Tortury? Sami chcieliście!

„Zawieziono mnie na »dołek«. Od 6 rano przez cały dzień (nawet przy czynnościach fizjologicznych) byłem skuty. Ani na chwilę nie zdjęto mi kajdanek. Usłyszałem, że o tej porze nie ma ani kolacji, ani wody. Ubłagałem pół butelki wody z kranu, przyniesionej w butelce, która stała w celi. Rano, kiedy prosiłem, by zaprowadzono mnie do WC, usłyszałem: »Lej do niej« – relacjonuje ksiądz. (…) Gdy wróciłem do celi, posprzątałem ją po poprzednim lokatorze i padłem jak nieżywy. Po krótkiej chwili nagle zapaliło się światło. Okazało się, że jestem pod »specjalnym nadzorem«. Stąd kamera, kajdanki, nawet przy przejściu na spacerniak, odizolowanie od innych, (…) budzenie światłem przez całą noc, co godzinę! Tak było przez pierwsze dwa tygodnie”. To fragment listu księdza Michała Olszewskiego, aresztowanego w śledztwie o defraudowaniu pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości. Opublikował go tygodnik „Sieci” pod tytułem „60 godzin piekła, czyli list ks. Olszewskiego z aresztu”.

„Tortury” – to najczęstszy komentarz do tego opisu po prawej – i nie tylko – stronie internetu. Oburzeni są wszyscy, premier Tusk zlecił natychmiastowe zbadanie sprawy ministrowi sprawiedliwości. Jedni twierdzą, że to celowe szykany rządu Tuska wymierzone w opozycję (Michał Olszewski był protegowanym Zbigniewa Ziobry), inni chcą wierzyć, że to zmyślone bajdy, prowokacja albo ustawka PiS, który chce obronić posła SP Marcina Romanowskiego przed wydaniem przez Sejm zgody na jego aresztowanie w sprawie nadużyć w Funduszu Sprawiedliwości.

Tymczasem czy tortury, czy ustawka – jakkolwiek to nazwać, jest to NORMALNE traktowanie, z jakim spotyka się osoba aresztowana. Choć to, że jest to NORMALNE, jest NIENORMALNE. A przynajmniej powinno być. Ale społeczeństwo, ze szczególnym udziałem polityków i zwolenników prawicy, od lat tego domaga się i oczekuje: zero tolerancji, podejrzany równa się winny, na proces powinien czekać za kratami, więzienie, to nie sanatorium, z przestępcami się nie cackać, na więziennictwo nie wydawać pieniędzy, warunki w więzieniach powinny być takie, żeby przestępcy bali się tam wracać, trzymać ich za kratami trzeba możliwie długo, a najlepiej nie wypuszczać, bo znowu coś wywiną.

Skuty? Dziś skuwa się rutynowo nawet handlującego bez zezwolenia pietruszką na ulicy. Tak na wszelki wypadek, bo nigdy nic nie wiadomo. Dopiero gdy Żandarmeria Wojskowa skuła żołnierzy, którzy nadużyli broni na granicy z Białorusią, podniosły się głosy, że po co skuwać, jeśli to niekonieczne.

Skuty przez przez cały dzień po zatrzymaniu? Także w toalecie? Drzwi toalety otwarte przy czynnościach fizjologicznych? Oczywiście, przecież przewożony był z miejsca na miejsce, przesłuchiwany to tu, to tam, mógłby uciec. Tym bardziej że brak funkcjonariuszy do pilnowania, brak karetek więziennych do przewożenia. A czynności fizjologiczne to doskonała okazja, żeby uciec, powiesić się lub pociąć.

Nie dawali pić? Pewnie. Jakby dawali, to chciałby sikać, trzeba by prowadzić do toalety, a nie ma komu, nie ma kiedy, nie ma gdzie.

Cela monitorowana? Izolacja? Oczywiście, w końcu to więzień politycznie wrażliwy, trzeba pilnować, żeby np. nie dokonał samouszkodzenia. I w ogóle gdyby mu się cokolwiek stało, to lepiej mieć nagrania, żeby się wybronić, że to nie wina służby więziennej czy policyjnej. Zapalanie co godzina światła w nocy? To samo: pilnowanie bezpieczeństwa osadzonego. Pełnego monitoringu w celach, nawet kącików sanitarnych (czasem to po prostu „kibel”, czyli kubeł na odchody opróżniany raz dziennie), opinia publiczna gremialnie domagała się w połowie lat 2000. po serii samobójstw osób skazanych w związku z zabójstwem gen. Papały.

Michał O. nie wspomina nic – może z poczucia wstydu – o osobistej kontroli z rozebraniem do naga, którą przy każdym wyjściu i powrocie do celi robi się więźniowi będącemu pod specjalnym nadzorem.

W tekście z 2018 r. opisałyśmy z Anna Dąbrowską, jak przez pół roku traktowano w areszcie byłego prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie, podejrzanego w sprawie defraudowania pieniędzy Centrum Zakupów dla Sądownictwa. Straty nieporównywalnie mniejsze niż w przypadku Funduszu Sprawiedliwości.

Gdyby – co nie daj Boże – księdzu O. umarła teraz najbliższa osoba, mógłby starać się o zgodę na udział w pogrzebie, ale „na pingwina”: skute ręce i nogi, a obok asysta w postaci funkcjonariuszy pod bronią.

Takiego traktowania podejrzanych i skazanych domaga się opinia publiczna. O takie traktowanie latami walczyli Zbigniew Ziobro, Jarosław Kaczyński, Mariusz Kamiński, Michał Wąsik. Dwóch ostatnich miało okazję przez dwa tygodnie posmakować więziennego chleba. W warunkach zarezerwowanych dla VIP-ów, a i tak nazwali je torturami.

Zbigniew Ziobro latami walczył, by nie patyczkować się z osobami grającymi na przewlekanie procesów sądowych. Wprowadzono prawo do skazania bez obecności, a nawet bez wiedzy podsądnego. W razie niestawiennictwa na przesłuchanie wprowadzono obowiązek dostarczenia sądowi zaświadczenia nie od lekarza, ale od specjalnie wyznaczonego do takich celów biegłego. Dziś Ziobro szykanami nazywa naleganie działającej według przepisów kpk komisji śledczej ds. Pegasusa, by nie przychodząc na przesłuchania, dostarczył takie zaświadczenie.

Czy to znaczy, że wszystko jest w porządku? Przeciwnie: wszystkie te środki bezpieczeństwa stosowane rutynowo, bez konieczności, bez uzasadnienia w konkretnej sytuacji – to okrutne traktowanie, zakazane tak w konstytucji, jak w międzynarodowych konwencjach o prawach człowieka. Same w sobie są dopuszczalne, ale jako ostateczność. Tymczasem stały się rutyną, i to na polityczne i społeczne zamówienie. Odmawiamy osobom, które złamały prawo lub są o to podejrzane, poszanowania ich godności – tej, która według konstytucji i konwencji jest „niezbywalna”. Uważamy, ze łamiąc prawo, sami jej się wyzbyli. Tak jak ci, którzy „nielegalnie forsują granicę”, sami się proszą o kulkę, o pogryzienie przez psy, okradzenie, wyrzucanie na mróz, na bagna, do lasu.

Właśnie teraz Sejm przygotowuje ustawę, w której funkcjonariusze służb policyjnych, granicznych i żołnierze BĘDĄ MIELI PRAWO NADUŻYWAĆ BRONI I ŚRODKÓW PRZYMUSU BEZPOŚREDNIEGO, jeśli poczują się zagrożeni. Po jej wejściu w życie jeśli np. funkcjonariusz, używając paralizatora, spowoduje śmierć, nie tylko nie dostanie zarzutów, ale nawet nie będzie można prowadzić przeciwko niemu postępowania w kierunku nadużycia środków przymusu, bo NADUŻYCIE NIE BĘDZIE PRZESTĘPSTWEM. Podobnie jak zastrzelenie „pokonującej siłowo granicę” kobiety i dziecka, bo przecież – jak mówiono na wtorkowym posiedzeniu komisji sejmowych pracujących nad projektem – „o piątej rano żołnierz nie może się zastanawiać, co ta osoba ma w kieszeni”. Ma prawo czuć się zagrożony, a „bezpieczeństwo granic jest najważniejsze” (licencja na zabijanie obowiązywać będzie na terenie całego kraju).

I społeczeństwo to nowe prawo popiera. I jest „murem za mundurem”. Pewnie także ta jego część, która żądała odpowiedzialności karnej za ostrzelanie przez wojsko izraelskie w Strefie Gazy samochodu, w którym zginęli wiozący pomoc humanitarną wolontariusze World Central Kitchen, w tym Polak Damian Soból. Izraelczycy tłumaczyli się tak samo: że nie mogą się zastanawiać, co tam wiozą w tym samochodzie. Tyle że to przynajmniej było w strefie objętej walkami.

Posłowie Suwerennej Polski poinformowali, że skierują skargę do Komitetu Przeciwko Torturom przy ONZ, bo relacja księdza Michała Olszewskiego jest „szokująca” i „mamy do czynienia z przestępstwem torturowania”. O torturach mówił Sebastian Kaleta, były wiceminister sprawiedliwości, resortu, który odrzucał wielokrotne monity Komitetu Przeciwko Torturom i innych międzynarodowych agend praw człowieka, a także RPO i działającego przy nim Mechanizmu Prewencji Tortur, aby Polska wprowadziła do kodeksu karnego przestępstwo tortur zgodnie z definicją ratyfikowanych przez nasz kraj oenzetowskiej i europejskiej konwencji. Przestępstwa do dziś nie wprowadzono.

Cóż, gdy torturują innych – nas nie boli.