Dubler sędziego TK publicznie poniża Trybunał i „skarży na Polskę”

To, że PiS w Trybunale Konstytucyjnym umieszcza w roli sędziów ludzi, którzy mają tam pilnować jego interesów, widać było od dawna: po ich zachowaniu. Na przykład sędziowie wybrani legalnie do Trybunału przez PiS – Julia Przyłębska, Piotr Pszczółkowski i Zbigniew Jędrzejewski – blokowali wybór następcy prof. Andrzeja Rzeplińskiego na stanowisku prezesa TK do czasu, aż PiS zdąży uchwalić nowe przepisy.

Teraz jeden z nominatów PiS do Trybunału – Lech Morawski – oświadczył wprost, publicznie, że działa w imieniu rządu. Zrobił to na konferencji o polskim kryzysie konstytucyjnym, która we wtorek odbyła się na Uniwersytecie Oksfordzkim. Morawski nie krył swoich sympatii politycznych: „Nasi oponenci przegrali wybory” – powiedział. Uczestniczący w konferencji profesor Marcin Matczak (UW) zapytał go, jak rozumieć te słowa, skoro konstytucja nakłada na sędziów obowiązek bezstronności politycznej? „Powiedzmy to głośno, kogo pan tu reprezentuje: Trybunał Konstytucyjny czy obecny rząd?” – zapytał profesor.

„Oba” – odpowiedział prof. Morawski. A konstytucję nazwał „legislacyjnym dramatem”.

Posłowie PO zażądali od premier Beaty Szydło wyjaśnień, czy Morawski mówił to w imieniu rządu. I domagają się, by Morawski odszedł z Trybunału. Prof. Lech Morawski nie jest sędzią TK. Jest dublerem sędziego: został przez PiS wybrany na zajęte już w TK miejsce, więc ten wybór nie wywołał skutków prawnych. Stwierdził to w uzasadnieniu kilku wyroków Trybunał Konstytucyjny. Być może dlatego, że nie jest legalnym sędzią, Lech Morawski nie traktuje poważnie przysięgi sędziego konstytucyjnego. Ma poczucie bezkarności, bo do dyspozycyjności wobec władzy przyznaje się otwarcie.

Ochrony władzy PiS doznaje od jakiegoś czasu: niedługo przed „wyborem” do TK uczestniczył w wypadku drogowym i prokuratura prowadzi postępowanie, oceniając, że był jego sprawcą. Tak orzekł też biegły. Prokuratury nie dotknęła jeszcze wtedy „dobra zmiana”. Chciała stawiać mu zarzuty, ale ocalił go „wybór” do TK. A po „dobrej zmianie” w prokuraturze sprawę nadzoruje Prokuratura Krajowa. Sprzeciwiła się wnioskowi prokuratury o uchylenie Morawskiemu sędziowskiego immunitetu, twierdząc, że materiał dowodowy w postaci ekspertyzy biegłego jest niekompetentny.

Jawna dyspozycyjność powołanych przez PiS do Trybunału osób (na razie pewną dozą niezależności wykazał się tylko sędzia Piotr Pszczółkowski) jest skandaliczna, sprzeczna z konstytucją i zasadami sędziowskiej etyki. Powinna być powodem usunięcia z Trybunału w trybie dyscyplinarnym. I postawienia przed Trybunałem Stanu. Tylko że o takich sankcjach musieliby decydować inni dyspozycyjni sędziowie TK. Koło się zamyka. I o to chodziło.

Podobnie może być w całym wymiarze sprawiedliwości. Jeśli powiodą się plany PiS zmiany konstytucji, nie będzie już w niej (jak wynika z projektów PiS z 2005 i 2010 r.) zakazu przynależności sędziów do partii politycznych. Wrócimy do czasów PRL-u, gdy sędziowie dla kariery zapisywali się do PZPR.

Lada chwila uchwalone zostaną, z inicjatywy PiS, przepisy, które oddadzą politykom władzę nad mianowaniem i odwoływaniem sędziów (ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i o ustroju sądów powszechnych). Po wystąpieniu Lecha Morawskiego nie ma złudzeń: dobór na stanowiska sędziowskie będzie się odbywał z klucza politycznego.

To za chwilę. Na razie mamy Trybunał Konstytucyjny, w którym PiS ma ponad połowę składu, czyli nie ma szans, by jakakolwiek sprawa została rozstrzygnięta nie po myśli PiS. Do tego Trybunałowi prezesuje sędzia Julia Przyłębska, wybrana prezesem z naruszeniem prawa, której każda decyzja wydaje się konsultowana z PiS. Na przykład poseł PiS Arkadiusz Mularczyk odwiedził w Trybunale Julię Przyłębską w przeddzień złożenia tam skargi na tryb wyboru Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersadorf. Przyznało to Biuro Prasowe Trybunału. Pytane o cel wizyty, odpowiedziało, że Mularczyk odwiedził Trybunał wraz z rodziną. „Celem wizyty było pokazanie rodzinie budynku TK, w którym poseł występuje jako przedstawiciel Sejmu RP”.

Trybunał odwiedził też pełnomocnik rządu ds. służb specjalnych Mariusz Kamiński. A nieoficjalnie dowiedziałam się, że także prokurator generalny Zbigniew Ziobro – przed złożeniem w Trybunale wniosku o stwierdzenie nielegalności wyboru trzech sędziów w 2010 r. i o odsunięcie ich od orzekania do czasu rozpatrzenia tej skargi (termin rozprawy do dziś nie jest wyznaczony).

Julia Przyłębska i jej pełnomocnik Mariusz Muszyński zdecydowali też, że mediom nie wolno rejestrować dźwięku i obrazu z rozpraw przed Trybunałem. Stało się to niedługo po tym, jak tego samego w Sejmie zakazał marszałek Marek Kuchciński (PiS).

Z kilku niezależnych źródeł dowiedziałam się też, że sędzia Przyłębska rozmawiała z przedstawicielami Komisji Weneckiej podczas ich pierwszej wizyty w Polsce (gdy badali nową ustawę o TK), pełniąc funkcję przedstawiciela… rządu. To mocno zdumiało członków Komisji.

Prof. Morawski nie tylko podważył na forum międzynarodowym zaufanie do Trybunału, ale też „skarżył na Polskę” – jak lubi mówić PiS. Roztoczył w Oksfordzie czarną wizję swojej ojczyzny: najważniejsi politycy i sędziowie są skorumpowani „włącznie z członkami Trybunału Konstytucyjnego i sędziami Sądu Najwyższego”. „Możemy pokazać bezdyskusyjne dowody. Korupcja rujnuje mój kraj” – mówił.

Gdyby podobnie zachował się „stary” sędzia TK, minister sprawiedliwości-prokurator generalny Zbigniew Ziobro natychmiast zwołałby konferencję i ogłosił, że polecił prokuraturze wszcząć postępowanie sprawdzające z przepisu uznającego za przestępstwa „poniżanie konstytucyjnych organów” i „działanie na szkodę” RP. Ale w rządowych „Wiadomościach” TVP nie wspomniano nawet o występie Lecha Morawskiego. Morawski wyraźnie jest obywatelem pierwszego sortu. A może i obywatelem deluxe?

Ale jego oksfordzka wypowiedź to, w gruncie rzeczy, okoliczność szczęśliwa: oficjalnie wiemy, że w Trybunale Konstytucyjnym PiS stworzył trzeci ośrodek swojej władzy. Nie ma wątpliwości, że Trybunał z partyjnymi zaufanymi w składzie nie może odgrywać swojej roli: badać zgodności prawa z konstytucją. A ponieważ nie ma wątpliwości – nie ma też po co kierować do niego spraw.

Tym bardziej że w Trybunale orzeka trzech dublerów sędziów, co sprawia, że rozstrzygnięcia wydane z ich udziałem nie są wyrokami (bo w Trybunale mogą orzekać tylko sędziowie). „Starzy” sędziowie (z wyjątkiem sędziego Stanisława Rymara, który rozstrzygnięcia wydanego z dublerem nie uznał za wyrok) do tej pory w zdaniach odrębnych stwierdzali, że co prawda dublerzy nie są sędziami, ale zaprzysiągł ich prezydent, wiec rozstrzygnięcie wydane z ich udziałem traktują jak wyrok.

Nie spodziewam się, by władza PiS i jej sędziowie chcieli jakkolwiek rozliczyć Lecha Morawskiego za poniżanie Trybunału. Przyzwoitości wymaga się od przyzwoitych.

A jak „starzy” sędziowie ustosunkują się, w kontekście zasad etycznych i konstytucyjnych obowiązujących sędziego, do publicznej, wiernopoddańczej wypowiedzi dublera Morawskiego? Czy w ogóle się ustosunkują? Na razie zrobił to tylko, przymusowo urlopowany przez sędzię Przyłębską, wiceprezes TK Stanisław Biernat, który za miesiąc kończy kadencję. Inni „starzy” sędziowie się nie przyłączyli.

Tak czy siak Trybunału już nie mamy. Mamy wstyd.