Wymuszone zaostrzanie
W czasie gdy prokuratora przesłuchiwała wydanego z Niemiec Łukasza Ż., sprawcę śmiertelnego wypadku na Trasie Łazienkowskiej, ministrowie sprawiedliwości, spraw wewnętrznych i infrastruktury przedstawiali na konferencji prasowej propozycje zmian w prawie, by lepiej zapewniać bezpieczeństwo na drogach.
Od jakiegoś czasu za każdym drastycznym w skutkach wypadkiem drogowym, za którym stały brawura, alkohol, narkotyki czy łamanie zakazu prowadzenia pojazdów, rozlegało się powszechne wołanie o wprowadzenie nowego przestępstwa: „zabójstwa drogowego”. Bo chociaż wiadomo, że surowość kar nie wpływa na poziom przestępczości, a już na pewno nie tej, której powodem jest odurzenie, to publiczności odwet wydaje się zadośćuczynieniem.
Tym razem, na szczęście, obeszło się bez populizmu penalnego. Na szczęście, bo niedługo w kodeksie karnym nie będzie już czego podnosić. A skoro rzecz cała działa się w kontekście sprowadzenia do Polski Łukasza Ż., to warto sobie uświadomić, że według dziś obowiązującego prawa za to, co zrobił: złamanie sądowego zakazu prowadzenia pojazdów, drastyczne przekroczenie prędkości, nieudzielenie pomocy poszkodowanym, ucieczka z miejsca wypadku i – prawdopodobnie – kierowanie w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego, czym spowodował śmierć jednej osoby i uszkodzenia ciała trzech innych, grozi mu 20 lat więzienia. Nie wydaje się więc, żeby – przynajmniej racjonalnie oceniając sytuację – było to zagrożenie za niskie w stosunku do drastyczności czynu i jego skutków.
Jednak ministrowie mieli zadanie pokazać, że rząd Tuska dostrzega problem piratów drogowych i twardo się im przeciwstawia, broniąc bezpieczeństwa obywateli na drogach. A broniąc, czyni zadość społecznemu zapotrzebowaniu na podniesienie kar. Więc mają być podniesione: za wypadek ze skutkiem śmiertelnym spowodowany brawurą na drodze górna granica kary ma być podniesiona z ośmiu do dziesięciu lat. Czy to zniechęci do brawury? Wątpliwe. Ale ludziom się spodoba. Obniżona ma być też z 1 do 0,5 promila zawartość alkoholu we krwi, przy której sąd może skonfiskować samochód.
Zapowiedziano wyodrębnienie nowego przestępstwa, jakim ma być organizacja i udział w nielegalnych wyścigach. To może pozwolić na skuteczniejszą walkę z tym zjawiskiem, bo wprawdzie uczestników tych wyścigów można karać za wykroczenia drogowe i zabierać im czasowo prawo jazdy, ale organizatorom nic dziś zrobić nie można.
Dobrym pomysłem wydaje się stworzenie centralnej bazy osób z sądowym zakazem kierowania pojazdami, co może uniemożliwić im zatrudnianie się na stanowiskach wymagających takiego kierowania. Proponuje się też możliwość orzeczenia dożywotniego zakazu kierowania wobec osób, które łamią zakaz czasowy.
Minister infrastruktury zapowiedział też poprawę jakości dróg i edukacji społecznej w zakresie bezpieczeństwa na drodze – i słusznie.
Opinia publiczna może się czuć usatysfakcjonowana, bo prawo będzie zaostrzone. Tyle że ostrze tego prawa wycelowano przede wszystkim w nietrzeźwych kierowców, podczas gdy – jak zauważa prezes Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych Alter Ego Jan Popiel – są oni sprawcami 0,3 proc. wypadków w Polsce. W Unii ta średnia to 2,2, co znaczy, że polscy kierowcy są wyjątkowo trzeźwi. A najczęstszą przyczyną wypadków u nas jest nieustąpienie pierwszeństwa.
Komentarze
Świetnie, że pojawia się publicznie głos, że nie alkohol jest główną przyczyną wypadków drogowych. Zawsze informacja, ile wypadków spowodowali trzeźwi jest w mediach ukrywana. Skupienie na nietrzeźwych pewnie jest tematem dla psychologów społecznych, ale dla większości użytkowników dróg, pragnących bezpiecznie się przemieszczać, mniej istotna niż to, co wyprawiają na nich trzeźwi. Jeżdżę 2 godziny dziennie i nie ma dnia, abym nie spotkał się z ostentacyjnym naruszaniem przepisów; nie ma tygodnia bez wypadków, nierzadko w tych samych miejscach. Niedawno pojawił się na mojej trasie banner promujący jazdę po trzeźwemu. Ale jak żyję (60+), nie widziałem bannera promującego jazdę zgodną z przepisami. Chyba najwyższy czas zająć się potencjalnymi sprawcami 99,7 proc. wypadków. Tylko jak namówić na to polityków – przecież te 99,7 proc to ich wyborcy.
Najostrzejsze przepisa sa nic nie warte jesli sie ich nie egzekwuje
Może się mylę a zatem proszę mi to wytłumaczyć. Wydaje mi się że jedną z najistotniejszych przyczyn wielu wypadków jest jak to określam niedojrzałość większości użytkowników dróg w naszym kraju. Mieszkam obecnie w USA z przerwami spędziłem tu ponad 40 lat, drugie 36 z przerwami w Polsce. Wydaje mi się że patrząc na nagłą zmianę materialną (bogacenie) nastąpił ogromny przyrost ilości pojazdów wśród polskiego społeczeństwa kompletnie nie przygotowanego na taką zmianę. Nastąpiło zachłyśnięcie się posiadaniem auta, (plus przysłowiowa polska fantazja ułańska).
Doświadczenie i obserwacja tutaj w Kalifornii mówi mi, że tradycja posiadania i obycia z samochodem jest nagminna. Już od dziecka. Przecież tutaj praktycznie nie niema „szkół nauki jazdy”, idziesz do „wydziału komunikacji” DMV zdajesz test i jazdę i po herbacie. Na potwierdzenie tej tezy mam tutejszą statystykę. Ostatnio nastąpił znaczny wzrost wypadków drogowych spowodowanych przez osoby pochodzenia latynoskiego (imigranci) również bez tradycji posiadania auta od pokoleń. Proszę o ewentualny komentarz.