Kolej na sądy administracyjne?

Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, sądy powszechne – wszystkie doczekały się już „dobrej zmiany”. Przynajmniej ustawowej. A sądownictwo administracyjne jakoś „dobra zmiana” omija.

Aż dziw bierze, bo to ono sądzi spory obywateli z władzą – tą lokalną i tą centralną, tam, gdzie chodzi o decyzje administracyjne. Na przykład decyzje ministra czy wojewody. Właśnie władza PiS przegrała siedem spraw przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Gdańsku. Sąd uchylił tzw. zarządzenie zastępcze wojewody, który – wbrew władzom samorządowym – „zdekomunizował” siedem gdańskich ulic. W tym ul. Dąbrowszczaków, którą przechrzcił na Lecha Kaczyńskiego. Sędziowie Jacek Hyla (delegowany z Naczelnego Sądu Administracyjnego) i Alina Dominiak orzekli, że jeśli wojewoda ingeruje w dziedziny, które ustawowo i konstytucyjnie należą do samorządu lokalnego – a taką jest nadawanie nazw ulicom – to musi to być ingerencja uzasadniona, konieczna i proporcjonalna do usprawiedliwionego społecznie celu. A tak w tym przypadku nie było. Wojewoda zapewne odwoła się do NSA.

Mało prawdopodobne, by PiS odpuścił sobie „dobrą zmianę” w sądach administracyjnych. To, że wszyscy – w tym sędziowie tych sądów – się jej spodziewają, wisi jak miecz Damoklesa. I może wywoływać tzw. efekt mrożący u sędziów: lepiej z władzą nie zadzierać, bo przyjdzie „dobra zmiana”.

Orzecznictwo NSA w sprawach ważnych dla władzy można oceniać właśnie w kategoriach takiego „efektu mrożącego”. Na przykład o ile WSA w Warszawie wstrzymał wykonanie zarządzenia ministra kultury Piotra Glińskiego o połączeniu muzeów Westerplatte i II Wojny Światowej (to był pretekst do zmiany kierownictwa Muzeum II Wojny), o tyle NSA uchylił to wstrzymanie, uznając, że zarządzenie ministra to akt wewnętrzy, którego sądy administracyjne w ogóle nie mogą oceniać. Czyli zszedł z linii strzału. To samo było w sprawie zarządzenia ministra środowiska Jana Szyszki w sprawie wycinki Puszczy Białowieskiej: akt wewnętrzny, nie podlega kontroli. Pomijając już cały kontekst polityczny obu spraw, to po prostu niebezpieczne, jeśli sąd sam zawęża swoją kontrolę nad władzą wykonawczą. To nie tylko samoubezwłasnowolnienie. To rozstrzygnięcie mające daleko idące konsekwencje dla państwa – część aktów władzy wykonawczej nie podlega w ogóle jakiejkolwiek zewnętrznej, niezależnej kontroli.

Po wyroku WSA w Gdańsku do NSA trafi kolejna wrażliwa dla PiS sprawa: dekomunizacja ulic. A tak naprawdę podziału władzy pomiędzy samorządową (jeszcze przez PiS nieprzejętą) a centralną. I zakres kontroli władzy centralnej nad samorządową.

A sędziowie NSA czekają: przyjdzie do nich „dobra zmiana” czy nie?

Już częściowo ich dopadła: jak obliczył portal OKO.press, 22 na 105 sędziów orzekających dziś w NSA osiągnęło lub w najbliższym czasie osiągnie nowy, obniżony wiek spoczynku. Sędziowie NSA, którzy nie tak dawno zdali sobie sprawę, że nowa ustawa o Sądzie Najwyższym w kwestii wieku emerytalnego dotyczy także ich, nie wiedzą, jak się zachować: prosić prezydenta – a więc przedstawiciela władzy wykonawczej – by pozwolił im orzekać dalej, czy nie prosić, uznając, że przepis, który ich do tego zmusza, jest sprzeczny z zasadą niezależności sądów i niezawiłości sędziów.

Wszelkie możliwe ciała – od Komisji Weneckiej, OBWE, Komisji Europejskiej, przez Sąd Najwyższy, KRS sprzed „dobrej zmiany”, samorządy zawodów prawniczych, organizacje sędziowskie polskie i międzynarodowe, organizacje pozarządowe zajmujące się kwestiami państwa prawa i praw człowieka, po sejmowych i senackich ekspertów Biura Legislacyjnego – wszystkie stwierdziły, że pisowskie „reformy” sądownictwa łamią standardy państwa prawa.

Ale sędziowie NSA się zastanawiają. A w sekretariacie NSA leżą – dla chętnych – druki do wypełnienia, gdyby ktoś zdecydował się wystąpić do prezydenta o pozwolenie na orzekanie. Jak się dowiedziałam, druk sformułowano tak, by nie urazić godności sędziego, który chciałby go złożyć. Kancelaria prezydenta podobno daje nieoficjalne sygnały, że śmiało mogą te wnioski składać – nie będą odrzucane. Tylko jeśli je złożą, wezmą tym samym udział w niekonstytucyjnym procederze. Podobnie jak Pierwsza Prezes SN Małgorzata Gersdorf, jeśli zwoła posiedzenie niekonstytucyjnie obsadzonej KRS.

W nowy wiek stanu spoczynku wejdzie też urzędujący prezes NSA Marek Zirk-Sadowski. Swojego czasu, jako p.o. prezesa, długo czekał na nominację prezydenta Andrzeja Dudy, bo poprzedni – Roman Hauser – został wybrany do Trybunału Konstytucyjnego i jest wśród tych sędziów, których do dziś prezydent Duda nie zaprzysiągł, zaprzysięgając na ich miejsca dublerów.

Być może sędziowie czekają, co zrobi prezes Zirk-Sadowski. Jaki wyznaczy standard?

A prezes Zirk-Sadowski w sprawie „reformy” wymiaru sprawiedliwości prezentuje postawę niekonfrontacyjną wobec władzy wykonawczej. W odróżnieniu od prezes Gersdorf nie wypowiada się publicznie na ich temat. NSA nie sporządzał żadnych opinii na temat projektów ustaw dotyczących sądownictwa. A prezes Zirk-Sadowski został w grudniu utrwalony w materiale „Faktów” TVN, jak stoi z kieliszkiem w ręku, gawędząc z Jarosławem Kaczyńskim podczas „lampki szampana”, jaką PiS zorganizował w Sejmie z okazji uzyskania – w grudniu zeszłego roku – wotum zaufania dla rządu Mateusza Morawieckiego. Tłumaczył potem, że to był przypadek, po prostu szedł w kuluarach Sejmu i natknął się na świętujących. Może wykorzystał ten przypadek do wysondowania, czy szykuje się „dobra zmiana” także w NSA?

Być może to, iż ona do tej pory nie nastąpiła, sądownictwo administracyjne zawdzięcza właśnie prezesowi Zirk-Sadowskiemu i jego niekonfrontacyjnej postawie. Gorzej, jeśli ta niekonfrontacyjna postawa przenosi się na orzecznictwo sądu w postaci unikania drażnienia władzy.

PiS nie odpuści sobie sądów administracyjnych. Tam też będzie „dobra zmiana”, wcześniej czy później. Pytanie, czy wezmą ją na siebie sędziowie, nie narażając się orzecznictwem, czy też PiS będzie jej musiał dokonać – jak w Sądzie Najwyższym czy KRS – własnymi rękami.