Sędzia Biliński będzie odsunięty

Sędzia Łukasz Biliński, który zasłynął z powoływania się na konstytucję w licznych orzeczeniach dotyczących obywatelskich protestów, ma trafić do wydziału rodzinnego. – Odbieram to jako szykanę związaną z moim orzecznictwem – mówi.

W Sądzie Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia likwidowany jest wydział zajmujący się wykroczeniami, w którym orzeka sędzia Biliński. Przyłączany jest do wydziału karnego. Ale sędzia Biliński jako jedyny ma być przeniesiony do wydziału rodzinnego. Tako decyzja prezesa sądu Macieja Mitery, rzecznika neoKRS.

Potwierdzam, że dziś prezes sądu wysłał wniosek do Kolegium Sądu Okręgowego o przeniesienie mnie, bez mojej zgody, do wydziału rodzinnego – mówi. – Z wydziału rodzinnego przenoszą koleżankę do wydziału cywilnego, chociaż ona wcale tego nie chce. Ja już dużo wcześniej zabiegałem o przeniesienie mnie do wydziału karnego, z tego powodu podnosiłem kwalifikacje zawodowe, studiując w latach 2017-18 prawo karne gospodarcze. Prezes dał mi na to pozwolenie i obiecał, że mój wniosek będzie ponownie rozpatrzony w przypadku likwidacji wydziału wykroczeniowego. Z tego punktu widzenia przenoszenie akurat mnie do wydziału rodzinnego nie ma żadnego sensu.

Sędzia Biliński to jeden z najsłynniejszych sędziów „niepokornych”. Sądził bodaj kilkaset spraw o uliczne protesty, kontrmiesięcznice, umieszczanie krytycznych wobec władzy napisów świetlnych i innych. Był prekursorem powoływania się w sprawach wykroczeniowych na konstytucję, Europejską Konwencję Praw Człowieka, Kartę Praw Podstawowych UE. Przecierał drogę wielu sędziom, ośmielając ich do stosowania konstytucji w orzekaniu.

Jego orzeczenia przeszły już do historii. Jednocześnie nigdy nie chodził na żadne protesty, nie wypowiadał się publicznie i dbał, by jego orzeczenia były niezwykle drobiazgowo uzasadnione. To on orzekł, że kontrmiesięcznice Obywateli RP nie były blokowaniem legalnego zgromadzenia, bo miesięcznice smoleńskie nie były – w myśl ustawy – zgromadzeniami publicznymi. A to dlatego, że nie były otwarte dla nieograniczonej liczby osób. Przeciwnie, władza dopuszczała tylko wyselekcjonowane osoby i odgradzała się barierkami. To sędzia Biliński pierwszy – albo jako jeden z pierwszych – orzekł w sprawach o wykroczenia, że obrona konstytucji i zawartych w niej praw nie może być uznana za społecznie szkodliwą, a więc nie jest wykroczeniem.

Władza nie znalazła pretekstu do postępowania dyscyplinarnego, jakie co i raz wytacza sędziom orzekającym nie po jej myśli i uczestniczącym w rozmaitych obywatelskich aktywnościach, jak pikiety pod sądami w obronie ich niezależności, edukacja prawna w ramach Tygodnia Konstytucyjnego w szkołach czy edukacyjne symulacje rozpraw, np. na Przystanku Woodstock. Bądź za publiczne i krytyczne wobec władz wypowiedzi.

Przenoszenie sędziego bez zgody jest formą szykany znaną jeszcze z PRL. Dlatego konstytucja (z wyjątkami) gwarantuje sędziom nieprzenaszalność. W tej chwili przenoszenie dzieje się na dużą skalę – w związku z zainicjowanym przez Ministerstwo Sprawiedliwości łączeniem wydziałów karnych w sądach i likwidacją wydziałów penitencjarnych (kontrolujących przestrzeganie praw skazanych). Kwestia oceny, na ile jest to zwykła reorganizacja (jej uzasadnienie, jak chodzi o usprawnienie pracy, jest wątpliwe), a na ile pretekst do szykanowania niewygodnych sędziów.

PiS dwa lata temu poszerzył możliwość przenoszenia bez zgody, tworząc nową podstawę do niego: „zmianę zakresu obowiązków” sędziego przez prezesa sądu. I odbierając sędziom prawo odwołania się od decyzji o przeniesieniu do sądu apelacyjnego. Teraz jedyną możliwością odwołania jest obsadzona przez PiS neo-KRS.

Pierwszą ofiarą nowego przepisu o „zmianie zakresu obowiązku” padł inny znany sędzia, były rzecznik KRS Waldemar Żurek. Nazywana „koleżanką Ziobry” nowa prezeska Sądu Okręgowego w Krakowie Dagmara Pawełczyk-Woicka przeniosła go z wydziału odwoławczego do pierwszoinstancyjnego, gdy tylko przepis wszedł w życie. Sędzia Żurek odwołał się do neo-KRS, w której zasiada Pawełczyk-Woicka. Jego odwołanie odrzucono. Pisowskie prawo nie przewidziało dalszej drogi odwoławczej, ale na zasadzie konstytucyjnego prawa do sądu sędzia Żurek odwołał się do Izby Pracy Sądu Najwyższego. Ta, niestety, przekazała sprawę do obsadzonej przez neo-KRS Izby Kontroli Nadzwyczajnej. Tam skarga sędziego została odrzucona. Na tle tej sprawy sędziowie Izby Pracy SN (Dariusz Dończyk, Jacek Gudowski, Wojciech Katner, Agnieszka Piotrowska, Karol Weitz, Mirosława Wysocka, Dariusz Zawistowski) zadali niedawno pytania prejudycjalne Trybunałowi Sprawiedliwości UE o legalność powołania sędziów do Izby Kontroli Nadzwyczajnej: przez neo-KRS, której powołanie jest wątpliwe, i nominowanych przez prezydenta Andrzeja Dudę, mimo że NSA nakazał wstrzymanie nominacji.

Sędzia Łukasz Biliński zapowiada, że pójdzie w ślady sędziego Żurka.

Cała historia dzieje się dzień przed rozprawą w TSUE w sprawie pytań sędziów prześladowanych dyscyplinarnie za orzeczenia: sędzi Ewy Maciejewskiej z Łodzi i sędziego Igora Tulei z Warszawy, dotyczących zgodności z unijnymi standardami prawa do niezawisłego sądu pisowskich przepisów dyscyplinarnych. I na niecały tydzień przed wyrokiem TSUE w sprawie posłania sędziów SN na wcześniejszą emeryturę. A także na dziewięć dni przed ogłoszeniem opinii Rzecznika Generalnego TSUE w sprawie legalności powołania KRS. Informacja o szykanach, które spotkały jednego z najbardziej znanych sędziów, którzy wydają wyroki nie pomyśli władzy, może nie być bez wpływu na ocenę stanu praworządności w Polsce i intencji polskich władz.