Państwo PiS kontra mecenas Giertych

Rozpoczęła się prawna wojna pomiędzy państwem PiS a Romanem Giertychem. Jest ostro, a może być jeszcze ostrzej.

Na razie prokuratura sromotnie przegrała pierwsze starcie: sąd – sędzia Renata Żurowska z Sądu Rejonowego Poznań Stare Miasto – uznał, że dowody przedstawione wraz z wnioskiem o areszt tymczasowy dla biznesmena Ryszarda Krauzego i dziesięciu osób współpodejrzanych z Romanem Giertychem nie uprawdopodobniają zaistnienia przestępstwa. Czyli albo przestępstwa nie było, albo prokuratura działa nieudolnie. Albo jedno i drugie. Jeśli nie ma dowodów na przestępstwo klientów Romana Giertycha, to tym bardziej nie ma dowodów na jego przestępstwo, skoro miał im jako prawnik ułatwiać machlojki finansowe (na „co najmniej” 90 mln, podobno).

Prokuratura zatrzymała Giertycha pokazowo: w środku dnia, na schodach sądu. Został skuty jak 13 lat wcześniej doktor G. Nawet gdyby okazał się na koniec winny, to zatrzymanie może być uznane za nadużycie władzy przez prokuraturę. Nie trzyma bowiem standardu niezbędności i stosowania środków najmniej dolegliwych wystarczających dla osiągnięcia celu. A także standardu działania z poszanowaniem godności. Za to Giertych mógłby się domagać pokaźnego odszkodowania, bo działania prokuratury godzą w jego renomę jako adwokata.

W dodatku co najmniej narażono tajemnicę adwokacką i obrończą chroniącą wszystkich jego klientów, w tym polityków opozycji, np. Donalda Tuska, przeszukując, bez kontroli zainteresowanego i przedstawiciela samorządu adwokackiego, jego kancelarię i mieszkania. Wreszcie postawiono mu zarzuty w sytuacji, gdy nie ma pewności, czy był w stanie je usłyszeć, zrozumieć i ustosunkować się do nich. Już sam brak pewności powinien w praworządnym państwie powstrzymać prokuraturę od odczytywania zarzutów do – jak opisał jego obrońca – „pleców” leżącego na szpitalnym łóżku milczącego Giertycha.

Ponieważ lekarze wykluczyli możliwość zastosowania aresztu, prokuratura wymierzyła inny cios: zakaz prowadzenia działalności adwokackiej. I drobne 5 mln zł zabezpieczenia, że nie ucieknie i nie będzie się ukrywał. Nie wiadomo, jak zakaz wykonywania zawodu ma się do zabezpieczenia interesu śledztwa. Uniemożliwienie wykonywania zawodu, a zatem zdobywania środków utrzymania, w połączeniu z gigantyczną kaucją jest niczym innym jak represją.

Postawienie zarzutów osobie, której przytomność jest wątpliwa, może być uznane za nieskuteczne. Sankcje – za nadmiarowe i nieusprawiedliwione koniecznością. Zweryfikuje to sąd, do którego obrońca Giertycha adw. Jakub Wende się odwoła. Tu znowu przypomina się historia sprzed 13 lat, gdy prokuratura Zbigniewa Ziobry zatrzymała b. ministra spraw wewnętrznych w rządzie PiS Janusza Kaczmarka, b. Komendanta Głównego Policji Konrada Kornatowskiego i szefa PZU Jaromira Netzela pod zarzutem utrudniania śledztwa w sprawie rzekomego przecieku do Andrzeja Leppera o szykowanej na niego przez CBA prowokacji (źródłem przecieku miał być Ryszard Krauze). Wtedy sąd uznał zatrzymania za bezzasadne. Cała sprawa zresztą zakończyła się umorzeniem: przecieku nie było. A Lepper wziąć łapówki po prostu nie chciał. Ale cały spektakl potrzebny był władzy, żeby przykryć tę nieudaną prowokację i przekonać opinię publiczną o słuszności pozbycia się lidera Samoobrony z rządu.

Zobaczymy, jak tym razem sąd oceni słuszność i przebieg zatrzymania Romana Giertycha. I nałożone na niego przez prokuraturę sankcje. Ale można się zastanowić, po co ta teatralność, to rozdęcie całej sprawy? Sam Giertych uważa, że chodzi o „przykrycie” szalejącej pandemii. Jego kolega adwokat Maciej Dubois zwraca uwagę, że zatrzymanie uniemożliwiło zapowiedziane na dzień następny przedstawienie przez Giertycha – obrońcy biznesmena Leszka Czarneckiego – dowodów na polityczne naciski w śledztwie: „Dokumenty, jakie znalazł Roman, pokazują nieprzyjemne dla władzy kulisy tej sprawy, zmowę mającą na celu zdyskredytowanie niewygodnego biznesmena, a także pozbawienie go przez państwo jego dorobku życiowego, finansowego”. O co chodziło? Przypomina się afera KNF, gdy Marek Chrzanowski szantażował Czarneckiego przejęciem jego banku „za złotówkę”. A jednocześnie PiS przygotowywał w Sejmie przepisy, które to umożliwią. Czarnecki nagrał rozmowę z Chrzanowskim, a potem razem poszli do szefa NBP Adama Glapińskiego. Kiedy afera wybuchła (Giertych w imieniu Czarneckiego złożył w prokuraturze doniesienie o przestępstwie), wszyscy się zastanawiali, czy Czarnecki nagrał też Glapińskiego. Jeśli tak, to Giertych mógł mieć to nagranie. I trzymać je w domu, mieszkaniu lub kancelarii, które przeszukały przy jego zatrzymaniu CBA i prokuratura.

Prokuratura przegrała sprawę o areszt dla 11 współoskarżonych Giertycha. Ale ma jeszcze amunicję: konfiskatę rozszerzoną. Może np. Ryszardowi Krauzemu skonfiskować przedsiębiorstwa, które – według stawianych mu zarzutów – służyły do popełnienia przestępstwa. Takie przedsiębiorstwa zostaną wzięte w zarząd na czas śledztwa. A śledztwo może trwać tak długo jak rządy PiS – albo dużo dłużej. PiS dał prokuraturze prawo do takiej konfiskaty w 2017 r. Prokuratura może też tymczasowo aresztować majątek Giertycha. Do jednego i drugiego musi tylko znaleźć chętnego sędziego.

Można się spodziewać, że Giertych nie poprzestanie na środkach prawnych w ramach prawa do obrony i wyciągnie swoje atuty. Może taśmy, może dokumenty – cokolwiek miało być dowodami, które zapowiadał w sprawie Czarneckiego. Wtedy prokuratura może przejąć (w ramach konfiskaty rozszerzonej) bank Czarneckiego. Już nie „za złotówkę”, ale za darmo.

Ale może być też tak, że cała sprawa ucichnie, bo wszyscy się nawzajem zaszachują.