni. Przejawem takiego nastawienia może być np. ocena pracy sędziów w moim sądzie przeprowadzona 2 lata temu, gdzie ani słowem nie wspomniano o orzekaniu przez nas w sprawach o wykroczenia, co zajmuje nam jako sędziom wydziału karnego od 1/4 do 1/3 czasu pracy i czasami jest skomplikowane. Oceniający uznał, że są to takie proste sprawy, że nie wymagają one od nas żadnego wysiłku i po prostu zignorował naszą pracę w tym zakresie. Pominę już to, że sporządzając ocenę, nie zamienił z żadnym sędzią ani jednego słowa. Nie spytał, jakie mamy problemy, nadzieje, ambicje, co nas boli, co cieszy – po prostu jak nam się pracuje. Po prostu wziął repertoria, sprawdził statystyki i na tej podstawie ocenił nas jako sędziów i ludzi. (…)
Obecnie najgorętszym tematem jest możliwość obsadzania sędziów funkcyjnych przez ministra sprawiedliwości. Moim zdaniem zmieni się podmiot powołujący, ale nie sposób. Dwukrotnie starałem się o funkcję prezesa w moim sądzie. Za pierwszym razem prezes Sądu Okręgowego negatywnie zaopiniował moją kandydaturę w Ministerstwie, ponieważ złożyłem ją „za późno” (mam to o dziwo na piśmie), choć przepisy nie przewidywały jakiegokolwiek terminu. Chodziło po prostu o to, że nie byłem „namaszczony” przez poprzedniego prezesa – nie pasowałem do układu. Za drugim razem okazało się, że moje poglądy są „zbyt kontrowersyjne” dla prezesa sądu okręgowego i nie mogę zostać prezesem – choć to także nie jest kategoria ustawowa. W żadnym z tych przypadków nie zadano sobie nawet odrobiny trudu, by choć pro forma zamienić ze mną parę słów i kulturalnie przekazać, że moja kandydatura jest nieakceptowalna. Po prostu mnie zignorowano. Zresztą podczas ostatnich wyborów prezesi sądu okręgowego i apelacyjnego przyjechali do nas, ponieważ przepisy wymagały wyrażenia opinii o ich kandydacie przez zebranie sędziów naszego Sądu. Przed głosowaniem poinformowano nas jednak, że niezależnie od tego, jaka ta opinia będzie, ich kandydat i tak zostanie prezesem. (…)
Parę dni temu pojawił się w mediach apel Stowarzyszenia [Iustitia], aby nie zajmować stanowisk po usuniętych przez ministra sędziach funkcyjnych. Narzucają się dwa pytania. Po pierwsze – czy jakikolwiek sędzia z takimi doświadczeniami jak ja posłucha takiego apelu. Jaki ma interes, aby zachować się lojalnie wobec tych, którzy wcześniej traktowali go jak śmiecia? I drugie – jak zachowa się Stowarzyszenie wobec swoich członków, którzy apelu nie posłuchają. (…) A poza tym – po „prezesowaniu” dostaje się awans do wyższej instancji, a to oznacza dożywotnią wyższą pensję, wyższy stan spoczynku, dodatkowe pieniądze za szkolenia sędziów, aplikantów itp. Można wówczas pozwolić sobie nawet na dyskomfort ostracyzmu przez niektórych kolegów.
Takie głosy, szczególnie z sądów rejonowych, pojawiają się często. Kilka lat temu Stowarzyszenie Iustitia przejęli właśnie sędziowie „liniowi” na fali buntu przeciwko temu, że środowisko reprezentowane jest przez sędziowski establishment, a interesy sędziów rejonowych są pomijane. Obecny wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, ten, który przygotowuje pisowską „reformę” sądownictwa, pochodzi właśnie z Iustiti. A PiS swoje pomysły na przejęcie sądów uzasadnia właśnie krzywdą sędziów rejonowych. Choć nie próbował nawet wyjaśnić, jak owe pomysły mogłyby naprawić tę krzywdę.
Krzywda jest. Ale nie jest jej winien system, tylko słabości ludzkiej natury: kumoterstwo, arogancja władzy (także sądowniczej), karierowiczostwo, pycha, pazerność itd. Cechy dla kondycji ludzkiej uniwersalne, dotykające wszystkich środowisk.
Jakie jest na to lekarstwo? Nie wymyślono nic lepszego niż ETOS środowiskowy. Czyli niepisany zespół reguł, których WYPADA przestrzegać, i świadomość rzeczy, KTÓRYCH SIĘ NIE ROBI, BO NIE WYPADA. Bez etosu nie będą działały najlepsze nawet kodeksy etyki zawodowej, bo one stosowane być muszą przez ludzi. Ludzi przywiązanych do etosu lub nie.
Nawet wymyślane w dobrej wierze systemy, które mają zobiektywizować sędziowskie awanse, nie będą działać, bo je też stosują ludzie. A im system bardziej mechaniczny, czyli „obiektywny” (np. liczba spraw rozpoczętych przez sędziego), tym bardziej krzywdzący dla sędziów.
Przepisy nie mogą też zakładać, że ludzie będą je stosować wyłącznie w dobrej wierze. Nawet gdyby minister-prokurator Zbigniew Ziobro był rycerzem bez zmazy, nie należałoby dawać mu takiej władzy nad obsadą kierownictwa sądów, jaką dostał. Władzy niekontrolowalnej, jednoosobowej.
Ministrowie przemijają, przepisy zostają. Za swojej kadencji minister sprawiedliwości Jarosław Gowin (wówczas PO) przygotował przepisy, które dawały ministrowi dostęp do sądowych akt. Projekt przejął po nim minister Cezary Grabarczyk. Zrobiłam z nim wtedy wywiad. Pytałam między innymi, czy podtrzymuje ten element projektu Gowina, bo może być niebezpieczny i dać ministrowi władzę nad sądzonymi sprawami. Dodałam, że przecież np. Zbigniew Ziobro może kiedyś zostać ministrem. Cezary Grabarczyk odpowiedział, że wierzy, iż minister sprawiedliwości, ktokolwiek by nim nie był, będzie korzystał z tych przepisów powściągliwie.
Potem ten przepis za naruszający zasadę trójpodziału władzy i niezależności sądów uznał Trybunał Konstytucyjny. Niestety, nie przyjrzał się innemu przepisowi, który także daje ministrowi dostęp do akt: przez administrowanie elektronicznymi zasobami sądów.
Reforma sądownictwa jest potrzebna i o tym sami sędziowie mówią od lat. Chociaż szkoda, że dopiero teraz pojawiają się pierwsze przygotowane przez sędziów projekty.
Ale to, rzec można, technikalia. Ani stosunków w samym sądownictwie, ani kultury sądzenia nie uleczy żaden akt prawny. Nie zależy to w najmniejszym stopniu od polityków. Tu cała odpowiedzialność spoczywa na sędziach. I zależy od tego, czy i jak będzie działał sędziowski etos.
Komentarze
„Ani stosunków w samym sądownictwie, ani kultury sądzenia nie uleczy żaden akt prawny. Nie zależy to w najmniejszym stopniu od polityków. Tu cała odpowiedzialność spoczywa na sędziach. I zależy od tego, czy i jak będzie działał sędziowski etos.”
Pozornie prawda. Lecz tak się w społeczeństwach składa, iż od władzy, ich preferencji oraz chęci zależy wiele. System może zachęcać do orzekania zgodnego z sumieniem i poczuciem sprawiedliwości, a może zniechęcać i tylko premiować orzeczenia zgodne ściśle z wytycznymi (przepisami martwej litery prawa).
O to będzie trudno. Kiedy odeszłam z sądu i zarzucałam, że prezes, wówczas Sądu Wojewódzkiego, mnie okłamywał co do daty mojego odejścia z sądu ( ja chciałam odejść z końcem września, a prezes opowiadał, że odejdę końcem roku, tylko ja o tym nie wiedziałam), usłyszałam od koleżanki, która była wcześniej sędzią: przeprosiłabyś S. i byłby spokój. Kto kogo powinien był wtedy przeprosić? Dlaczego koledzy mnie nie informowali, że ja mówię co innego i prezes co innego?
Sędziowie nie mają szacunku dla siebie, ale też nie mają szacunku dla stron i pełnomocników. Oczywiście nie zawsze, ale często. Jako ludzie mamy dużo do przepracowania.
Z ziemi ten etos nie wyrośnie
nie wiem, skąd to zdziwienie, skoro sędziowie z rejonów dokładnie tak samo potem oceniają asystentów…
Troche widzialem konkursow w roznych instytucjach i w zasadzie ‚etos’ to dosc naiwna kategoria. DOpoki przelozeni maja mozliwosc dobierania komisji egzaminacyjnej (czy mieli glos w tej komisji), beda wygrywali wlasciwi (i to nie tylko w Polsce). Jedynym rozwiazaniem sa losowania komisji egzaminujacej/oceniajacej kandydatow. I, gdzie to mozliwe, anonimowosc pisemnej (jesli taka jest), pierwszej czesci egzaminow. Aha i nadzor nad egzaminami, zeby nie wyciekaly.
Jeśli dobrze zrozumiałem, prawnik napisał, że nie dostał awansu, choć w jego własnym przekonaniu powinien był, więc system jest skorumpowany. Tego typu dziecinny pogląd paradoksalnie potwierdza zdrowie systemu, który potrafił odizolować niedojrzałych ludzi od władzy.
Zaś etos piękna rzecz, ja jednak wolę checks and balances, czyli mechanizmy równoważenia i wzajemnej kontroli srodowiskowej tak, aby nikt nie uzyskał nadmiernego wpływu na system a ludzie nawzajem patrzyli sobie na ręce. Tymczasem mamy dziś władzę bez odpowiedzialności i podległość niekontrolowanej władzy, co zawsze kończy się źle.
Proszę Pani! Teza wpisu, że etos wyleczy jest błędna. Opisane problemy sędziów sądów rejonowych są wspólne członkom różnych korporacji prawniczych. Sędzia wyraźnie napisał o braku wewnętrznej demokracji i brakach kultury osobistej władz sądowych. W mojej korporacji prawniczej analogiczna sytuacja wiąże się z brakiem procedur za pośrednictwem których mógłbym jako członek korporacji kwestionować administracyjne rozstrzygnięcia władz mojej korporacji. Jedyna procedura to jest procedura dyscyplinarna tj. bardzo teoretyczna możliwość wskazywania na naruszanie przez władze korporacji zasad etyki zawodowej. Należałoby też krytycznie ocenić orzecznictwo sądów rejonowych, to nie jest w ogóle wysokiej jakości orzecznictwo, podobnie jak w przypadku mojej korporacji z reguły nie ma mowy o wysokiej jakości profesjonalnej pracy pełnomocnika zwłaszcza w sprawach z urzędu. Sędziowski czy też korporacyjny etos nigdy nie zafunkcjonuje bez wewnętrznej demokracji, czyli faktycznej samorządności, a ta jest blokowana nie tylko przez mentalność, ale w pierwszej kolejności przez kształt przepisów ustrojowych korporacji prawniczych, które dają niekontrolowaną niczym władzę wszelkim korporacyjnym organom, a członkom korporacji odwrotnie – nie dają faktycznych narzędzi obrony swoich racji w sporach z władzami naszych korporacji.
Pisowskie ustawy „naprawiajace” polski system sadowniczy mozna przyrownac do rzeznika ktory wykonuje poczworne bypassy na chorym czlowieku i wmawia mu, ze to dla jego dobra.
A jednocześnie krytykuje Pani orzeczenie SN o zawieszeniu postępowania jako niewłaściwe ze względu na sytuację polityczną, orzeczenie będące de facto decyzją czysto proceduralną, jedyną właściwą ze względów procesowych w tym stanie faktycznym.
http://siedlecka.blog.polityka.pl/2017/08/01/nie-bedzie-sprawy-kaminskiego-beda-niezalezne-sady/
Rozumiem, że takie decyzje budzą złość, czy rozczarowanie. Że chcielibyśmy wszyscy, żeby SN powiedział coś wzniosłego i dowartościowującego nasze racje, przecież „walczymy” o niezależne sądownictwo. Problem w tym, że jeśli będziemy oczekiwali przekraczania kompetencji, czy granic, jakie stawiają przed organem sądowym przepisy proceduralne, nie za bardzo widzę, jak „nasza strona” jest tą dobrą. Kiedy dziwimy się, że Sąd Najwyższy przestrzega przepisów (ok, głupich czy nie, to nie jest przedmiotem rozważań teraz), to nie różni nas nic od Andrzeja Dudy, który od początku kadencji łamie przepisy ustawy zasadniczej. Pokazujemy tylko, że tak jak on, nie mamy szacunku do prawa.
Wiem, że kaliber nie ten, ale nie widzę za bardzo, jak można mieć „trochę” szacunek do prawa. 😛
List sędziego budzi moje mieszane uczucia. Jakoś nie przekonuje mnie jego bezstronność i niedocenianie przez innych. Ale sam sposób wyboru prezesów, ani istniejący ani przyjęty w ustawie nie jest dobry. Przeglądając rocznik Tygodnika Solidarność z 1981 roku, znalazłam ciekawy artykuł, a właściwie sprawozdanie z zebrania sędziów okręgu warszawskiego w listopadzie 1981 r w sprawie wyboru kandydatów na prezesa Sądu Wojewódzkiego w Warszawie. Było to pierwsze i chyba jedyne do tej pory wybory przez samorząd sędziowski kandydatów na prezesa. Prawo wysuwania kandydatów przysługiwało ministrowi sprawiedliwości, grupie przynajmniej 10 sędziów i organizacjom działającym na terenie sądów. Spośród kandydatów którzy uzyskali ponad 50% głosów minister miał dokonać ostatecznego wyboru. W tym konkretnym przypadku było 5 kandydatów, w tym 3 uzyskało ponad 50 % głosów. Wiadomo, za chwilę wprowadzono stan wojenny, wiec samorządność sędziowska nie trwała długo. Ale sam sposób wyboru prezesów wart zastanowienia. Jeżeli w Trybunale Konstytucyjnym i Sądzie Najwyższym to sędziowie wybierają kandydatów na prezesów i wybiera prezydent, to czemu nie zastosować podobnej procedury dla sądów powszechnych, z tym, że wybierać spośród 2-3 kandydatów mógłby minister.