Rozpada się państwo PiS

A właściwie państwo Jarosława Kaczyńskiego i jego ludzi, bo PiS i Kaczyński to już nie są synonimy.

Właśnie wykreowany i pomazany przez Kaczyńskiego na prezydenta Andrzej Duda wypowiedział mu posłuszeństwo w sprawie „piątki dla zwierząt”: zapowiedział, że ustawy nie podpisze. Wcześniej posłuszeństwo w sprawie „piątki” wypowiedział mu własny klub. I marszałek Sejmu Elżbieta Witek, bo „piątki”, która wróciła z Senatu, nie wpisuje do harmonogramu obrad. Jeśli Sejm nie zajmie się ustawą, będzie „non est”, jak mawia prezes. Jego ustawę uśmiercili jego ludzie. A przy okazji stracił większość w Sejmie, bo jednych z klubu wyrzucił, a lojalności innych nie może być już pewny. Straszak nieumieszczenia na liście wyborczej już tak nie działa, bo żadne ugrupowanie nie rządziło w Polsce trzy kadencje z rzędu, i posłowie to wiedzą.

Najbardziej spektakularny bunt to bunt resortu spraw wewnętrznych pod wodzą zaufanego człowieka prezesa: Mariusza Kamińskiego. W odpowiedzi na twierdzenia polityków PiS, że zamieszki 11 listopada wywołali prowokatorzy – m.in. dyżurna w takich przypadkach Antifa – i że eskalacja zamieszek jest winą brutalności policji, MSWiA opublikowało nagrania z monitoringu pokazujące „rzeczywisty obraz sytuacji”. Rzeczywisty, czyli ten, który przedstawiają politycy PiS, nie jest prawdziwy. W dodatku policjanci złapali chuligana, który wrzucił racę do mieszkania na trasie Marszu Niepodległości, i ogłosili, że nie jest z Antify, że to rasowy polski kibol.

MSWiA i policja zadają więc kłam partii rządzącej. Państwo PiS, które opiera się na rozdawnictwie i organach ścigania, doznaje buntu organów ścigania. A rozdawnictwo się skończyło: premier wstrzymał druk ustawy zwanej tarczą antycovidową, bo przez pomyłkę PiS zagłosował na podwyżki dla pracowników służby zdrowia zajmujących się pandemią. Można by w tym miejscu puścić wyprodukowany przez „Wiadomości” TVP i emitowany przy każdej okazji mem z ministrem finansów Rostowskim: „pieniędzy nie ma i nie będzie”.

Ten mem przyda się jeszcze z okazji zapowiedzi zawetowania przez polski rząd unijnego budżetu, jeśli będzie powiązany z ochroną praworządności. I może się okazać, że po prezydencie, posłach, marszałku Sejmu i policji przeciw prezesowi (to on pierwszy zapowiedział weto) i tym politykom PiS, którzy jeszcze przy nim stoją, zbuntują się wyborcy. Bo właściwie w imię czego mają walczyć o „praworządność” à la PiS? Minęło pięć lat tej praworządności i gdzie są owoce? Gdzie działające sprawniej prokuratura i sądy? Nie ma. Jest „kasta” pociągana do odpowiedzialności za koszulki z napisem „KonsTYtucJA”. I Trybunał Przyłębskiej zakazujący aborcji z wyjątkiem przypadku zagrożenia życia kobiety. Czy obrona prawa do takiej praworządności warta jest weta i jego konsekwencji? Znacząca część wyborców PiS może uznać, że nie.

Tym bardziej że wspomnianym wyrokiem antyaborcyjnym mogą być rozczarowani i ci, którzy dążyli do zakazu aborcji, i ci, którym odpowiadał „kompromis”. Jedni kompromis stracili, a drudzy nie zyskali zakazu aborcji, bo wyrok nie jest opublikowany. A do tego wyrok, który – nikt nie ma tu wątpliwości – zapadł akurat teraz z inicjatywy prezesa Kaczyńskiego, wywołał masowy sprzeciw, co może się w przyszłości skończyć złagodzeniem lub zniesieniem przepisów antyaborcyjnych.

Przeciw prezesowi i jego ludziom zbuntowała się armia narodowców: po wyroku antyaborcyjnym nie poszli na wezwanie prezesa bronić kościołów. Mają matki, siostry, partnerki i też im się wyrok nie podobał. Wypowiedzieli też posłuszeństwo zblatowanym z PiS organizatorom Marszu Niepodległości – i „dymili”, co się zowie.

Zbuntował się wiceprezes PiS Antoni Macierewicz, który wyraźnie ma nadzieję stanąć na czele narodowego kibolstwa jako konkurencji dla PiS i Konfederacji. Gdy ulice Warszawy jeszcze dymiły, wygłosił – w towarzystwie dwóch bliżej nieznanych młodych mężczyzn – oświadczenie, że to był „wspaniały marsz”, a policja „strzelała do ludzi” zamiast do Antify.

A wszystko to dzieje się w szalejącej pandemii, nad którą władza panuje tylko o tyle, o ile manipuluje statystykami i liczbą wykonywanych testów. Co do testów obowiązuje zasada: stłucz pan termometr, a gorączki nie będzie. A nad statystykami rząd nie panuje, skoro korzysta z opracowań maturzysty. Sam nie stworzył systemu gromadzenia i opracowywania danych o pandemii, co mogłoby ułatwić planowanie walki z covidem. Wciąż ogłasza natomiast, ile ma wolnych respiratorów, podczas gdy brakuje tlenu.

Wszystkie opisane zjawiska – łącznie z eskalacją pandemii, do której odparcia rząd się nie przygotował – sprowokował sam PiS, a więc prezes, a obecnie wicepremier Jarosław Kaczyński. Prawdopodobnie miał jakieś kalkulacje polityczne dotyczące zaspokojenia lub pacyfikacji koalicjantów: partii Ziobry i Gowina. A może tylko chciał wywołać wszechogarniający bałagan, w którym nie da się znaleźć winnych?

O cokolwiek by chodziło, rozpad państwa PiS staje się faktem. W 2016 r. oglądaliśmy upadek narodowej dumy: stadniny koni w Janowie Podlaskim. To była metafora państwa PiS, która dziś staje się rzeczywistością.