Nie oddawajmy państwa prawa walkowerem

Wpół do trzeciej nad ranem PiS uchwalił w Senacie, bez poprawek, ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i o ustroju sądów powszechnych. To znaczy, że nie wracają one już do Sejmu, ale trafiają do podpisu na biurko prezydenta Andrzeja Dudy.

Te ustawy, i czekająca w Sejmie ustawa o Sądzie Najwyższym, kończą dzieło likwidacji niezależnej władzy sądowniczej. Proces przebiegał według logicznego planu. PiS zaczął od przejęcia Trybunału Konstytucyjnego, żeby zlikwidować możliwość eliminowania z systemu prawnego sprzecznego z konstytucją prawa, jakie zamierza uchwalać.

Potem przyszła kolej na Krajową Radę Sądownictwa, czyli ciało, które – w drodze konkursów – decyduje o tym, kto może zostać sędzią, a który sędzia może awansować. Nowa ustawa przerywa kadencję obecnej Krajowej Rady, więc za chwilę, gdy wejdzie w życie, PiS przejmie KRS i decyzje o sędziowskich nominacjach.

Zmiana ustawy o ustroju sądów powszechnych daje ministrowi sprawiedliwości wyłączną władzę mianowania i odwoływania prezesów i wiceprezesów sądów. Ci będą mogli manipulować składami sądzącymi tak, by sprawy ważne dla władzy trafiały do odpowiednich sędziów. Sprawy ma przydzielać komputer (dziś obowiązuje porządek alfabetyczny), ale nie wiadomo, według jakich kryteriów, bo o tym ustawa milczy. Gdyby ważna dla władzy sprawa trafiła jednak do „niewłaściwego” sędziego, prezes sądu mógłby przenieść go, bez jego zgody, do wydziału rejestrowego, a sprawę dać sędziemu „dyżurnemu”.

W PRL-u PZPR nie miała większości sędziów. Ale miała swoich prezesów, swoich przewodniczących wydziałów i jednego lub kilku zaufanych sędziów w każdym sądzie czy wydziale. To pozwalało partii rządzącej kontrolować orzecznictwo. Wracamy do tych czasów.

Akordem końcowym będzie – prawdopodobnie w przyszłym tygodniu, przejęcie Sądu Najwyższego. Sędziów do niego wybierze przejęta wcześniej Krajowa Rada Sądownictwa. Jeśli wszystko pójdzie po myśli PiS, to 12 września, na kiedy to Sąd Najwyższy wyznaczył rozpatrzenie pytania prawnego Sądu Apelacyjnego w Warszawie zmierzającego do ustalenia, czy Julia Przyłębska została skutecznie mianowana prezesem Trybunału Konstytucyjnego, rozpatrzy już dobrany odpowiednio skład sędziowski.

Pozostaje przejąć sądownictwo administracyjne – wzorce przejęcia są gotowe.

Nie ma już w Polsce mechanizmów kontrolujących i powstrzymujących władzę wykonawcą. PiS rozmontował je krok po kroku. Jedyną bronią jest społeczny opór. Opór obywateli, w tym sędziów. PiS ograniczył nam prawo do zgromadzeń, ale mamy WOLNOŚĆ zgromadzeń w konstytucji. Nie musimy pytać władzy o zgodę, żeby przeciw jej poczynaniom protestować.

Przez cały dzień i noc, gdy w Senacie trwała dwunastogodzinna debata nad sądowymi projektami, obywatele protestowali pod parlamentem. Parlamentem odgrodzonym od obywateli barierkami i kordonami policji. Upominali się o poszanowania konstytucyjnego rozdziału i równowagi władz. Senatorowie PiS obywatelami się nie przejęli. Wcześniej prezes PiS Jarosław Kaczyński zagroził, że kto się wyłamie z głosowania nad „reformą sadownictwa”, ten nie znajdzie się na listach partyjnych w następnych wyborach.

Jednak obywatelski protest ma wielkie znaczenie moralne i polityczne. Jego skuteczności nie należy mierzyć odstąpieniem władzy od jej zamiarów. PiS od początku rządzenia stosuje przemoc prawną i dyktaturę większości. Skuteczność obywatelskich protestów polega na dawaniu świadectwa sprzeciwu i budzeniu obywatelskiej samoświadomości i solidarności.

Tej, jedynej już w tej chwili, dostępnej obywatelom broni możemy użyć do nacisku na prezydenta Andrzeja Dudę, by zawetował obie ustawy. Zawetował, a nie posyłał do Trybunału Konstytucyjnego Dobrej Zmiany. Wtedy Sejm musiałby znaleźć większość konstytucyjną 3/5 głosów, aby odrzucić weto.

Walczyć należy do końca. Zaniechanie jest grzechem. W niedzielę pod Sejmem obywatele spotykają się pod hasłem „To nie koniec! Powstrzymajmy zamach stanu”. Nie wolno nam oddać demokratycznego państwa prawa walkowerem.